Jimmy szedł kilka kroków za Ritą i uginał się pod ciężarem plecaków. Jak to stwierdziła dziewczyna: „Co z tego, że jesteś chory? To ty w tym pseudo związku jesteś facetem i ty będziesz to dźwigał". Na słowo „związek", odrobinę się rozochocił, ale entuzjazm opadł po kilku minutach. Prawda była taka, że wszystko go niemiłosiernie bolało i prawdziwie umierał w środku, ale też nie chciał zwalać ciężkich rzeczy na Ritę. Musiał więc siedzieć cicho i przyjąć to na klatę.
– Ta mapa jest dość chaotyczna, przyznaję – stwierdziła dziewczyna idąc korytarzykiem prowadzącym od kryjówki i latarką podświetlając sobie papier – aczkolwiek wiem już mniej więcej, do których pomieszczeń ci kretyni w ogóle nie zaglądają. To dość ryzykowne, oczywiście, ale innej opcji nie mamy.
– Czyli znowu będziemy gnić jak te szczury w jakiejś norze? – burknął chłopak.
– Po pierwsze, tylko, dopóki czegoś nie wymyślę, po drugie, chciałeś spać, więc nie jęcz.
– Odechciało mi się – mruknął. – Najchętniej rozniósłbym tę cholerną budę, mam jej dość.
Przyglądał się szaro-żółtym ścianom z odrazą i znudzeniem miał ich już po dziurki w nosie.
– Chcesz rozwalić wiekową świątynię? Sam? – parsknęła.
– Nie no, ty też tu jesteś.
– Nie wezmę w tym udziału, wariacie. Lecz się.
Jimmy parsknął tylko pod nosem.
Po cichym krążeniu wśród labiryntów Mau Sinal, w końcu dotarli na miejsce. Kolejna, wilgotna dziura, w której mieli ukrywać się przez najbliższe dwanaście godzin. Jim westchnął przeciągle.
– Znowu zaczynasz marudzić? – spytała. – Gorzej niż baba z okresem, naprawdę.
– Nie chce mi się tu kisić. Wolałbym gdzieś iść, coś zrobić...
– Może od razu poproś, żeby cię zastrzelili, co? Bo najwyraźniej masz owsiki – mruknęła.
– Chciałem spać tylko godzinę. Potem moglibyśmy już iść – zaznaczył.
– Potem, to oni będą na nogach i nas zgarną, głupku. Zresztą ja też transformersem nie jestem i muszę się wyspać, egoisto.
Chłopak załamał ręce. Rzucił plecaki i koc na ziemię, po czym sam oparł się o wilgotną ścianę.
– Niech ci będzie – westchnął. – Zróbmy sobie przerwę. Chwilową. I daj ten koc, bo mi zimno.
Po chwili Jimmy leżał już na ziemi, okryty szczelnie jak mała, okrąglutka cebulka i chrapał w najlepsze. Jeszcze pół godziny temu był w stanie zrównać z ziemią całą górę, a teraz leżał skulony i z tobołka wystawała mu tylko główka. Gorączka opadła po chininie, którą przyjął, więc Rita mogła położyć się obok spokojna o jego zdrowie. Nie miała koca, ale nie stanowiło to problemu. Czuła się po prostu zmęczona i w zupełności wystarczyła jej podłoga.
– Jak chcesz, to mogę trochę oddać – usłyszała po swojej lewej. Odwróciła się i zobaczyła niebieskie oczka Jima wyglądające spoza kocowej zasłony. Malowała się w nich szczera troska.
– Śpij, Wymoczek, bo masz durnowate pomysły – mruknęła.
– Mówiłem serio – odparł. – Tu jest jeszcze sporo miejsca – chłopak uśmiechnął się chytrze i odrobinę rozchylił poły okrycia.
– Dobranoc – odparła i odwróciła się z powrotem.
– Ale...
– Dobranoc, powiedziałam – przerwała.
CZYTASZ
Góra Mau Sinal [THE END]
AksiMówią, że ta góra jest przeklęta. Nikt nie wie, co znajduje się w jej wnętrzu, szczególnie, że w ciągu ostatnich lat dzieją się tam naprawdę dziwne rzeczy... "- Czy to budowali anorektycy? - skrytykował Jim. - Te przejścia są wąskie, jakby zaprojekt...