- Możesz mi łaskawie powiedzieć, dlaczego, do cholery, nie mogliśmy przeczekać tej nawałnicy!? - Jaskier spróbował przekrzyczeć grzmot burzy.
Biegli z powrotem w stronę miasta, nie oglądając się na nic. Burza w błyskawicznym tempie przyszła, jeszcze zanim głowa wiedźmina ukazała się w wylocie jaskini. Nawet nie pokonali połowy drogi przez łąki, kiedy dopadł ich grad. I to nie byle jaki. Lodowe kulki można było wielkością porównać do całkiem dojrzałych żołędzi.
- Mam złe przeczucia, Jaskier.
- Ale względem czego...? - Poeta miał już niezłą zadyszkę, choć ledwie dotarli na groblę. - Możesz... wyjaśnić?
- Później.
Nawałnica szalała, a wraz z przebrzmieniem ostatniego grzmotu zerwał się silny wiatr, sprawiając, że gradowe kulki uderzyły ze zdwojoną siłą. W momencie kiedy dopadli wschodniej bramy miasta, niebo rozcięła kolejna błyskawica.
Zanim dźwięki walenia pięściami w dębowe wrota dotarły do schowanych w kanciapie strażników, zdążyły przebrzmieć dwa następne grzmoty.
- Dokąd... te-teraz? - Jaskier z trudem łapał oddech.
- Do domu Arnolda Henca.
- Po co? Powiesz wreszcie?
- Nie marudź, tylko chodź.
Geralt pognał dalej uliczką, a Jaskier spróbował za nim nadążyć. Mimo woli zaczął się zastanawiać, czy zwykły człowiek może mieć taką świetną kondycję, czy to kwestia bycia wiedźminem. Łapiąc się za bok pod żebrami, kiedy złapała go kolka, stwierdził, że ani chybi to sprawa wiedźmiństwa. No jak to tak, żeby on, nieraz uciekający przed nic nierozumiejącymi mężami pięknych niewiast, z którymi odbywał kulturalne rozmowy, żeby tak on nie mógł wytrzymać takiego biegu? Jednak co być mutantem, to...
Nie dane mu było dokończyć myśli. Ledwo wyhamował z pełnego biegu, żeby nie wpaść na Geralta, który właśnie dobijał się do domu zastępcy grododzierżcy.
- Już, już, o co idzie? - Drzwi otworzył Arnold Henc. - A to pan, panie Geralt. Niestety...
- Kto był odebrać nagrodę?
- Ano wiedźmin jaki, tak samo paskudnie mu z oczu patrzyło... O przepraszam - zreflektował się mężczyzna. - Znaczy się... Kocie oczy... miecz na plecach, medalion z kotem i łeb bestii na haku...
- Medalion z kotem?!
- Tak jak żem powiedział.
- Dawno poszedł?
- Nie. Chociaż sam nie wiem. Chyba na chwilę, zanim się ta nawałnica zaczęła.
- Nagrodę odebrał w złocie?
Grododzierżca zmarszczył brwi.
- A co wy się tak wypytujecie, panie wiedźmin, hę?
W drzwiach nagle pojawiła się Wala. Wyglądała na przerażoną.
- Arnold! Katja zniknęła!
- Jak to zniknęła?
- Bawiła się na ganku na tyle domu, idę tam teraz do niej z herbatą, patrzę, a jej...
Reszty zdania Geralt już nie słyszał. W jednej chwili znalazł się na podwórku przed gankiem. Na schodach leżała szmaciana laleczka, na stole na tacy stały filiżanki i talerzyk z pierniczkami, jedno z krzeseł przy stole było przewrócone.
- Panie wiedźmin, do kurwy nędzy, co tu się dzieje?
Geralt nie odpowiedział, ogarniał wzrokiem całe otoczenie, szukając jakichkolwiek szczegółów, czegokolwiek co...
CZYTASZ
Wiedźmin: Co ma być, to będzie
FanfictionCzy to miasto, czy to wieś, dla wiedźmina zawsze znajdzie się praca. Samotnie podróżujący przez Temerię Geralt natrafia na ogłoszenie dawnego znajomego. Bez zastanowienia (bo nad czym się zastanawiać, kiedy sakiewka świeci pustkami?) postanawia zbad...