Ciężko jest zdobyć się na szczerość, naprawdę cholernie ciężko. Ja nauczyłem się kłamać już jako dziecko i ten zwyczaj wrył mi się pod skórę jak więzienny tatuaż. Kiedy miałem osiem lat umiałem już dosięgnąć do półki ze słodyczami, przystawiając do szafki krzesło i stając na palcach, tak więc notorycznie wyjadałem całe zapasy ciastek, które stały tam i czekały aż moja matka będzie przyjmować koleżanki. Po jakimś czasie rodzice oczywiście się zorientowali, że słodycze znikają. Przyszli do mnie o to zapytać, niby bardziej w trosce niż w złości, jednak ja powiedziałem, że przecież nie umiem tam dosięgnąć, po czym się rozpłakałem, a oni przejęci wyrzutami sumienia na następny dzień wypełnili szafkę po brzegi i sami ściągali dla mnie co tylko chciałem. Jest coś takiego jak moc kłamstwa, a im bardziej jest ono naciągnięte i niewiarygodne tym łatwiej je łyknąć. Zawsze bawiła mnie ta gra, gdy umiałem dostać więcej niż mogłem nawet chcieć za pomocą kilku durnych i przepełnionych po same brzegi fałszem słów.
Tym razem nie chodziło jednak nawet o kłamstwa, a tylko o trzymanie prawdy gdzieś głęboko w sobie. Zacisnąłem pięści i oddychałem tak głośno, unosząc się przy tym na piętach, że ludzie przechodzący koło mnie na korytarzu patrzyli na to zdziwieni i wkurzeni, że moje zachowanie zajmuje im przestrzeń i powietrze.
Jennie stała przy ścianie i rozmawiała z jakąś koleżanką. Śmiała się cały czas, ciągnąc za kosmyki swoich włosów. Taka ładna, taka ulotna, a mi nagle żółć podeszła do gardła. W pewnym momencie mnie zauważyła i ruchem ręki kazała mi podejść, ale ja stałem dalej wmurowany w ziemię. Zawsze była spostrzegawcza i wiedziała o co mi chodzi dużo przed tym jak u mnie pojawiała się taka myśl. Dlatego na widok mojej kwaśnej miny przymrużyła oczy, po czym powiedziała coś do koleżanki i zaczęła iść w moją stronę. Kroki miała długie i energiczne, prawie wcale nie dziewczęce, ale to był cały ich urok.
— Coś się stało, prawda?
Nim zdążyłem się zorientować poczułem przy uchu jej ciepły oddech. Niepewnie kiwnąłem głową, a ona na to zacmokała ustami ze zrozumieniem.
— W takim razie chodź gdzieś to pogadamy — powiedziała cicho.
— Dobra, gdzie?
I stanęły mi przed oczami wszystkie te wycieczki, kiedy Wonwoo ciągnął mnie ze sobą jak zabawkę. Teraz zobaczyłem jacy są do siebie podobni i jeszcze bardziej rozbolał mnie brzuch.
— Przecież nie ma to znaczenia, po prostu też nie chce mi się tu być, a dajesz mi wymówkę, żeby opuścić ten przybytek — oznajmiła twardo, a ja zachichotałem głupio.
Więc wyszliśmy, ramie w ramie i z perspektywy czasu to była jedna z niewielu słusznych decyzji jaką udało mi się podjąć w całej tej historii, w której tak naprawdę bagatelizowałem postać Jennie, a była ona tym co pozwoliło mi ją przeżyć do końca.
— Przyjechałeś samochodem, prawda? — spytała. Miała na sobie szorty i golf, już widziałem jak sięga do kieszeni po papierośnice. Zawsze pozwalałem jej palić u mnie w samochodzie.
— Tak.
— A mogę ja prowadzić? — spytała z nadzieją, ale kierowcą była znacznie lepszym ode mnie, mimo, że jeździła znacznie szybciej i mniej przestrzegała przepisów drogowych.
— Pewnie — odpowiedziałem. — Z resztą ja nawet nie wiem gdzie jedziemy.
— Chcesz się napić?
W głowie pojawiła mi się wredna myśl.
— Chętnie, ale co z samochodem?
— Ja mogę nie pić — odparła.
CZYTASZ
cough syrup | meanie
Fanfictiongdzie Mingyu, być może, chciałby trzymać swoją miłość w objęciach i być może, chciałby posmakować jej ust i być może, ale tylko być może, chciałby patrzeć na nią w każdej możliwej sekundzie, ale przecież lubi dziewczyny.