~Rozdział 22~

982 93 9
                                    

-Hej, kochanie. - przywitał się ze mną mój chłopak i dał mi dyskretnego całusa w policzek.

-Hej. - odpowiedziałem sucho.

-Co tak sceptycznie? Stało się coś? - zrobił grymas wyrażający skonsternowanie.

Zaczęliśmy odchodzić wzdłuż ulicy.

-Czemu powiedziałeś Jonasowi, że będziemy na imprezie tej całej Lisy? - rzuciłem wkurzony.

-Bo pomyślałem, że będziemy się tam dobrze bawić? - odparł przeciągle za nic nie rozumiejąc o co mi chodzi.

-A nie pomyślałeś może, że ja tam nie chcę iść? - powoli zaczynałem być zirytowany.

-Aha… Czyli o to ci chodzi. - w końcu dotarło do niego co zrobił nie tak.

-To nie w porządku, że nie zapytałeś mnie o zdanie, Even. Szczególnie, że dobrze wiesz, że raczej unikam imprez. - obrzuciłem go srogim spojrzeniem.

-Nie przeszło mi przez myśl, że możesz nie chcieć się tam pojawić. Przepraszam. - miał poczucie winy wymalowane na twarzy.

-Dobra, w sumie nic strasznego się nie stało. - machnąłem na niego ręką. - Ale i tak nie zamierzam męczyć się z jakąś głupią imprezą.

-Chwila, czy ty właśnie próbujesz się wykręcić?

-Tak. Napiszę Jonasowi, że coś mi wypadło. - wzruszyłem ramionami.

-Isak… Nie rób mi tego… Tam będzie fajnie, zobaczysz. - namawiał mnie.

-Ale ja nie chcę, Even. - stawiałem na swoim.

-Proooooszę, Isak. Zrób to dla mnie, zgudź się, żeby pojechać tam ze mną. - wydął wargi jak małe dziecko, co mnie szczerze rozbawiło, ale zachowałem neutralną minę.

- Nie, Even.

-Nooo weeeź… - jęknął przeciągle - Przecież będziemy tam razem. Zresztą jak zechcesz to w każdej chwili możemy się stamtąd zmyć. - nie dawał za wygraną plus zaczął nieprzyjemnie szturchać mnie za prawe ramię.

-Mówisz serio? W każdej chwili? - uniosłem brwi zdziwiony.

-Yhyyym - przytaknął. Wyglądał jak małe dziecko czekające na zgodę od rodziców, żeby pójść pobawić się z kolegami.

-No dobra. W takim razie MOŻE pójdziemy. - powiedziałem kładąc nacisk na to, że tak do końca się nie zgodziłem. Ale i tak moja wypowiedź wywołała u chłopaka idiotyczny, ale zabawny napad szczęścia.

*

Weszliśmy z Evenem do mojego mieszkania i od razu rzuciliśmy się na kanapę. Położyłem głowę na klatce piersiowej Evena i mocno się w niego wtuliłem. Nawet nie kwapiliśmy się, żeby włączyć telewizor, bo było nam zbyt przyjemnie w swoich objęciach.

-Wiesz, że moglibyśmy tak cały czas? - rzucił spokojnym głosem Even, kiedy delikatnie bawił się moimi włosami.

-Co masz na myśli? - szepnąłem w jego bluzę. Miałem twarz przyciśniętą do jego torsu.

-Wiesz… Moglibyśmy przestać na ogół kryć się ze swoim związkiem… - powiedział niepewnie.

-Przecież się jakoś specjalnie nie kryjemy. - ściągnąłem brwi i popatrzyłem mu prosto w oczy, a on oczywiście utkwił wzrok gdzieś w przestrzeń.

-No... Dokładniej to chodzi mi o to, że mógłbyś wspomnieć o mnie swoim rodzicom…

Natychmiast wstałem i przyjrzałem mu się dokładniej. Musiałem sprawdzić czy mówił serio czy tylko ot tak gadał jakieś pierdoły. Okazało się, że był kurewsko poważny.

-To nie jest dobry pomysł. - rzuciłem sucho.

Odsunąłem się od niego na drugi koniec kanapy. Usiadłem podkulając kolana i kładąc na nich brodę. Nie miałem zamiaru nawet przelotnie spojrzeć na Evena, bo wiedziałem, że na jego twarzy malował się wielki ból. Taki, który się ma, kiedy ktoś nas odrzuci.

-Ale… Przecież musisz w końcu powiedzieć swoim rodzicom, że masz chłopaka… - próbował zamaskować negatywne emocje w swoim głosie, ale i tak słychać w nim było wielką rozpacz.

-Ale dobrze wiesz, że moi rodzice są… specyficzni. - tłumaczyłem bez cienia jakiegokolwiek uczucia - Nie chcę im o tym mówić.

-Rozumiem. - pociągnął cicho nosem. - Chyba lepiej będzie jeśli już pójdę.

Wstał i pospiesznie udał się w kierunku drzwi wyjściowych. Chciałem go zatrzymać, ale coś mnie blokowało. A właściwie to co zawsze, czyli strach. Cholerny, pierdolony lęk. Miałem go już szczerze dosyć.

-Wiesz co, Isak? Kocham cię, ale czasami jesteś cholernym tchórzem. - odezwał się na odchodne przez co w końcu zwróciłem na niego swoją uwagę i... doznałem szoku.

Odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania, a ja nawet się nie ruszyłem tylko wlepiałem się w jego znikającą sylwetkę.

Po mojej głowie krążył cały czas ten sam okropny widok.

-Czy ja go właśnie doprowadziłem do płaczu? - zapytałem sam siebie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Poproszę miłe duszyczki o wyrażenie swoich opinii, co do rozdziału, w komentarzach. 😘
Karolina 💕💕

Love is Love. Open your heart. /Evak Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz