jedenasty

384 51 5
                                    

Był wtorek, kiedy siedzieliśmy z rodziną przy wspólnym obiedzie, a ja po raz pierwszy nie uczestniczyłam w rozmowach. Nie wyraziłam swojego zdania na temat kazania pastora Josha, nie pomogłam mamie w nakryciu do stołu i nie pokroiłam kurczaka na talerzu Tony'iego.

Ale na tamtą chwilę to nie miało dla mnie znaczenia.

Od wydarzenia z klubu minęły cztery dni i cztery noce. Cztery puste, długie i głuche dni, w których wydawało mi się, że traciłam powoli rozum.  

Nie potrafiłam niczym zająć myśli - nie byłam w stanie przyswoić fabuły żadnej z książek czy filmów. Ćwiczenia fizyczne wydawały się przez chwilę zbawieniem, ale moja kondycja była w stanie krytycznym, zupełnie jak ta psychiczna, więc po pierwszej pompce położyłam się na podłodze i nie potrafiłam wstać.  Leżałam więc, trzymając telefon przed twarzą i próbowałam pozyskać jakieś informacje, co było zupełnie niemożliwe. 

Najpierw myślałam, że Cami w jakiś sposób mi pomoże, odpowiadając choć na jedno z dręczących mnie pytań, ale po rozmowie z nią miałam pewność, że nie pamiętała prawie nic z owego wieczoru. Byłam zła, bo to ona była świadkiem rozmowy Geralda i Tylera, musiała więc usłyszeć coś istotnego. Cokolwiek to jednak nie było, zostało zatopione w basenie alkoholowym, który utworzyła ze swojego organizmu. 

Gerald nie odpowiadał na moje wiadomości. Przeszło mi przez myśl, że usunął mój numer, co zupełnie by mnie nie zdziwiło. Nie widziałam w tym najmniejszego sensu, skoro wcześniej wypisywał do mnie tandetne wiadomości w ramach zakładu z Jasperem. Próbowałam znaleźć jakieś informacje na jego temat w Internecie, ale moje poszukiwania spełzły na niczym. Miał tylko konto na portalu Facebook, w dodatku zablokowane, a skoro nie odpisywał na moje esemesy, nawet nie łudziłam się, że zaakceptuje moje zaproszenie. 

Nie szukałam pomocy u Tylera ani Elizabeth. Obiecałam sobie, że tego nie zrobię, chyba że będzie to ostatecznością. Mimo wszystko nadal miałam nadzieję, że Gerald wyjawi mi odrobinkę prawdy. 

- Julie, dlaczego nie jesz? - Mama pytaniem wyrwała mnie z zamyśleń. 

Spojrzałam na swój talerz, na którym jedzenie było nietknięte, szukając odpowiedzi w sałacie. 

- Um... - jęknęłam. - Nie jestem głodna. Nie najlepiej się dzisiaj czuję...

Krótka chwila ciszy i porozumiewawcze spojrzenie rodziców. Zawsze tak robili, kiedy mówiłam coś o moim zdrowiu. 

- Zażyłaś lekarstwa? - Mama uniosła brew.

Nie.

- Tak. - Pokiwałam głową, odpowiadając bez wahania. 

Kłamstwo. Zapomniałam, ale nie celowo. Miałam w planie połknąć moje białe proszki po obiedzie.

- Po prostu pójdę się położyć. Źle spałam tej nocy. - W dodatku na podłodze, pomyślałam.

Mama zmierzyła mnie czujnym spojrzeniem po czym zatwierdziła moje słowa.

- Zaglądnę do ciebie później - powiedział tata, uśmiechając się do mnie ciepło. 

Odsunęłam krzesło, odniosłam talerz do kuchni, zmywając i wycierając naczynia, żeby tylko zająć czymś myśli. Spojrzałam przez okno, wychodzące na ulicę i tylko przez chwilkę wpatrywałam się w dom pani Hammington, do której powinnam wybrać się jak najszybciej. Zwlekałam, bo bałam się tego spotkania. Co jeśli ona tamtej nocy jednak nas słyszała? Jak zareagowała na poobijaną twarz Geralda? Nie potrafiłam i nie chciałam się z tym zmierzyć. 

Ruszyłam w stronę schodów, opuszczając kuchnię i porzucając myśli o Charlotte. Byłam tak słaba, że wyjście po schodach przypominało mi zdobycie Everestu, zanim jednak nastąpiłam na trzeci stopień, usłysłyszałam dzwonek do drzwi.

dotyk || g-eazyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz