Bez znieczulenia

170 35 11
                                    

Jimmy leżał na twardej powierzchni stołu i rozglądał się gorączkowo. Nie miał pojęcia gdzie się znajdował, wiedział natomiast, że nie czeka go tu nic dobrego. Nad nim, krążył starszy mężczyzna z czymś w rodzaju małego ostrza w dłoni i wyglądał, jakby do czegoś się szykował. Po drugiej stronie pomieszczenia zauważył Ritę. Uśmiechnął się do niej blado, by zapewnić, że już nie boli tak bardzo. Do czasu.

Mężczyzna przestał krążyć i usiadł na taborecie na wprost rany chłopaka. Po swojej prawej ustawił miskę. Jimmy nie mógł dostrzec zawartości.

– Co pan robi? – wymamrotał.

Medyk go jednak zignorował. Po chwili do stołu podeszła też Rita. Wiedziała, że pytanie o cokolwiek nie ma sensu, medyk i tak jej nie zrozumie. Zaniepokojona przyglądała się ostrzu noża, które przed chwilą zostało dokładnie przypalone na ruszcie. Co staruszek chciał z nim zrobić?

Zaczął od pozbycia się koszulki. Innym nożykiem przeciął materiał wzdłuż ciała i starał się odkleić zaschniętą krew. Kiedy sięgnął po gorący nóż, Rita jęknęła cicho.

Ból, który po chwili poczuł Jimmy, można porównać do celnego trafienia pioruna – paliło, skwierczało, syczało i krzyk sam wyrywał się z piersi.

Chłopak darł się wniebogłosy, jakby co najmniej obdzierano go ze skóry. W pierwszej chwili Rita chciała powstrzymać medyka i odciągnąć jego ręce od rany chłopaka, lecz opanowała się. Zdała sobie sprawę, że on pewnie wie co robi. Mimo wszystko Jimmy rzucał się jak ryba w sieci, mężczyźnie chyba to jednak nie przeszkadzało. Dopiero, kiedy zaczął kopać, z pomocą musiała przyjść Rita. Skinął na nią głową, ona zrozumiała przekaz. Z trudem złapała Jima za łydki i przydusiła do stołu. Patrzyła, jak chłopak bladymi pięściami kurczowo trzyma stół, jak zaciska szczękę i jak z oczu leją mu się łzy. Starał się nie krzyczeć. Co więcej, Rita podejrzewała, że to dlatego, że ona tu jest. Wciąż się przy niej krępował. W duchu przeklinała jego upartość, bo zdecydowanie wolałaby, gdyby wykrzyczał ból. Musiało boleć. Grzebanie rozgrzanym do czerwoności narzędziem w prawie świeżej ranie postrzałowej mogło być uznane za sposób tortur.

– Zabij! – wykrzyknął w końcu. – Zabij mnie, błagam!

Jimmy nie wiedział oczywiście, że stary medyk za nic nie jest w stanie go zrozumieć, a nawet jakby zrozumiał, uznałby to za majaczenie cierpiącego. Tym ten krzyk w istocie był.

– Proszę do mnie, droga pani – wódz wezwał Ritę wchodząc do pomieszczenia.

Odpowiedział mu wrzask rodem z horroru. Operacje tego typu bez znieczulenia, to... Rita nawet nie próbowała sobie tego wyobrazić. Puściła nogi chłopaka, delikatnie i pokrzepiająco ścisnęła jego bladą dłoń i poszła za wodzem. Tamten wprowadził ją do innego pomieszczenia i zamknął drzwi.

Dziewczyna rozejrzała się pobieżnie. Ściany wykonane z poprzecznie ustawionych belek, podobnie zresztą jak podłoga. Kamienny kominek, duże łoże, kolorowe dywany na ścianach, podejrzewała, że to coś w rodzaju arrasów, czy płócien. Przedstawiały coś w rodzaju bóstwa, sama nie była pewna. Wydawało jej się, że już gdzieś się z czymś takim spotkała. Wódz wskazał jej drewniane siedzisko przy oknie. W kominku tliło się lekki płomień, więc w pokoju było dość ciepło. Mężczyzna podał jej kubek z czymś gorącym w środku. We wrzątku pływały listki jakiejś rośliny. Może nie była to pełnoprawna herbata, ale smakowało nieźle.

– Paulo Sin. Sprawuję tu funkcję najwyższego urzędnika i kapłana, pani...?

– Rita, miło mi – podała mu rękę i uśmiechnęła się lekko.

– A pani towarzysz?

– Jimmy – odparła. – Ja naprawdę przepraszam, że ma nas pan na głowie, my nie mieliśmy gdzie iść, bo...

Góra Mau Sinal [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz