- Musimy iść! - zerwała się, sycząc cicho, gdy na jej nodze znalazła się kolejna rana, z której leciała czerwona krew. Z jej oczu popłynęło morze łez, których nie była już w stanie zatrzymać. Zaczęła cicho szlochać, czując tylko ból i strach.
- Wydostaniemy się stąd. Obiecuję. - chrząknął, przytulając ją do siebie by się uspokoiła. Wiedział, że brunetka zawsze była wesoła i pogodna, była ideałem człowieka który we wszystkim pomoże. Nie chciał by się łamała, chciał aby nadal była ta szczęśliwą optymistką, widząc wszystko w kolorowych barwach i posyłając mu codziennie uśmiech na ulicy.
Katherine nadal chlipała, gdy niebieskooki trzymał ją w ramionach. Była to dla niej pewnego rodzaju ulga i ukojenie rosnącego bólu. Mogła by tu już zostać na zawsze, jedynie zaciągając się jego zapachem.
Od zawsze uważała, że zajebiście pachnie.
Ale musieli ruszać. Czas tu grał główną rolę, a z nim nie mogło się dyskutować. Ujął jej dłoń, delikatnie ją podnosząc i upewniając się czy jest z nią w porządku, ruszyli.
Nadal trzymając się za ręce.