Otwierając oczy, musiałam je przetrzeć, by uświadomić sobie, dlaczego w moim pokoju panowała grobowa ciemność.
Może już umarłam? Wyszłoby to wszystkim na dobre, a w szczególności mnie.
Opadłam ponownie na poduszki, widząc zaciągnięte żaluzje, które zmieniły swoje położenie wczorajszego wieczoru po raz pierwszy od kilku lat.
Nigdy wcześniej ich nie zaciągałam z tego względu, że z reguły budziłam się w środku nocy i siadałam na parapecie, obserwując uważnie, co dzieje się za oknem. Wpatrywałam się w księżyc, jeśli wisiał na firmamencie, albo w gwiazdy, kiedy wyjątkowo niebo nie było zasnute chmurami. Uwielbiałam przyglądać się kotu sąsiadów, który co noc siedział na murku i pilnował ulicy. Może to głupie, ale kojarzył mi się z Profesor McGonagall i kilka razy śledziłam futrzaka, żeby się upewnić, czy to nie ona, gdyż nadal czekałam na mój list z Hogwartu.
Co z tego, że było siedem lat za późno? Nadal miałam nadzieję.
Jednak tej nocy byłam zbyt wstrząśnięta wczorajszymi wydarzeniami i zaryglowałam się w swoim pokoju.
Zmierzch nie był spokojny - burza szalała zarówno na dworze, jak i w mojej głowie, jednak jeśli miałam być ze sobą w zupełności szczera, bardziej tchórzyłam z powodu tej drugiej.
Zamknęłam ponownie oczy, czując zmęczenie.
Nie spałam pół nocy, myśląc o poprzednim wieczorze, rozdrabniając wszystko na części i wsłuchując się w deszcz bębniący o dach. Drugie pół to koszmar, który sprawił, że dosłownie zerwałam się z łóżka z kropelkami potu występującymi na czole.
Panowała mroczna noc, całkiem podoba do tej poprzedniej, a ja tak samo jak wczoraj wracałam do domu i otrzymałam tajemniczą wiadomość. Różnica w tych koszmarach polegała na tym, że postać z czarnego samochodu we śnie wciągnęła mnie do środka, ale wnętrze w niczym nie przypominało wyposażenia normalnego auta. Wszędzie panował mrok, dziwne odgłosy mieszały się ze sobą, przyprawiając mnie o ból głowy. I ta wilgoć, przez którą trudno mi się oddychało. Nie mogłam wydusić z siebie głosu, czułam się osaczona i chociaż byłam zupełnie sama, wiedziałam, że grozi mi krzywda.
Zapaliłam lampkę nocną i odgarnęłam włosy, które były pozlepiane potem. Wskazówki zegara wskazywały kilka minut po trzeciej w nocy. Mój misiek leżał na podłodze, więc w drodze do kuchni podniosłam go i ucałowałam w policzek, cichutko przepraszając, za wyrzucenie z łóżka. Pan Barney szybko mi wybaczył. Doprawdy nie miał wyjścia, jeśli nie chciał spać na zewnątrz. Zanim jednak wyszłam z pokoju, mój telefon zabrzęczał, wydając z siebie cichy dźwięk przychodzącej wiadomości, a ja w momencie zamarłam w progu drzwi.
Kojarzycie te wszystkie marne horrory, w których krzyczycie do telewizora, aby główna bohaterka nie robiła tego lub tamtego, bo to źle się dla niej skończy? Czułam się dosłownie jak w jednym z takich filmów, w momencie w którym zawróciłam i zamiast do kuchni, udałam się do łóżka. Wygrzebując telefon spod poduszki, chwyciłam za urządzenie, odblokowując je i przekonując się, że moje obawy były słuszne, a wiadomość wysłana została z tego samego nieznanego mi numeru, który dręczył mnie wieczorem.
"Dlaczego nie śpisz, Julie?"
Westchnęłam, patrząc na mojego pluszowego przyjaciela, zupełnie jakby miał mi odpowiedzieć na niemo zadane pytanie. Ciekawe czy byłby rozczarowany, a może zadowolony wiedząc, jaką podjęłam decyzję.
Skąd wiesz, że nie śpię??
Nie znosiłam uczucia, kiedy wydawało mi się, że odpowiedź dostaję dopiero po kilku godzinach, zupełnie jakby pomiędzy jedną i drugą był ocean do przepłynięcia lub Wielki Kanion do przejścia, podczas kiedy tak naprawdę przychodziła ona po dwóch, ewentualnie trzech minutach. Za każdym razem, kiedy patrzyłam na godzinę dostarczenia pytałam siebie: naprawdę Julie? Co z tobą nie tak? Czemu nie wykazujesz cierpliwości? Jak dałabyś sobie radę, gdybyście pisali listownie?
CZYTASZ
dotyk || g-eazy
FanfictionOna i on... Nie. To trzeba wykreślić, bo ta historia jest o czymś więcej. Ta historia nie jest jedną z t y c h szablonowych, chociaż wszystko na to wskazuje. Ta historia jest przesiąknięta sprzecznościami, namiętnością, braterstwem i bólem. Ta histo...