we're dreaming

1.6K 154 45
                                    


Naprawdę lubiłem uczucie, kiedy przemieszczałem się swoim typowo szybkim, nieco niezdarnym krokiem po korytarzach pełnych identycznych, blaszanych szafek. Lubiłem uczucie, w którym ludzie uśmiechali się do mnie pogodnie, czasami rzucając na wiatr kilka miłych słów, czasem z przyzwyczajenia, bądź dla własnych korzyści. Zdawałem sobie jednak sprawę, iż nigdy nie robili tego bezinteresownie, co z ich strony było czystym idiotyzmem, bo w końcu co mógłbym dla nich zrobić. Ten sam ja, który całe lekcje spędza wlepiając wzrok w chmury i kontemplując nad ich kształtem, smakiem, dotykiem, a podczas przerwy wyjadający całemu zespołowi budyń czekoladowy, wiecznie brudząc swój policzek i biały podkoszulek, za co potem przychodziło mi płacić podczas cotygodniowych wizyt w pralni. Dla was trzydziesto-centówka może nie robi różnicy, ale pomyślcie, że można za to kupić jednego wiśniowego lizaka, w ciągu miesiąca jakieś pięć, a w ciągu całego roku...no, dużo więcej. Części z tych ludzi nawet nie znałem, za to oni doskonale znali mnie, a w sumie nie zasłużyłem sobie niczym na taką rozpoznawalność.

Czasem wolałbym być po prostu niewidzialnym, żyć każdego dnia bez tej okropnej groźby wiszącej nade mną niczym pustak, ludzi czekających, aż w końcu coś spieprzę i całe moje życie rozleci się niczym bańka mydlana. Bo w szkole reputacja od zawsze jest, była i będzie najważniejsza. Mogą mówić, że od dawna nie istnieje już coś takiego jak hierarchia i szufladkowanie, że to jedynie bujda z filmów i książek dla nastolatek, w których cicha, nieśmiała dziewczyna odnajduje swojego księcia z bajki w formie wysokiego, opalonego sportowca, który dla niej potrafi wstąpić nawet do chóru. Jednak chyba codziennie stąpając po korytarzach, rozmawiając z odpowiednimi ludźmi i spoglądając na odpowiednie twarze, coraz znaczniej utwierdzam się w przekonaniu, że tak właśnie jest, ludzie się dzielą, oceniają. Jedyny problem polega na tym, że życie nie jest niczym bajka, gdzie wszyscy mogą zaznać szczęścia i pokonać przeciwności losu. W liceum reputacja jest ważniejsza, a ja naprawdę lubiłem uczucie, w którym moja czerwono-biała bejsbolówka wisiała na moich ramionach, a ja mogłem chować do jej dużych kieszeni ciastka, które kupowałem niegdyś w miejscowej piekarni.

Lubiłem też usta swojej dziewczyny - delikatne i smakujące truskawkami, lubiłem jej miękkie sweterki pachnące perfumami Clinique Happy, jej długie brązowe włosy i spódniczki, które podwijały się wraz z każdą sznurówką kolorowych trampek, które skrupulatnie wiązała.

Jednak czasem wydawało mi się, że to wszystko lubiłem jedynie platonicznie, gdyż kiedy na horyzoncie pojawiał się on to wszystko odchodziło w zapomnienie, gdzieś daleko poza mury pachnącej tuszem szkoły i parkingu pełnego starych, odnawianych samochodów, z których leciała muzyka tak odmienna, iż bolała od tego głowa.

Jego usta nie wydawały się miękkie, a już na pewno nie smakowały truskawkami, już prędzej obstawiałbym krew, która niejednokrotnie sączyła się z jego przygryzanej wargi lub rozbitej głowy.

Jego swetry nie wyglądały na choćby w połowie tak miękkie jak te należące do Jennie, jednak na samo wyobrażenie zmechaconego materiału w brzydkim kolorze lub faktury bladej skóry, która się pod nim znajdowała, oblewałem się rumieńcem, a po moim kręgosłupie przechodził zimny impuls.

Jego włosy były nierówno przystrzyżone i czarne, niczym smoła, w której naprawdę chciałbym umoczyć palce. Nie pachniał bratkami, już bardziej czarną kawą, z której kubkiem często go widywałem i tanią wodą kolońską, której zapach można było uznać za wręcz przytłaczający.

Jednak z jakiegoś powodu, gdy jedynie pojawiał się na horyzoncie nie potrafiłem patrzeć na nic innego, zdumiony lekkością i kokieterią jego niewinnych ruchów. Zawsze na stołówce, patrzyłem jedynie w jednym kierunku - na niemal pusty stolik, przy którym siedziała zgarbiona sylwetka, trzymająca w bladych, roztrzęsionych dłoniach książkę, zawsze o innej okładce. Czasem obok pojawiał się kartonik soku, bądź jogurt, który i tak zazwyczaj lądował niedokończony w koszu na śmieci, obok foli aluminiowej i oblanych, w obu tego słowa znaczeniu, kartkówek.

cough syrup | meanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz