Dopiero po chwili dotarło do niego co zrobił,wsiadł do auta.Przeczesał palcami włosy,po czym oparł łokieć o dół szyby i zasłonił lekko rozchylone usta dłonią.Czuł specyficzny rodzaj niepokoju, taki, który pojawia się w najbardziej niepoukładanych momentach naszego życia.Kiedy w miejsce adrenaliny i zobowiązania związanego z wypełnianiem planu dnia zjawia się kompletne poczucie bezsensu i utraty celu. Okazuje się , że powinien zacząć wszystko od nowa, zastanawiał się co zrobił nie tak, że całe jego życie nagle poległo w gruzach.
Spojrzał w lusterko w którym odbijał się fragment jego czoła z opadającymi kosmykami włosów w kolorze ciemnego blondu i szkliste od nadmiaru emocji niebieskie oczy, które były pozbawione radości, objawiającej się zwykle w nasyconym odcieniu. Był zmęczony, miał ochotę wyjechać albo jeszcze lepiej pojechać gdzieś przed siebie i po prostu donikąd. Prawie nigdy tego nie robił, ale przypomniał sobie, że w schowku ma paczkę fajek, którą jego kolega kiedyś zostawił. Zamiast wracać do domu,pojechał w miejsce, gdzie pierwszy raz spotkał Sashe jeszcze w Collegu'e. Wiedział, że tylko tam może choć przez chwilę zapomnieć i dać sobie więcej czasu na oswojenie z problemami, które powinien jak najszybciej rozwiązać. Zaparkował auto trochę dalej i udał się na Granary Square. W ręku ściskał paczkę papierosów. Dawno nie palił, gdyż dbał o zdrowie i o formę, ale wobec tego jak się czuł, w głowie miał tylko jedną myśl, że nie ma nic do stracenia.Jedyne czego zapomniał to czym podpali owy papieros. Niedaleko niego siedziały trzy dziewczyny. Były znacznie młodsze,ale ewidentnie wyglądały na takie, którym wiek nie przeszkadza w robieniu wszystkich rzeczy, które teoretycznie przeznaczono dorosłym.Wstał ze schodka, na którym siedział i ruszył w ich stronę. Widział, że spowodowało to między nimi pewne poruszenie, jedna z nich odwróciła się i pomalowała usta. Zawahał się i zwolnił, ale ostatecznie postanowił zapytać.-Hej dziewczyny, macie ogień?-od razu określił o co chodzi.
-Taa...-zaczęła jedna z dziewczyn, ale druga szybko wtrąciła-powinnam mieć w torebce zapałki, poszukam i zaraz Ci przyniosę.-uśmiechnęła się lekko.
-Dobrze,zaczekam.-Damien włożył ręce w kieszenie jeansów.
-To może trochę zająć, nalegam, żebyś odszedł.-dziewczyna wbiła w niego wzrok, jakby chciała mu coś przekazać.
Damien zmarszczył brwi, jego dolne powieki zmniejszyły oczy, a usta miał lekko rozchylone. Ta mina ukazywała jego dezorientacje. Po chwili bezruchu, ożywił się.-Jasne, jak coś zawołaj.
Wrócił na miejsce i wpatrywał się w lustro lekko poruszającej się rzeki, w budynkach po drugiej stronie odbijało się oślepiające słońce, które tego dnia ostatecznie wygrało z posiadającym wyraźną przewagę deszczem. Siedział tak, z daleka wyglądając jakby zwyczajnie relaksował się po trudnym dniu w pracy, tam zwykle po to ludzie przychodzili w tygodniu.
-Proszę.-usłyszał nad sobą. Podniósł wzrok i wyciągnął szyję. Z tej perspektywy bardzo dobrze był widoczny kształt jego szczęki z linią, która tworzyła prawie kąt prosty zakręcając w stronę ucha,a przez to jego twarz była symetryczna i męska. Obawiał się, że dziewczyna usiądzie obok niego, ale odeszła pospiesznie, a koleżanki ruszyły za nią. Odprowadził je wzrokiem, po czym sięgnął do kieszeni. Włożył papieros do ust, podpalił jego koniec i spojrzał przed siebie, w dal. Czuł się potwornie zmęczony dzisiejszym dniem i ogólnie ostatnimi wydarzeniami.
Z każdym kolejnym pociągnięciem papierosa, jego policzki zapadały się coraz bardziej. Tak jakby chciał wyssać z niego każdy zabójczy składnik. Dalej wpatrywał się przed Siebie, bawiąc się pudełkiem od zapałek. Po chwili jego wzrok przykuł jakiś nietypowy zapis na boku pudełka. Był to numer, jak się domyślał jednej z dziewczyn. Uśmiechnął się z lekkim parsknięciem. Zgasił papierosa. Z naprzeciwka nadciągały ciemne chmury, a w oddali było słychać koguty karetki. Wstał, pozostawiając pudełko z numerem na schodku i ruszył w stronę auta.
Jechał dość szybko, nie przejmując się nasilającym deszczem. Wycieraczki nie nadążały zmywać gęstych strug deszczu z przedniej szyby. Szarość powietrza ograniczała widoczność na jakieś 50 metrów. Mimo sporej prędkości, czarny samochód jadący za Damienem podjął próbę wyprzedzenia go. Była to cholernie nie mądra decyzja. Damien nie zdążył zakląć, kiedy oślepiły go światła sporego pojazdu zbliżającego się z naprzeciwka. Jedyne o czym pomyślał to ,żeby gwałtownie zjechać na bok jezdni. W ostatniej chwili to zrobił, po czym usłyszał potworny huk. Mini Cooper odbił się od ciężarówki, zakręcił na śliskiej powierzchni i przekoziołkował, dokładnie w to samo miejsce, gdzie przed chwilą znajdował się Damien w samochodzie, który wówczas bardziej przypominał pułapkę. Zanim Damien zareagował impulsywnie, kątem oka obserwował tragiczne wydarzenia. Wydostał się z auta jak najszybciej tylko mógł i niezwłocznie zadzwonił po ambulans. Ciężarówka stanęła w płomieniach. Jak się okazało, był to samochód przewożący paliwo. Damien wiedział jakie to ryzyko, ale pobiegł, ratować znajdującego się w kabinie meżczyzne. Płomienie opanowały lewą oponę i bok auta. Damien szybko otworzył drzwi. Mężczyzna był przytomny, więc na pierwszy rzut oka Damien nie zauważył żadnych obrażeń. Jednak kiedy spojrzał w dół, zobaczył otwarte złamane i nogę zaklinowaną, między siedzeniem, a kierownicą. Kierowca był w wielkim szoku. Damien wiedział, że nie ma wiele czasu. Zaczął działać bez zbędnych kalkulacji.
- Spokojnie, pomoc, już jedzie, nic Panu nie jest.-powiedział spokojnie i wyraźnie. Nie wiedział zupełnie co ma robić. Postanowił wyciagnąć poszkodowanego.
- Niech Pan mnie złapie za szyję.- rozkazał.
Mężczyzna spojrzał na niego z przerażeniem w oczach, powtarzał w kółko, że nie zdąży i że już czas.
Damien ignorował te brednie, mocno naprężył mięśnie ramion i chciał go uratować, ale noga zaklinowała się zbyt mocno i mężczyzna wydarł się potwornie, po czym zaczął się szarpać.
- Zostaw mnie chłopcze, nie ma dla mnie ratunku. Damien czuł jak łzy napływają mu do oczu.- Nie zostawie Pana, spróbujmy jeszcze raz. Podniósł lekko rozcharataną nogę, chwycił mężczyznę wpół i usiłował wyciągnąć z pułapki.
- Aaaaaaaachhhhh- wykrzyczał przeraźliwie mężczyzna. Wtedy Damien spostrzegł, że dolna kość, powyżej stopy zahaczała o pedał. Był bezradny, wiedział, że ma coraz mniej czasu.- Masz trzymaj, powiedz im, że ich kocham- człowiek wręczył portfel Damienowi, odepchnął go ostatnimi siłami i zatrzasnął drzwi. Chłopak zachwiał się lekko, schował portfel do kieszeni i zaskoczony, postanowił szarpnąć za klamkę. Ogień dobierał się coraz bardziej do kabiny i zaczął chłonąć podwozie. Damien oddalił się i podbiegł do Mini Coopera, przy szybie siedziała młoda kobieta z rozbitą głową. Chłopak zdecydował się wyciągnąć kobietę z auta i jak najszybciej odciągnąć ja od miejsca, gdzie zaraz mogło dojść do potwornej eksplozji. Złapał dziewczynę za ramiona i wziął na ręce. Odwrócił się na chwilę za siebie, nieznajomy przesuwał rękoma po przedniej szybie, płomienie były już blisko. Mężczyzna nagle wyciągnął broń i ostatnią rzeczą jaką Damien zapamiętał była rozpryskująca się głowa kierowcy w kabinie płonącego samochodu.
- Cholera.- rzekł sam do siebie,na dodatek się okazało, że kobieta jest w zaawansowanej ciąży i całe nogi ma we krwi. To nie mogło zwiastować nic dobrego- pomyślał Damien. Nie miał jednak wyboru. Biegł z ofiarą na rękach, planował zabrać ją do swojego auta. Deszcz opóźnił przedostanie się płomieni do tyłu auta i Damien zdążył się oddalić na tyle, żeby nagły wybuch nie był groźny dla niego i dla ciężarnej, rannej kobiety. Zakrył ją swoim ciałem, upadając na ulicę.
Potem słyszał już tylko nikłe głosy, głuchy dźwięk karetki i straży pożarnej oraz szczekanie psa. Kiedy rozchylił mocniej powieki ujrzał czarnego Rotweiler'a siedzącego na brzegu drogi. Damien zamrugał gwałtownie, a kiedy otworzył oczy do końca, już go nie było. Jednak nie przykuł do tego uwagi. Spojrzał na swoje ręce wymazane w cudzej krwi. Młoda policjantka podeszła do niego, pomogła mu wstać i nakazała mu następnego dnia zjawić się na komendzie w celu przesłuchania.
Damien pokiwał głową i ruszył w stronę auta. Usłyszał głos.
- Proszę Pana, musi Pan pojechać z nami- odwrócił się, była to lekarka, stojąca nieopodal, ratowników wnoszących na noszach dziewczynę do ambulansu.
- Dlaczego ?- zapytał Damien
- Nie może Pan prowadzić w takim stanie. Poza tym musimy się upewnić,że denatka nie posiadała, żadnej choroby.- odpowiedziała. Miała bardzo gładki i miły głos, jak na osobę pracującą z ludźmi przystało.
-Denatka ? - dopytał.
- Niestety, dostała silnego krwotoku, nie udało się jej uratować.- odpowiedziała, spuszczając wzrok.
- Nie...- Damien położył jedną rękę na biodrze i stojąc w lekkim rozkroku, przeczesał włosy. Spoglądają w niebo, ciężko odetchnął.-Próbowałem- dodał.
- Niestety, było za późno, cholernie mi przykro, dziecko bez matki będzie miało ciężko.- lekarka podeszła bliżej.- Co?- Damienowi oczy zaświeciły się nadzieją.
- Dziecko przeżyło, to chłopiec. - odrzekła lekarka.
Damien uśmiechnął się niespodziewanie, zmieniając wyraz zamyślenia w niekontrolowaną euforię.
- Mogę je zobaczyć?- przymrużył oczy.
-Może w szpitalu, powtarzam,że musi Pan z nami jechać.
- No dobrze, skoro nie mam...wyjścia a co z moim wozem?-dopytał.
- Zostanie tu, chyba,że może ktoś z rodziny...hmm zabierze go?- zaproponowała.
- Żartuje sobie Pani ze mnie, nie zostawie tu samochodu. - oburzył się. - A rodziny nie mam. Miło było Panią poznać.- już chciał się odwrócić,ale...
-Muszę Pana zbadać, mam zrobić to siłą?- zdenerwowała się. - Nie powinnam się na to zgadzać, ale może Pan pojechać za nami własnym autem, tylko na litość boską proszę umyć te ręce.- dodała. Podała mu butelkę wody i chusteczki. Po czym odeszła.
-A co to za szpital? - dopytał
-St. Thomas Hospital.- odrzekła, nie odwracając się.Damien wsiadł do auta, z jeszcze zaczerwienionymi rękoma. Pierwszy raz miał na sobie, płyn napędzający życie, który należał do zmarłej osoby. Dopadły go wyrzuty sumienia, może popełnił jakiś błąd...ale opamiętał się szybko. Wiedział,że nawet jeśli się pomylił, to nie jest Bogiem, nie mógł tego przewidzieć, zresztą jak widać, ktoś był na tyle cyniczny, że pozwolił tej młodej biedaczce znaleźć się w złym czasie i miejscu. Chłopak zamyślił się na chwilę, po czym odpalił auto i ruszył w stronę szpitala.
CZYTASZ
Cursed
FanfictionŻycie Damiena Thorna w ciągu jednego dnia zmienia się diametralnie. Po kolei traci wszystko to co w życiu ważne, a wraz z tym poczucie stabilności. Przypadkowa znajomość ma o wiele większe znaczenie niż mu się zdaję. Małe wydarzenia coraz bardziej...