Poczułem to,
zimny oddech, martwego potwora.
Moje ręce były splamione we krwi.
To nie była kobieta, to był potwór, ale musiało do tego dojść, nie mogłem pozwolić na to, aby stała nam się krzywda. Nie wiem skąd to się wzięło, nie wiem już nic. Zabijając TO, odczułem ulgę.
Jedyne czego teraz pragnę, to wyjść z tej pieprzonej jaskini i zapomnieć co się właśnie wydarzyło. Do momentu wyjścia, nie chowałem noża, musiałem się bronić.
-Sparky, wynośmy się stąd, to miejsce nie jest bezpieczne.
Pies ruszył za mną. Byliśmy już w głębi jaskini. Zastanawiałem się czy jest stąd jakiekolwiek wyjście.Pochodnia zgasła.
-Cholera! Dobra Sparky, nie panikuj, wszystko będzie dobrze, jakoś nas stąd wyciągnę.
Miałem już dość tego dnia, byłem strasznie wyczerpany, on z resztą też ledwo zipiał.
Musimy iść dalej..
Poszukując wyjścia, ujrzałem przede mną, skrawek światła.
-To może być wyjście! - krzyknąłem w stronę psa.uszyliśmy w stronę ledwo oświetlonego miejsca. Byłem przekonany, że możemy się stąd wydostać.
Myliłem się
To nie było wyjście, tylko mała dziurka, która oddawała promień światła. Nie było możliwości wydostnia się ponieważ kamienie zasypały naszą ostatnią nadzieję.
-Sparky, chcąc czy nie chcąc musimy tutaj zostać. Jestem wyczerpany.
Rozbiliśmy nasz mały obóz w jaskini, Sparky zasnął jak niemowle, natomiast ja przez jakieś pół godziny, stałem.. właściwie to siedziałem na warcie.Otworzyłem oczy, a przede mną była chmara potworów, które zakatowały mojego kompana.
-Nie! Sparky!
Rozwścieczony, wziąłem nóż i rzuciłem się w ich stronę.
Wiedziałem, że nie będę w stanie ich powstrzymać, ale z nerwów zareagowałem.
Udało mi się ich przepędzić.
-Sparky! Oh nie.. Wszystko będzie dobrze, wyciągnę Cię stąd.
Wiedziałem, że nie uda mi się go już uratować, trzymałem w objęciach moją ostatnią nadzieję, której serce przestawało, powoli bić.19 sierpnia 1997
Obudziłem się.
-Boże. To tylko sen.
Spojrzałem w stronę Sparkiego.
-Nic Ci nie jest? Pies podszedł do mnie i uwalił mi się na nogach, jak to zwykle bywa.
-Dzięki Bogu. Musimy się stąd wynosić.
Zebraliśmy się szybko i ruszyliśmy w stronę strumienia krystalicznej wody, która dokądś prowadziła.
Idąc, napotkałem się na porzucony plecak.
-Sparky, fortuna chyba się do nas uśmiechła.
- *Szczekanie i merdanie ogonem*
Otworzyłem plecak, a w nim znajdował się zapas baterii, latarka i cztery czekoladowe batony.
-Jesteś głodny?
Otworzyłem papierek, wyjąłem z niego kawałek trochę pogniecionego batona i rzuciłem w stronę psa.
Też pozwoliłem sobie na małe co nieco.
-To musi być dobry znak.
Tym razem się nie myliłem, bo idąc dalej znaleźliśmy wreszcie wyjście.
-No i jesteśmy.
Wyszedłem pierwszy, aby sprawdzić czy teren jest bezpieczny.
Gdy to zrobiłem, ujżałem dalszą część lasu.
-No, przyjacielu. Dobra robota, udało nam się.
Sparky, wybiegł z jaskini i przypomniał mi małe dziecko, które chwile po przebudzeniu biegnie w stronę choinki, by otworzyć prezenty.
Pobiegłem za nim. Nie ukrywam, cieszyłem się jak nigdy dotąd. Byłem pewny, że nasza przygoda zakończy się w jaskini.-Sparky spójrz!
Przed nami był klif, z obrzydliwie czystą wodą.
-Chyba przydałoby nam się wykompać, nie sądzisz?
Nie skończyłem, zdania a Sparky, już był w wodzie.
-Hej! Zaczekaj na mnie!KONIEC CZĘŚCI 3
CZYTASZ
Ostatnia przygoda
AdventureHistoria pewnego mężczyzny, który po opuszczeniu mieszkania, postanawia wraz ze swoim psem wyruszyć w podróż, w poszukiwaniu własnego celu życia.