Część 1: Wolność

64 4 0
                                    

17 sierpień 1997

Śniadanie zjedzone, możemy wyruszać w podróż.
Słońce góruje w zenicie, żadnej żywej duszy w okolicy, tylko te ptaki i las, który wydaje się jakby spustoszały, a jednak sprawia wreżenie jakbyśmy nie byli w nim sami.
Właściwie to teraz zadaję sobie pytanie, gdzie zmierzam, czego tak naprawdę oczekuję?
Sparky dał znak, żebyśmy nie stali w miejscu, tylko ruszyli dalej.
Ciężko byłoby mi się z nim nie zgodzić, szkoda dnia na rozmyślenia.

Wyruszyliśmy w głąb lasu.
Zdawałem sobie sprawę, że nie ma już drogi powrotnej. Przynajmniej, ja nie chcę tam wracać. Idąc przed siebie, doznałem dziwnego uczucia. Poczułem, że jestem wolny, nikt mnie nie trzyma na smyczy i nie każe wykonywać żadnych prac. Mogłem robić co tylko zechcę.
-Ah.. Co ja wygaduję, będąc w chacie, nikt mi przecież nic nie kazał. - pomyślałem.
Choć jednak, uczucie, które zaczęło mi towarzyszyć, dało mi dopiero satysfakcje, jak opuściłem tą drewnianą szopę. Mógłbym uznać, że żyjąc w nim, czułem się ograniczony, a teraz to uczucie przeminęło.

Sparky nagle rzucił się przed siebie i podbiegł do drzewa.
Ruszyłem szybko za nim, aby sprawdzić co takiego zauważył.
Gdy dotarłem do psa, ujżałem pogniecioną kartkę, która była poplamiona krwią.
Jak ją rozłożyłem, widniał na niej napis : "Nie idź w stronę jaski..", dalsza część była zbyt zniszczona, by móc doczytać resztę
Łatwo było się domyśleć, że chodziło o jaskinię, tylko dlaczego, ktoś próbował nas ostrzec przed pójściem do niej.
Poklepałem psa po plecach i uśmiechnąłem się w jego stronę.
-Dobra robota, Sparky.
Idąc dalej, nie dostrzegliśmy żadnych nowych niespodzianek. Las się dłużył w nieskończoność, tak jakby nie miał końca. Ku mojemu zdziwieniu, zaczęło się robić coraz ciszej.. i ciszej. Co każdy krok, robiło się coraz bardziej ponuro, miałem wrażenie, jakby miejsce, w którym się znajdujemy, zaczynało umierać.
-Sparky, musimy powoli szukać miejsca, w którym będziemy mogli przespać noc.
Idąc cały czas przed siebie, postanowiłem, że musimy trochę zmienić kierunek.
Zboczyliśmy trochę z trasy i zaczęliśmy szukać miejsca, w którym moglibyśmy się rozbić i poczuć bezpiecznie.
Usłyszałem jakiś dźwięk, jakby ktoś był przed nami, ale nie byłem w stanie ujżeć czegokolwiek, poza ciemnością, która nas otaczała z każdej strony.
Sparky, tym razem nie szarżował przed siebie, tylko stanął za mną i wyglądał na przerażonego. Otworzyłem mały plecaczek, który nosił pies i wyjąłem z niego nóż.
Coś co wydawało dźwięki, zaczęło się do nas zbliżać. Nie czułem się bezpiecznie, bo nawet nie wiedziałem z czym mogę mieć doczynienia.
-Niedźwiedź? Dzik?.. - szepnąłem do siebie z drżącym głosem.
-Pokaż się!
Postać, która szła w naszą stronę, zawróciła i uciekła. Ciekawe na jak długo..
-Sparky! Wynosimy się stąd! - Wskazałem palcem, gdzie idziemy.
Zauważyłem nagle, wyjście z lasu.
Gdy opuściliśmy las, spostrzegłem malutką polanę.
-Tutaj się rozbijemy.

KONIEC CZĘŚCI 2

Ostatnia przygodaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz