Był ciepły, piątkowy wieczór. Jak zwykle spędzałam go miło przyjaciółmi, a właściwie bratem bliźniakiem i chłopakiem. Jak to zwykli nastolatkowie, postanowiliśmy oddać się naszym ulubionym czynnościom. A z niczego nie czerpaliśmy większej przyjemności, niż z łapania kotów! Chwytaliśmy takiego pchlarza, wsadzaliśmy go do koto-odpornej torby i zanosiliśmy do pobliskiego schroniska. Brzmi bestialsko? Możliwe. Jednak patrząc na to z innej strony, widzimy, że robiliśmy dobrą dla świata rzecz. Przecież bezdomne koty tylko przenoszą pchły, kleszcze i wściekliznę. A jakby się okazało, że kot ma właściciela, a tylko się zgubił, człowiek mógłby go odebrać w schronisku. Nie postrzegaliśmy swojego zachowania jako niewłaściwe, ba!, czuliśmy się bohaterami naszego miasta.
Tego feralnego wieczora upatrzyliśmy dobrą ofiarę. Była to wychudzona kotka z czarnym, lśniącym futerkiem. Od kilku dni widywaliśmy ją w okolicy, dlatego mieliśmy prawo przypuszczać, że jest bezpańska. Udało nam się ją zwabić do ciasnej uliczki, tam było najłatwiej.
Działaliśmy zgodnie z ustalonym wcześniej planem. Mieliśmy na sobie ochronne, skórzane rękawice, na wypadek, gdyby łapany miał coś przeciwko byciu łapanym. Uważaliśmy koty za niebezpieczne i obrzydliwe stworzenia, które tylko wariaci trzymają w domu. Sama nie wiem, skąd te poglądy, nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam - tak po prostu było i tyle, po co drążyć temat?
Przystąpiliśmy do akcji. Neli i Derek zaszli pchlarzowi drogę, a rzuciłam się w jego stronę. Prawie mi zwiał, jednak w ostaniej chwili chwyciłam go za ogon i uniosłam w górę w triumfalnym geście.
- Łapacze kotów! Stuprocentowa skuteczność! - zaśmiał się Derek.
- Nie za ogon! - krzyknął ktoś.
Rozejrzałam się, jednak w okolicy nie było prócz nas żywej duszy. Spojrzałam na towarzyszy.
- Czy wy też to słyszeliście? - obaj pokiwali głową. - Myślicie, że to...
Spojrzałam na trzymane w ręku zwierzę, a ono otworzyło pysk i...
- Puszczaj! Nie wiesz z kim zadzierasz, gówniaro!
- O ja! To coś gada!
Z wrażenia prawie upuściłam ją na ziemię. Kotka syknęła i zamachnęła się łapą na moją twarz. Pazury minęły mój nos o milimetry. Szok i lekki podziw szybko zmieniły się w standardowe obrzydzenie.
- Hej, uspokój się, kocie! To my dyktujemy zasady.
- Puść mnie, bo gorzko tego pożałujesz. Ostrzegam cię po raz ostatni!
Zaczęła się wić coraz szybciej i agresywniej.
- Co z nią robimy? - zwróciłam się do chłopaków.
- Gada czy nie, idzie do schroniska. - Derek wyciągnął w moją stronę torbę, a kocica zaczęła się wić bardziej.
- Gdybym była zwykłym kotem, uszłoby wam to na sucho - wysyczała. - Ale nie tym razem! Już żaden kot nie ucierpi z waszych rąk. Zacznę od ciebie, gówniaro.
CZYTASZ
Kot kotu kotem
Historia CortaOd zawsze nienawidziłam kotów. Były dla mnie zapchlonymi, brudnymi i śmierdzącymi szkodnikami. Wyobraź sobie rzecz, której najbardziej na świecie nie cierpisz. Dajmy na to pająki. A teraz pomyśl, że nagle wyrastają ci dodatkowe, cienkie kończyny i...