Rozdział 5

4 0 0
                                    

TIMI

Obudziłem się dopiero w szpitalnym łóżku. Boże, jak ja nienawidzę szpitali. Obok mnie stała pielęgniarka, która zmieniała jakiś woreczek nade mną.

-Pan doktor zaraz do pana przyjdzie - Powiedziała, uśmiechając się i wyszła z pokoju. I rzeczywiście tak było, niestety razem z lekarzem pojawili się też moi bracia. Mieli na twarzy dwa odmienne oblicza. Sebastian był spokojny, miał pokerową twarz, nie malowały się na niej żadne wyższej sfery uczucia. Natomiast Marek, Marek był wściekły, jego oczy emanowały gniewem, a ze złości zaciskał pięści. No to pięknie, teraz to mam dosłownie przejebane, na całej linii, jak stąd do Chin. Mogę się już pożegnać z życiem, to na pewno jest mój ostatni dzień. Spojrzałem na lekarza.

-Witam pana śpiocha. - Uśmiechnął się miło, patrząc na jakieś kartki, które trzymał w ręku. - Na początku po przyjęciu pana do naszego szpitala, zrobiliśmy panu prześwietlenie. Złamane żebra, przebiły panu prawe płuco co wywołało odmę opłucną i krwawienie do klatki piersiowej. Wykonaliśmy panu drenaż klatki piersiowej. Podaliśmy też panu lek, który złagodzi pragnienie ponownej dawki narkotyku. - Spojrzałem w stronę braci i szybko spuściłem wzrok, gdy zobaczyłem wyraz twarzy Marka. To były ostatnie minuty mojego życia. -Także to by było na tyle. Jakieś pytania?

-Długo będę musiał tu siedzieć? - grałem na zwłokę, nie chciałem by wyszedł, dopóki tu był byłem bezpieczny.

-Wszystko zależy od pańskiego organizmu i samopoczucia. – Odpowiedział wymijająco, boże jak ja nie lubię lekarzy.

-Rozumiem. - Czekał na następne pytania, ale nie miałem żadnych pomysłów.

-W takim razie ja już pójdę, zostawiam panów samych. - Odprowadziłem lekarza wzrokiem i nie spuszczałem wzroku z zamykających się za nim drzwi.

-Coś ty sobie, kurwa myślał, co ?! - powiedział Marek z trudem panując na tonacją głosu. - Że się nie dowiem? - Na razie, nieźle mi szło, od ostatniego czasu, kiedy mnie złapał minęło więcej niż pół roku i ponownie przez ten okres się nie zorientował, no nie licząc tego teraz. - Zasłużyłeś sobie na niezłe manto, jedyne co mnie od tego powstrzymuje to to, że jesteśmy w szpitalu. - Przełknąłem ciężko ślinę, przypominając sobie ostatni raz, gdy mi się dostało. Później nie mogłem chodzić normalnie prze tydzień. - Patrz na mnie jak do ciebie mówię. - Spojrzałem na niego by go niczym więcej nie denerwować. - Masz przesrane, od tej pory wszędzie wychodzisz z nami, chodzisz do szkoły, kurwa, do szkoły, kiedy ostatnio tam byłeś? Przed chwilą do mnie zadzwonili, bo starzy nie odbierają, i powiedzieli, że nie ma cię już trzeci tydzień. - No to sobie piękny czas wybrali, zajebiście. -Postradałeś rozum do chuja?! Koniec z imprezowaniem, szlajaniem się, motorem - przy ostatnim, otworzyłem usta by zaprotestować, jednak to następne mnie dobiło. - koniec z kieszonkowym, od dzisiaj jesteś na naszym utrzymaniu. Najwidoczniej masz za dużo kasy i nie masz co z nią robić, skoro kupujesz to ścierwo. Nie dostaniesz na to ani grosza. - Chciałem coś powiedzieć, ale mi przerwał. - Milcz, jeśli ci życie miłe, milcz. Mam nadzieje, że wyraziłem się jasno. - Skwitował - Policzymy się jeszcze w domu. - Powiedział i wyszedł z sali. Jego ostatnie słowa przyprawiły mnie o ciarki. Przełknąłem jeszcze raz głośno ślinę. W pokoju zostałem sam z Sebastianem, który teraz usiadł na krześle obok mojego łóżka. Nie chciałem na niego patrzeć, na nikogo nie chciałem, nie teraz. Zakryłem przedramieniem prawej ręki oczy, do których napłynęły mi łzy.

-Idź sobie stąd. - próbowałem zapanować nad drżącym głosem, nie przejąłem się tym, że zachowuje się teraz jak dziecko.

-Nie. - Odpowiedział delikatnie, bawiąc się moimi kosmykami włosów.

- Świetnie, to sobie tu zostań, mam to w dupie. Byle byś się do mnie nie odzywał.

-Wiesz, że wszystko co robimy, jest dla twojego dobra, prawda? - jego głos był spokojny. - Moje łzy napływały coraz mocniej, czułem się teraz taki upokorzony. Załkałem cicho, wypuszczając powietrze. Sebastian zrezygnował z krzesła i usiadł koło mnie na łóżku. -No już, mały. - Objął mnie ramieniem. Siadając przy mnie. - Teraz już będzie dobrze. - Pokiwałem przecząco głową nadal zakrywając ręką oczy. Moje zachowanie go rozśmieszyło, zresztą cała sytuacja też wywołała na moich ustach uśmiech, przez chwile było jak zza dawnych czasów. Złapał mnie za łokieć i powoli ściągnął moją rękę z oczu. Wytarł resztki łez na moich policzkach.

WAWA KIDSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz