31

5.5K 582 141
                                    

Złość, frustracja, beznadziejność. Jeszcze wiele tych emocji  Hailey mogłaby nazwać po imieniu i wymieniać w związku ze swoim ojcem, odkąd się wyprowadziła z domu. Oczywiście, jak się dowiedział, że się wyprowadzała wpadł w furię. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Gdyby nie Harper, mogłaby nie ujść z życiem. Myślała, że będzie mu wszystko jedno, jednak pomyliła się. Jej ojciec był szalony. Miała ochotę mu wykrzyczeć prosto w ten parszywy ryj, że przecież nie była jego córką, ale ugryzła się w język i po prostu wyszła z domu i już tam nie wróciła.

Od praktycznie półtora miesięca mieszka w domu państwa Stones. Oficjalnie dostała swój pokój, jednak co noc lądowa w łóżku Harpera. Potrzebowała jego silnych ramiona, jego pocieszających słów oraz seksu. Codziennie kochali się, chociaż czasem przypominało to raczej pieprzenie parki napalonych królików. Poza tym znalazła wakacyjną pracę. Nic  szczególnego, ale zarabiała swoje pieniądze. W sumie to razem ze Harperem załapała się do kawiarni, także praktycznie przebywali ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu. I wcale jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, była w siódmym harperowym niebie. Kochała Harpera do szaleństwa. Był cholernie opiekuńczy, zazdrosny i taki kochany. Spędzali dużo czasu na rozmowach, przytulaniu, oglądaniu filmów i całej tej reszcie, którą robią normalne nastoletnie pary.

Jednak teraz była przeziębiona i czuła się fatalnie.

- Jak się ma moja dziewczyna? - Harper usiadł na łóżku i przyłożył dłoń do czoła czerwonowłosej.

- Kiepsko - mruknęła Hailey. - Mam zapchany nos.

- I masz gorączkę, kochanie. Zaraz ci coś podam na nią. 

Brunet podał swojej dziewczynie tabletkę oraz szklankę wody, po czym patrzył jak posłusznie wzięła lekarstwo. Nie chciał jej zostawiać, ale dzisiaj był ostatni dzień w pracy, bo za tydzień wyjeżdżali na studnia. Cholernie się cieszył, gdyż Hailey wybrała UCLA, więc będą razem studiować. Niczego nie pragnął bardziej.

- Dasz sobie radę?

- Dam, jestem dużą dziewczyną.

- Wiem, ale gdyby nie to, że obiecałem Jeffowi, to zostałbym dzisiaj z tobą.

- Idź, dam sobie radę - zapewniała go Hailey.

- Wrócę tak szybko, jak tylko będę mógł. - Obiecał, po czym cmoknął ją w czoło, szepnął, że ją kocha i wyszedł do kawiarni.

Kiedy Harper serwował klientom kawę, ciastka i całą tę kawiarnianą resztę, Hailey usnęła. Lecz po jakimś czasie obudził ją telefon. Dzwonił jakiś nieznany numer. Zignorowała go, lecz po chwili znowu się rozdzwonił, więc odebrała.

- Tak? - Zapytała ochrypłym głosem, gdyż bolało ją gardło, a w głośniku usłyszała damski głos.

- Być może zainteresuje cię, że twój chłopak cię zdradza.

- Co? - Podniosła się do pozycji siedzącej.

- Twój kochaś posuwa inną - kobieta rozłączyła się, a ona po chwili dostała wiadomość z adresem.

Hailey siedziała skonsternowana i nie wiedziała co o tym myśleć. Nie miała powodów, żeby nie ufać Harperowi. Nie wierzyła, że mógłby ją zdradzić, więc olała sprawę i ponownie ułożyła się na miękkich poduszkach, po czym sunęła.

Harper kończył właśnie swoją zmianę, kiedy na zapleczu zjawiła się Nikki.  Był tylko o dwa lata starsza od niego i robiła do niego maślane oczy, jednak nie działała na niego. On miał dziewczynę i nie w głowie były mu inne. Zresztą blondynka wiedziała, że był z Hailey, a mimo to oboje przyłapywali ją na spoglądaniu na niego. Hailey była cholernie niezadowolona, a on był ucieszony, że jego dziewczyna była o niego zazdrosna. To było tak cholernie urocze. Jednak sam był jeszcze gorszy. Niejednego kolesia przepłoszył z kawiarni, kiedy otwarcie próbowali flirtować z Hailey. Mało brakowała, a pobiłby jednego, kiedy ten klepną ją w tyłek. Ale zanim cokolwiek zdołała zrobić, na głowie kolesia wylądował szejk czekoladowy. Boże, jego dziewczyna była jedyna w swoim rodzaju.

- Co jest? Dlaczego tak na mnie patrzysz? - Zapytał blondynkę, która była ubrania jak... dziwka. Kiedyś takie laski by go kręciły, ale nie teraz.

- Zastanawiałam się, czy może podrzucisz mnie do domu. Zepsuło mi się auta, nie mam czym wrócić.

- Gdzie mieszkasz? - Ruszył do tylnego wyjścia.

- Mckee Rode sto dwa.

- Trochę daleko, ale dobra - odpowiedział, po chwili zastanowienia.

- Dzięki - uśmiechnęła się, czego brunet nie odwzajemnił.

- Jasne, nie ma sprawy - mruknął i wyszedł.

Harper odpalił swoje auto, po czym kazał zapiąć dziewczynie pasy. Nie miała zamiaru dostać mandatu. Zignorował jej miny, po czym ruszył z parkingu spod kawiarni, a po czterdziestu minutach zatrzymał auto pod niedużym domem.

- Dzięki - odezwał się Nikki. - Może wejdziesz?

- Dzięki, ale nie. 

- Jasne - mruknęła i pochyliła się znacznie w stronę bruneta.  Zanim Harper zorientowała co się dzieje, poczuł tylko ukłucie na ramieniu. 

Pragnę cięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz