Kilka mil od domu rodziców Sarah, Damien musiał zbudzić Dolores,która zdaje się odsypiała za wszystkie czasy. Miała delikatną,wręcz porcelanowa twarz z mocno zarysowanym nosem. Można by ją porównać do jakiejś elfiej wróżki albo postaci z bajki Disney'a. Przypominała Jasmine przefarbowaną na rudo, była tylko bardziej samotna i uboższa niż ona. Damien nie miał pojęcia,że w jej głowie roją się znikome,sny, których nawet możliwe, że nie będzie pamiętała. Z błogości wyrwał,ją dźwięk skwierczących płomieni i odwrócona postać człowieka z silnie pociętymi plecami.Dostrzegła jego twarz, to jej ojciec Frank, który nieuchronnie biegł w stronę przepaści, a ona nie mogła go złapać. Nagle poczuła silny ucisk splecionych rąk na jej brzuchu. Odwróciła się i poczuła na szyji oddech Damiena, zdążyła lekko musnąć go ustami,gdzie nagle usłyszała jego głos: Dolores,obudź się,słyszysz? Otworzyła oczy,było ciemno,a deszcz się trochę uspokoił.
-Długo spałam?-zapytała. Około godziny.Jesteśmy prawie na miejscu-odrzekł.
-Mam do Ciebie prośbę.-dodał. Zatrzymam się,a ty wsiądziesz do tyłu i położysz na siedzeniu. Dziewczyna uśmiechnęła się,bawiąc włosami i zagryzając wargę.
-Brzmi ciekawie.-podpuściła go. Damien rzucił jej karcące spojrzenie swoimi niebieskimi,łagodnymi oczami,lekko marszcząc czoło.Muszę porozmawiać z rodzicami mojej dziewczyny,nie chcę żeby Cię widzieli.-obniżył jej entuzjazm.
-Dziewczyny?-ściszyła głos...Rozumiem- spoważaniała.Zrobili jak było ustalone.
Damien zaparkował dla bezpieczeństwa auto nieco dalej,pewnym krokiem podszedł do drzwi i zadzwonił.Czekał dłuższą chwilę.Drzwi otworzył dziadek Sarah,schorowany staruszek poruszał się na wózku. Miał długą brodę i krótkie siwe włosy. Mimo sędziwego posiadał wspaniałą pamięci i bardzo lubił Damiena. Niestety miał coraz większy problem z rzeczywistą oceną sytuacji. Witaj,bracie.-wybrzmiał radośnie.
-Co Cię do nas sprowadza?-zapytał. Damien zastanawiał się czy obarczać staruszka swoimi problemami, więc postanowił nieco naciągnąć prawdę.-Chciałem zapytać czy Sarah was odwiedziła w ostatnim czasie?Tak, przyjechała wczoraj, nic nie wiesz?-dopytał. Damien szukał rozsądnej odpowiedzi.
-Tak wyszło. Wyminął niewygodną prawdę.
-Tato,kto to?-powiedział głos zza rogu. Była to mama Sarah. Afroamerykanka o lekko opalonej skórze i kruczoczarnymi kręconymi włosami,ściętymi na krótko. Miała lekką nadwagę i szeroki, śnieżnobiały uśmiech. Zawsze dbała o elegancję,ale tym razem wyglądała na lekko zmartwioną, patrzyła wrogo, stojąc w rozciągniętym dresie.-To mój ulubiony zięć.-odpowiedział Henry,wykonując pół uśmiech w stronę chłopaka.
-Niech się wynosi,nie jest tu mile widziany.-odrzekła Veronica. Damien stanął jak wryty. Co do cholery z nimi wszystkimi się działo? Czuł rosnącą w sobie irytacje.Nie mógł pozwolić na to,żeby odprawili go bez żadnych wyjaśnień.
-O co chodzi?-wybuchnął-Szukam Sarah, bo zostawiła mnie dziś z dnia na dzień, bez jawnego powodu.Przestańcie robić ze mnie debila.
W jego oczach było widać coraz większe zdenerwowanie.
-Jak śmiesz,po tym wszystkim,tak kłamać?-Veronica stanęła koło ojca.-Odejdź stąd,bo wezwę policję. Pamiętam wszystkie miłe chwile jakie spędziłeś z naszą rodziną, ale to koniec Sarah nie chce Cię widzieć.- Zwyczajnie uszanuj jej decyzje.-kontynuowała.
Damienowi brakowało słów,nawet nie miał sensownych argumentów,żeby szukać rozwiązania.Nie znał problemu,więc o jakim rozwiązaniu miała być mowa.
-Nie pozwolę,żebyście tak mnie traktowali.-zablokował ręką drzwi,żeby uniknąć zamknięcia mu ich przed nosem.
-Nie obchodzi mnie co między wami zaszło,szczerze mówiąc nie będę udawać,że moje podejście do Ciebie jest obiektywne, ufam mojej córce i żadne Twoje tłumaczenia do mnie nie trafia,dlatego proszę Cię pogódź się z tym i odjedź stąd,póki się nie zdenerwowałam. Traktowałam Cię jak syna,a Ty tak zwyczajnie to wszystko zniszczyłeś.-narzekała.
-Do jasnej cholery-Damien czuł,że za chwile skończy się jego granica dobrego smaku. To Sarah dziś z rana spakowała rzeczy i odeszła,po tylu wspólnych latach.-spojrzał z dołu z z zaciśniętymi mięśniami twarzy z powodu nerwów,które wtedy nim miotały.
-Jeszcze jej się dziwisz,chyba nie muszę Ci tłumaczyć,że sam jesteś Sobie winien.-kobieta podniosła głos.-Damien,wszystko w porządku.-usłyszał głos za Sobą? Na chodniku stała Dolores, owinięta znalezionym w samochodzie kocem. Damien obejrzał i rozkazał.
-Co Ci mówiłem. Wracaj do samochodu. Kiedy odwrócił wzrok w stronę niedoszłej teściowej zrozumiał,że to koniec jego negocjacji. Patrzyła na niego pełna pogardy.-Nie sądziłam,że jesteś aż tak bezczelny. Poza tym jak ona wygląda...jak dziwka, w dodatku małoletnia,naprawdę zawiodłam się na Tobie.-zatrzasnęła drzwi,nim zdążył dojść do głosu.
Stał tam jak ostatni idiota,w dodatku z oddali nadciągała burza. Zauważył,że firanka od okna pokoju Sarah się poruszyła. Teraz zrozumiał,że go obserwowała . Żałował,że jest tak bezradny, jednak musiał zrezygnować wobec zaistniałej sytuacji. Spojrzał w górę,niebo było zupełnie ciemne,poczuł się przytłoczony zbierającymi się nad jego głową czarnymi chmurami dosłownie i w przenośni.***
-Przepraszam.-Dolores patrzyła z przerażeniem w oczach, niepewna werdyktu jaki wyda jej zbawca.
Damien zdjął kurtkę,spojrzał na nią pogardliwie,wsiadł i odpalił silnik. Podgłosił radio, w którym akurat była grana piosenka ,,I'm a man'' Black Storbes .Przyspieszał i starał się skupić myśli na drodze i rozpuścić swój żal w mocnych, przeszywających świadomość dźwiękach piosenki. Dolores odwróciła wzrok i modliła się po cichu, żeby nigdzie jej nie zostawił.
CZYTASZ
Cursed
FanfictionŻycie Damiena Thorna w ciągu jednego dnia zmienia się diametralnie. Po kolei traci wszystko to co w życiu ważne, a wraz z tym poczucie stabilności. Przypadkowa znajomość ma o wiele większe znaczenie niż mu się zdaję. Małe wydarzenia coraz bardziej...