Rozdział 2

29 5 2
                                    

              Wjeżdżając do miasta minęłam tabliczkę z nazwą - Harbortown - no cóż tutaj jeszcze nie byłam, ale jak już stąd wyjadę to na pewno wszyscy mnie zapamiętają. Wysiadając z auta chwyciłam za naszyjnik który od zawsze znajduję się na mojej szyi. Jest w nim zdjęcie mojej siostry, jedyna pamiątka jaka mi po niej została. Wszystkie rzeczy związane z Lucy spłonęły razem z naszym domem w noc po porwaniu. Samochód zostawiam na obrzeżu miasta żeby przejść się na świeżym powietrzu. Wkładam słuchawki do uszu i włączam playliste. Muzyka oraz długie spacery pomagają mi opanować złość oraz dają czas na ułożenie prostego planu działania. Dziś nie mam ochoty na tortury, dziś skupię się na szantażu.

               Dochodząc do budynku widzę na parkingu rząd zaparkowanych czarnych Saabów i wśród nich jednego wyróżniającego się Jaguara XJ, nie myślcie sobie, że się znam na samochodach po prostu mój ojciec miał identyczny. W nim również zginął wraz z moją mamą w wypadku. Uderzył w nich tir, obydwoje zmarli na miejscu.

               Podchodzę do frontowych drzwi które same się przede mną otwierają. Hol do którego właśnie wchodzę jest duży i obszerny. Ściany są w kolorze szarym a wnętrze zdobią różne białe figury w kształcie zwierząt. W środku panuję prostota i elegancja. Podchodzę do recepcji w której siedzi tleniona blondynka z doczepami, na sam widok tej strasznej fryzury mam ochotę skrócić ją o głowę.

               - Dzień dobry. Jestem umówiona na spotkanie z Tylerem Harveyem. - mówię z wymuszonym uśmiechem.

               - Witam, mogę prosić o dane osobowe i cel wizyty? - odpowiada tym swoim wyćwiczonym, miłym tonem głosu.

               Teraz oprócz wyrwania głowy mam jeszcze ochotę wyrwać jej język.

              - Mary Beast, przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną.

              Blondyna imieniem Rachel - dopiero zauważyłam plakietkę na jej marynarce - łapie za telefon i wykręca numer swojego szefa.

               - Witam, właśnie zgłosiła się Mary Beast na rozmowę kwalifikacyjną.

               Przez chwilę słucha odpowiedzi po czym odkłada słuchawkę i zwraca się do mnie.

               - Proszę usiąść na sofie - mówi pokazując dłonią ciemnoszarą kanapę znajdującą się na samym środku pomieszczenia - Pan Tyler zaraz się tutaj zjawi.

               Idąc w kierunku sofy stukam obcasami o marmurową podłogę. Zauważam, że oczy wszystkich ludzi w pomieszczeniu są skierowane na mnie. Siadając na sofie rzucam dość podirytowany uśmiech wszystkim właścicielom ślepi gapiących się na mnie. Podziałało, teraz każdy wrócił do swoich zajęć, każdy oprócz tlenionej Rachel. Och naprawdę mam ochotę wyrwać jej język, łeb a z rozmachu i nogi z dupy.

               Słyszę jak mechanizm windy rusza więc odwracam wzrok w kierunku jej czarno-srebrnych drzwi. Zaczynają powoli się otwierać a ja od razu czuję swąd tego kundla. Z windy wychodzi postawny na oko trzydziestoletni, czarnowłosy mężczyzna. Zmierza w moim kierunku pewnym krokiem z ponurym wyrazem twarzy. Wstaję z sofy w tym samym momencie gdy on staję na przeciwko mnie. Muszę przyznać, że w tym obcisłym garniturze wygląda całkiem smakowicie. Oschle patrzy na mnie tymi swoimi zielonymi oczami. Jego trzydniowy zarost bardzo pasuję temu złowrogiemu spojrzeniu.

               - Nie jesteś tu mile widziana. - rzuca cierpko w moim kierunku. - Lepiej żebyś wyszła stąd natychmiast i nigdy nie wracała. - dodaje. Wiem, że gdybym już teraz pozbawiła go życia straciłabym jedyny punkt zaczepienia.

KarmaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz