V - bohater i wróżka

2.1K 338 148
                                    

Halo halo, ludzie, Jurij nieletni, co Wy im nawilżacze dajecie :v trzymajcie kciuki, żebym dziś wieczorem zachowała względną trzeźwość XDDDDDDD


Jurij czuł się marnie. Ledwo wszedł do domu, oberwał w ramię z packi na muchy od dziadka. Staruszek był porządnie rozzłoszczony tym, że chłopaka nie było całą noc. I nie poszedł do szkoły, co nie było dobre. Co z edukacją? Co z ocenami?

Plisetsky powiedział dziadziowi, że był u kolegi i nie chciał martwić staruszka późnym powrotem, dlatego spał poza domem. Na materacu. Chłopak nie lubił okłamywać swojego opiekuna, jednak nie miał wyboru. 

Po tym, jak wykaraskał się z największego kłopotu, poszedł wziąć prysznic. Tył głowy wciąż go pobolewał, jednak nie było to nic groźnego. Znajoma Otabka, która była doświadczoną pielęgniarką, obejrzała nieprzytomnego Plisetsky'ego i kazała mu jedynie pić dużo wody i odpocząć. I to chłopak postanowił zrobić. Powiedział dziadkowi, że źle się czuł (i nie kłamał!), po czym ułożył się w łóżku. Cały dzień albo drzemał, albo pisał z Yuurim. Tak przy okazji — Japończyk znalazł klucze chłopaka u siebie w holu i podrzucił mu je po południu, razem ze świeżą porcją ramenu. I zadzwonił do organizatora protestu, który czekał na plakaty. No cóż, dostał je od Katsukiego i amen.

Wieczorem blondyn wyszedł z mieszkania w celu szybkich zakupów. Potrzebował paru rzeczy na jutro.

Ktoś serio myślał, że Jurij Plisetsky tak po prostu zostanie w domu, kiedy na zewnątrz ma się odbywać protest w tak ważnej sprawie? Niedoczekanie.

W sklepie niedaleko jego bloku wrzucił do koszyka, który zabrał ze stosiku przy wejściu, butelkę wody, kilka batonów, duże, zielone jabłko, gumy do żucia i dwie wielkie paczki kwaśnych żelek. Po chwili namysłu wziął też karton mleka czekoladowego. A co tam. Zapłacił, załadował zakupy do plecaka i ruszył do mieszkania. Kiedy wchodził po ostatnich schodach, zobaczył kogoś na szczycie.

Otabek Altin siedział na podeście i grzebał w torbie, klnąc cicho.

— Zła Wróżka zgubiła swoją różdżkę? — zapytał drwiąco Jurij.

— Nie, potrzebuje alkoholu, bo przyszła Królewna.

Chłopak prychnął i usiadł wygodnie obok Altina na schodach. Oparł się o ścianę i mierzył starszego wzrokiem. Ten zerknął na niego, po czym wrócił do grzebania w swojej własności. (nie takiej, zboczeńcy)

— Altin? — zagadnął. — Skąd jesteś? 

— Z Kazachstanu — odparł Otabek, wyciągając z torby telefon i klucze.

— Więc dlaczego pracujesz tak daleko od domu?

— Bo tak chcę.

— Chcesz coś mieć czy pragniesz sławy? Chcesz rozsławić swój kraj? "Kazachstański bohater" brzmi nieźle.

Otabek uniósł brwi.

— Czy ty próbujesz być miły? — zapytał złośliwie. Kiedy Jurij wzruszył ramionami, parsknął. — Marnie ci idzie.

— Ach tak? Przynajmniej jestem milszy od ciebie! I umiem komplementować ludzi! — uniósł się Jurij.

— Błagam, jesteś chodzącą wredotą, umiesz komplementować jedynie swojego kota — zaśmiał się Otabek. Miał miły śmiech. Stop, Jurij.

— Skąd wiesz, że mam kota?

— Bo go kiedyś widziałem. Siedział pod moimi drzwiami ostatnio. Zaniosłem go do waszego mieszkania, oddałem twojemu dziadkowi.

Jurij zmarszczył brwi. Niby kiedy jego mała Potya wyszła z mieszkania? Niemożliwe. I że Altin, TEN Altin, który ma w planach morderstwo dzikich kotów, tak po prostu ją zaniósł do ich mieszkania? Jakim cudem? Zagapił się przez moment na Otabka, co ten bez zastrzeżeń wykorzystał.

Kazach nachylił się do niego...

... i zabrał mu plecak, po czym wyciągnął z niego żelki.

— Dzięki — rzucił, kładąc plecak na ziemię obok siebie i otwierając paczkę, ignorując wściekły syk Jurija. — Nie drap. — Pacnął go w ręce.

— Oddawaj mi moje żelki, morderco!

Jurij bez hamowania się rzucił w Otabka długą i dobitną wiązanką, przy okazji dorzucając kopa stopą obutą w czarnego glana. Kazach złapał chudą nogę i przytrzymał ją. Zaczęła się z tego robić mała szamotanina. Dość... huh, głośna.

— KURWA, IDŹCIE SIĘ TAK ZACHOWYWAĆ DO JAKIEJŚ ULICZKI! TU MIESZKAJĄ DZIECI!

Sąsiadka, która rano przeszkodziła im w kłótni, znowu się odezwała. Tym razem przez otwarte drzwi. Jurij i Otabek wymamrotali przeprosiny i usiedli grzecznie obok siebie. Altin wyciągnął w stronę Plisetsky'ego paczkę, a ten wyciągnął z niej jedną żelkę. Obaj siedzieli w milczeniu, wyjadając słodycze i popijając je czekoladowym mlekiem. Potem Otabek wyciągnął ze swojej torby pastylki miętowe i poczęstował nimi Jurija.

— Wiesz, żeby nie waliło nam z paszcz — mruknął, wrzucając dwie do ust.

— Niektórzy mają tak przegniłe wnętrze, że nawet cukierki nie pomogą — zripostował Jurij.

— W takim razie oddaj mi te, które zjadłeś, Juraśka.

Chłopak poczerwieniał. Po części z głupiego uczucia bycia częściowo zgaszonym, po części z irytacji — bo tylko dziadek mógł go tak nazywać — a po części... z czego? Poczuł się dziwnie zawstydzony. W jego brzuchu pojawiło się zaskakujące trzepotanie. Motylki? 

Trzeba poczekać, a kwasy trawienne wszystko załatwią.

— Nie mów do mnie "Juraśka" — burknął, odwracając głowę. Jasne włosy opadły mu na twarz, zasłaniając rumieńce. 

— To jak? "Wróżko"? Wiesz, że pasuje do ciebie w sam raz? Chociaż twoje oczy nie pasują. Może kolor jak wróżka, ale ich wyraz... są jak oczy żołnierza.

Kurwa, co się działo z moim sercem?, krzyczał w myślach nastolatek. Spojrzał na Otabka. W półmroku panującym na klatce ledwo widział twarz towarzysza. Przysunął się bliżej.

— Możesz do mnie mówić... — nachylił się tak blisko, że ich usta były zaledwie kilka centymetrów od siebie — Triumfator.

Po tych słowach zabrał swój plecak i poszedł do swojego mieszkania. Zostawił karton po mleku i papierek po żelkach.

Altin posprząta. 

✓ Futra tylko dla zwierząt! | otayuriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz