Część I~Rodzeństwo Tachikawa

46 8 1
                                    

||Narracja 3-osobowa||

***

Oto nadszedł czas na zupełnie nową historię...
Przepełnioną miłością, wzajemnym poświęceniem, łzami smutku i radości,
Oddaniem...Lojalnością...
Rozterkami oraz tajemnicami poruszającymi serce.
A między tym wszystkim oczywiście nie zabraknie szczerej komedii.

Wszystko natomiast miejsce będzie miało w Japonii, a konkretniej w pewnym przepięknym, malowniczym miasteczku zwanym Osaką,
Gdzie pomiędzy blisko 9'ma milionami ludzi, zamieszkuje również Tachikawa Beru - dziewiętnastoletni pracownik salonu fryzjerskiego.
Wynajmując niewielkie mieszkanko poza centrum, wiódł on bardzo spokojne, czasami wręcz monotonne życie.
Lecz to jedynie do czasu,
Gdy w swe progi przyjął troje przybłęd...
Nawet nie podejrzewał, jak wiele zmieni to w jego codziennym harmonogramie.
A także...Sercu.

***

Piątek 22'go Czerwca, roku 2012'go.
|OSAKA|


W domu przebywał jedynie dziewiętnastoletni młodzieniec, który po połowie dnia spędzonego w pracy, w końcu mógł zająć się porządkami w swoim mieszkanku.
Żyjąc już ponad rok na własną rękę, przywykł do takich zadań, a nawet weszły mu w nawyk.
- No...I czyściutko - przetarł spocone czoło, spoglądając na lśniący salon - Aach...Nareszcie mogę troszkę odpocząć... - odetchnął, uśmiechając się lekko - [Nazywam się Tachikawa Beru i od roku mieszkam sam w ucieczce przed irytującymi rodzicami, którzy nieustannie szukali we mnie problemu...] - opadł bezwładnie na miękki fotel, prostując nogi - [Początkowo było ciężko, ale szybko poczułem czym jest ta wspaniała wolność, o której powstało tak wiele sławnych dzieł...] - przeciągnął się, ziewając głośno - [Ale...] - zamyślił się - [Ta moja wolność nie trwała wcale tak długo...] - wyjrzał przez okno. Niebo było tak błękitne tego dnia jak jeszcze nigdy przedtem - [Ponieważ...] - oto w pomieszczeniu rozległ się stłumiony klang przekręcanego klucza.
- Wróciliśmyyy~!! - wykrzyczała chórem para siedmioletnich bliźniąt, wbiegająca do przedpokoju.
W momencie zerwał się z siedzenia, wychodząc im naprzeciw.
- Witajcie w domu... - przywitał ich z troskliwym spojrzeniem.
- Beru nii-chan~!! - pierwszy wlepił się w niego zielonooki chłopiec.
- Dzień dobry - pogłaskał go po głowie - [Oto najmłodszy z nas - Tororo, choć ja wołam na niego To-chan. Cóż mogę o nim powiedzieć? Choć jest jeszcze mały...Nieźle daje w kość...]
- Nihiii - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu - Beru nii-chan!
- [Typowy mały łobuz...Zawsze wraca do domu z nowymi siniakami, czy obdarciami i tylko Bóg raczy wiedzieć skąd one się biorą...]
- Onii-chan... - pociągnął go za rękaw drugi, nieco niższy od swojego klona, chłopczyk.
- Ach, ty też, Ko-chan - przytulił go delikatnie - [Następny w kolejce to Kokoro aka Ko-chan. Mój mały aniołek...Moja nadzieja...] - wzruszył się w duszy - [Ach, jakże on mi przypomina mnie samego sprzed lat...Taki ułożony...Taki grzeczny...]
- Ihihihi~ n////n
Jako ostatni do mieszkania wszedł niezbyt wysoki nastolatek o turkusowych oczach, zamykając za sobą.
- Ryouta...Dzień dobry - powitał go ciepło - [I ostatni do kompletu, zaledwie rok młodszy ode mnie. Ryouta...Nie mam dla niego żadnego przezwiska...Nie dlatego, że nie jestem w stanie żadnego wymyślić, ale dlatego że...]
- Dzień dobry~!! - oznajmił radośnie.
- [Ale dlatego, że...] Miło, że jesteście już w domu - pogładził jego czarną czuprynę.
- Och... - zarumienił się w momencie.
- Hm?? [Zaczyna się...]
- Ehehehe...Nic takiego... - potarł sobie nos, chichocząc niezręcznie - Tak sobie tylko pomyślałem...
- Tak??
- Tak sobie pomyślałem, że...
- Że..??
- Że to wygląda...Jakbyśmy... - uśmiechnął się promiennie - Byli małżeństwem albo coś...Ehehehe.
- [No właśnie...I znów buja w obłokach...] G..Głupek..! - jego policzki również pokryły się silną purpurą - [Gdybym miał wymyślić jemu jakieś przezwisko...Jakie mogłoby być? Jest taki nieprzewidywalny...A jednocześnie niemal dokładnie wiem, czego mogę się po nim spodziewać...] - przyjrzał mu się uważnie - [To dziecko w ciele dorosłego mężczyzny..! Jego włosy roztrzepane tak samo jak cała osobowość...Śmieje się, wygłupia...Jest moim zupełnym przeciwieństwem w większości kwestii. Właśnie dlatego wolę nie szukać dla niego żadnego przydomku...Poza tym...] - obrócił się na pięcie - R..Rozbierzcie się...A potem zapraszam do kuchni. Pomożecie mi z obiadem... [Poza tym...] - podążył przed siebie, kryjąc zawstydzoną twarz - [Lubię jego imię...W pełnej okazałości...]

Wszyscy Kochają BeruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz