ROZDZIAŁ I

24 3 2
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Beep Beep Beep

Obudził mnie alarm budzika leżącego 2 metry ode mnie, więc żeby go wyłączyć musiałam zwlec się z łóżka. Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą Lukrecję, która chyba czytała w moich myślach i bez pytań pozbyła się problemu. Pamiętam jak łzy spływały jej po policzkach kilka godzin temu. Nie chciałam z nią rozmawiać na ten temat, więc podniosłam kołdrę, a ona do mnie wskoczyła. Mocno ją przytuliłam. Leżałyśmy tak kilka minut, aż po chwili mama zawołała nas na płatki z mlekiem i obie pędem ruszyłyśmy do kuchni. Po śniadaniu jak to bywa w codziennej rutynie, poszłam wziąć szybki prysznic. Stojąc pod strumieniem ciepłej wody myślałam o Alexie i relacjach pomiędzy nami. Widziałam jak nasza przyjaźń zaczyna przeradzać się w coś więcej. Alex był wysokim brunetem o niebieskich oczach. Najlepsze co posiadał, to dredy. Znaliśmy się prawie od dziecka. Od dziecka też ćwiczyliśmy razem na gitarach, a nasz epicki band zwał się bardzo ambitnie i profesjonalnie, „Niemyte jeże"...

Deliberowałam tak z zamkniętymi oczami, gdy nagle przerwał mi zimny powiew wiatru. Próbowałam otworzyć patrzałki, ale były całe zamydlone i zaczęły mnie piec. W pomieszczeniu robiło się coraz zimniej. Gdy udało mi się je otworzyć ujrzałam otwarte okno. Drzwi do łazienki    ( jak zresztą zawsze) były zamknięte na klucz. Wyjrzałam przez otwór i wszystko wydawało się się w jak najlepszym porządku.

„Może ktoś po prostu nie domknął okna"- próbowałam sobie wmówić „Tak, z pewnością. Tylko, że ja sama w to za bardzo nie wierzę"- dodałam w myśli. Zamknęłam okno. Byłam już spóźniona. Wybiegłam z łazienki jakby poparzona i z prędkością światłą zbiegłam na dół po schodach przeskakując moją najmłodszą siostrę- Jasminę, która zagrodziła mi drogę swoim chodzikiem. Pognałam do salonu, żeby wziąć drugie śniadanie zarzuciłam na siebie kurtkę i poszłam przed siebie. Na dworze ujrzałam liście wirujące przed naszym domem i psa bawiącego się z nimi. Zawsze rano po przejściu kilku ulic spotykałam się z moimi przyjaciółkami i szłyśmy razem na przystanek. Przeważnie słuchałyśmy muzyki i rozmawiałyśmy o tym co nam akurat ślina na język przyniesie. Jednak tego dnia, gdy podeszłam do nich bliżej, wyraźnie usłyszałam, że dziewczyny się kłócą i wyzywają od najgorszych. Przyspieszyłam kroku, aby zaraz zapobiec kłótni, ale ona się już rozwinęła:

- Mówiłam trzymaj łapy z dala od Michaela?- zapytała z dużą pewnością siebie Melanie

- Przecież ja nic nie zrobiłam!- odpowiedziała Isabel

- Jasne, bo ci uwierzę, a to „przypadkowe" wpadnięcie na niego na korytarzu, też „przypadek", czy zwykła przyjaciółka, do której właśnie w tym momencie straciłam zaufanie?!

Po tych słowach Melanie odeszła od Isabel. Próbowałam ją zatrzymać, ale włożyła słuchawki i poszła.

-Zaś się kłócicie o pierdoły? - zapytałam

-Ale ja jej nic nie zrobiłam, przecież każdemu może się zdarzyć wypierniczenie się jak pingwin na lodzie tylko że na korytarzu. Nie moja wina, że szedł tam akurat „przyjaciel" Melanie.

- Dobra, chodź już, bo zaraz się spóźnimy. Ogarniemy tę sprawę w szkole..

Melanie szła kilkadziesiąt metrów przed nami, i przez całą drogę, ani razu się nie odwróciła. Gdy doszłyśmy na przystanek zorientowałam się, że mamy nowy miesiąc, a mój bilet jeszcze nie kupiony. Wsiadłam do pojazdu z nadzieją, że kontroler nie będzie miał zamiaru wsiąść akurat do naszego autokaru, akurat w ten jeden dzień, kiedy zapomniałam kupić nieszczęsnego biletu i nie wzięłam pieniędzy.

Siadłam koło znajomego ze szkoły na końcu autobusu, włożyłam słuchawki i zaczęłam słuchać muzyki. Patrząc na dziewczynę siedzącą na przodzie autobusu jadącą tyłem do przodu spostrzegłam coś dziwnego. Patrzyła się na mnie cały czas, gdy zwróciłam oczy w jej stronę, zobaczyłam je. Dziewczyna miała te same oczy, które należały do stworzenia, które nawiedzało mnie w snach. Miała ten sam blask w oczach jak on, to samo zło. Wyglądała jakby była opętana, nie spuszczała ze mnie wzroku. Przeraziłam się...

...

...

...

-Nie słyszysz co do ciebie mówię?- ocknęłam się nagle, a przede mną wyrósł tak bardzo wyczekiwany przeze mnie kontroler biletów. No cóż po moim szczęściu mogłabym się spodziewać, że to nastąpi.

- Kontrola biletów, pokaż bilet- powiedział donośnym głosem

- Dzień dobry, a więc – poczułam jak Marcus ( kolega ze szkoły) wkłada mi papierek do ręki, nie wiedziałam, czy miałam mu ufać, bo był to chłopak, dla którego zazwyczaj ośmieszenie innych było niezłą zabawą.

„Co mi zależy"- powiedziałam w myślach i pokazałam karteczkę mężczyźnie. Wziął ją do ręki, a ja już wiedziałam, że będzie mandat, a o nowej gitarze mogę sobie tylko pomarzyć. Po chwili oddał mi kawałek papieru i wrócił do kierowcy. Zdziwiona, a zarazem szczęśliwa spojrzałam na druczek i moim oczom ukazał się bilet kupiony przed chwilą w autobusie przez Marcusa.

- Dzię...- zaczęłam, ale przezwał mi w połowie słowa

- To dasz mi to zadanie z maty?- i w tym właśnie momencie zobaczyłam kontrolera patrzącego się podejrzanie w naszą stronę, który właśnie wysiadał z autobusu.

-Nie ma sprawy, Lucy- odparł Marcus i puścił do mnie oczko, w momencie kiedy minęliśmy właśnie kontrolera odjeżdżając z przystanku

- Kupiłem dzisiaj rano, bo wiedziałem, że usiądę z kimś, kto ma już sklerozę..- parsknął śmiechem, a ja uderzyłam go lekko w ramie- nie no żartuje.. myślałem, że nie mam jeszcze miesięcznego, ale najwidoczniej jak brat był wczoraj na mieście, to mi kupił, a ja nic o tym nie wiedziałem.

AbductionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz