Rozdział 3

2K 81 2
                                    

Marcelina

Od rana siedzę przy samochodach. Gdy tylko zaprowadzili mnie do wielkiego garażu liczyłam, że uda mi się uciec. Jednak przeliczyłam się. Przez moją próbę jedynie doprowadziłam do tego, że pilnowało mnie dwóch mężczyzn.
Musiałam naprawić jego samochody, a także je ulepszyć. Miałby wygrać w każdym wyścigu. Oczywiście byłam do tego zdolna. Mogłabym nawet uczynić je jednymi z najlepszych samochodów w Europie, ale nie dam im tego. Musiałam wprowadzić cichy sabotaż.
Jeśli samochody przekroczą dwieście trzydzieści kilometrów na godzinę ich system przegrzeje się. Może się to skończyć wybuchem.

Brian

Jesteśmy w drodze po moją siostrę. Próbuje cały czas wierzyć, że nic jej nie jest. W dodatku musimy odbić ją z zaskoczenia. W końcu nie wiemy ile Shaw ma ludzi.
Siedzę w samochodzie i czekam na sygnał od Doma i Letty. Po chwili dopiero dostałem go, na co nacisnąłem pedał gazu. Plan był dość prosty. Moją rolą było odbicie Marceliny. Reszta robiła zamieszanie.
Uniosłem brew w zdziwieniu. Była w środku garażu. Drzwi były otwarte. Jedynie udało mi się wypatrzyć dwóch ludzi Shaw'a.
Nie tracąc czasu podjechałem tam.
-Marcelina! - krzyknąłem na co dziewczyna uniosła głowę. Spojrzała na mnie znad otwartej maski samochodu i widziałem lekkie zmieszanie. Dopiero po chwili biegiem ruszyła w moją stronę. Mężczyźni próbowali ją złapać. Młoda jednak nie dała się bez walki uderzając jednego kluczem w brzuch, a drugiemu zafundowała mocnego kopniaka w krocze.
Otworzyłem szybko drzwi, a dziewczyna z impetem wpadła do samochodu.
-Jedź! - krzyknęła na co opamiętałem się i ruszyłem.
Przekląłem pod nosem gdy w lusterku zobaczyłem ścigające mnie samochody.
-Siedzą mi na ogonie! Mamy awaryjny plan?! - złapałem za krótkofalówkę. 
Po chwili w słuchawce odezwał się Tej.
-Mam plan! Robimy dym, a Marcelina wskoczy do mojego samochodu. Sam dasz radę ich zgubić.
-Jasne – odpowiedziałem i kątem oka spojrzałem na dziewczynę. -Dasz radę?
-Oczywiście, że tak – odparła, a w jej głosie doskonale słychać było determinacje.
Postępowaliśmy według planu. Lekki strach pojawił się w oczach Marceliny, gdy stała już w oknie, ale naprawdę dała radę. Poczułem wręcz dumę z niej.
-Mam ją! Jedź! Będzie bezpieczna – powiedział Tej, a mi tylko to wystarczyło aby przyspieszyć i odłączyć się od grupy. Dzięki krętym uliczką włoskiego miasteczka, a także wcześniejszemu objechaniu ich dobrze wiedziałem, gdzie skręcić. Byli dobrzy, ale dałem im radę. Mieliśmy się spotkać pod domem dziadków.

Fast FamilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz