Rozdział 1

1.1K 69 3
                                    

- Nie ma przejścia, przecie mówię.

- A ja mówię, że z posłaniem do grododzierżcy jadę.

- A ja mówię, że to właśnie grododzierżca wydał rozkaz nikogo do miasta nie wpuszczać.

- Kiedy ja właśnie w tej sprawie z posłaniem...

- Jazda mi stąd, bo nie zdzierżę. Mówi się jak do człowieka, to nie rozumie. - Strażnik przy bramie zaprezentował posłańcowi wyjątkowo wulgarny gest ręką.

- To jak niby mam...?

- Zjeżdżajta mi. Bez glejtu, powtarzam, nie wpuszczam.

Hendrik zaklął pod nosem, obrócił się na pięcie i odszedł, w myślach wymieniając najplugawsze określenia, jakie mógł znaleźć, aby użyć ich pod adresem strażnika. Jechał z ważnym posłaniem do grododzierżcy. Miał je dostarczyć priorytetowo. Szło właśnie o tę blokadę na moście prowadzącym do miasta. Teraz był wściekły, a czuł się kompletnie bezradnie.

- Nie ma przejścia. Miasto zamknięte.

Hendrik obrócił się na dźwięk tych jakże znienawidzonych słów i stukotu kopyt konia nowego przybysza.

- Mam rozkazy bez glejtu nie wpuszczać.

- Dla mnie będziecie musieli zrobić wyjątek.

Nowoprzybyły odrzucił kaptur z głowy. Jego włosy były całkiem białe, ale na starego nie wyglądał. Hendrik z zaciekawieniem przyjrzał się nieznajomemu. Jego uwagę przykuła rękojeść miecza stercząca znad ramienia białowłosego. Tak, to z pewnością była rękojeść miecza, bo cóż innego? Resztę skrywał szary podróżny płaszcz, ale wątpliwości nie było. Po cholerę komu miecz na plecach, zamyślił się posłaniec.

- Widzicie go! A niby z jakiej racji mam dla kogokolwiek robić wyjątek? Patrzajta na tamtego, o. Niby jakowy ważny posłaniec, a co mnie to obchodzi. Rozkaz był bez glejtu nie wpuszczać, to nie wpuszczam.

- A co powiecie na to? - Białowłosy wręczył strażnikowi pergamin zwinięty w rulon.

- Mnie to nic nie obchodzi, co tu stoi. Ja mam rozkazy...

- Właśnie tu masz nowe rozkazy.

- Kiedy ja czytać nie umiem.

- To zawołaj se kogoś, kto ci przeczyta.

- Ej, Zenek, chodź no tu. Kolejny przybłęda dupę zawraca.

- No co jest? - Z kanciapy chwiejnym krokiem wyszedł drugi mężczyzna, zapewne zwany Zenkiem. Jego stan był wyraźnie wskazujący.

- Ty, Zenek, umiesz czytać, co nie?

- Ono żem umiem, dawaj to.

Widać było, że Zenkowi z trudem przychodzi odszyfrowywanie, jawiących się mu podwójnie, czy kto wie ilukrotnie, liter. W końcu po długim czasie podrapał się po głowie, cudem nie trafiając sobie palcem w oko.

- Geralt z Rivii?

Przybyły potwierdził skinięciem głowy.

- Przepuść go Revan, niech wjeżdża.

- A co tam niby stoi w tych kulfonach?

- A to, że to wiedźmin i na prośbę grododzierżcy ma się zająć tym to potworem, co przez niego miasto zamknięte.

- A chyba, że tak... Czekaj, czekaj Zenek! Autentyk to aby?

- Eee... Pieczęć wygląda dobrze.

- A to wszystko w porządku. Możecie wjeżdżać, panie. Otwórzcie bramę, wy lenie, ruszać mi się co żwawo!

- A ja? - rzucił Hendrik, mając nadzieję, że uda mu się skorzystać z okazji i również przedostać do miasta.

Wiedźmin: Co ma być, to będzieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz