Rozdział 2

124 20 35
                                    

Z tego miejsca pragnę podziękować za każde wyświetlenie pierwszego rozdziału, nagrodzenie go gwiazdką oraz ofiarowanie komentarzy, które podnoszą na duchu i pomagają zniszczyć lenistwo. Mam nadzieję, że nadal będziecie uważać, że aktualne zmiany dodają tej historii... kształtów? ;)

Przyjemnej lektury!

Do zobaczenia za dwa tygodnie!

Kiedy przekroczyła próg domu, zaskoczyło ją to, że od strony salonu nie dochodziły żadne dźwięki. Zazwyczaj o tej porze widywała tam ojca odprawiającego swój codzienny rytuał słuchania radia. Joseph Castigar nie robił tego ze względu na wiecznie powtarzające się patriotyczne piosenki, a wszelkie wzmianki na temat państwa i Starszyzny. Nieraz wyklinał dziennikarza czytającego możliwe nowe zmiany w Equipoise, nie szczędząc przy tym uszu reszty domowników. Nawet upominania ze strony Mathilde, jego żony, a zarazem matki dwóch córek, nie robiły na nim wrażenia. A dzisiaj taka sytuacja nie miała miejsca. Chantalie także nie widziała wózka inwalidzkiego, który stojąc złożony przed wejściem do sypialni rodziców, sygnalizował nawrót bólu kręgosłupa. Oby to nie było zapowiedzią czegoś złego.

— Nie wierzę! Udało ci się odnaleźć drogę do domu! A już myślałam, że będziemy musieli wezwać ekipę poszukiwawczą!

Priya, wierna kopia starszej o niecałe trzy minuty Chantalie, stała u szczytu schodów prowadzących do piwnicy, z trudem utrzymując przed sobą sporych rozmiarów karton. Jego zawartość stanowiła dla Chan ogromną zagadkę do chwili, aż siostra nie wepchnęła jej go do rąk, sama próbując złapać oddech. Najwyraźniej zaliczyła wiele kursów, zanim przyniosła to, co było obiektem zainteresowania.

— O, a ty odnalazłaś archiwalne przepisy babki Theodory! — Podtrzymała pudło nogą, aby wyciągnąć jedną z nadgryzionych zębem czasu kartek. Niestety wszelkie próby rozszyfrowania jej zawartości spełzły na niczym. Jak widać ktoś nie zadbał o to, aby ręczne zapiski babki nie stały zbyt długo w nasłonecznionym miejscu. — Czy to znaczy, że obydwie osiągnęłyśmy jakiś sukces?

— Chciałoby się — wysapała Priya, ścierając krople potu spływające jej po czole. — To nie ty musiałaś przekopywać połowę piwnicy, aby to odnaleźć! Wiesz, ile tam kurzu i pajęczyn? Jeszcze chwila, a zakichałabym się na śmierć. Mam też dziwne wrażenie, że mój nos zaraz mi odpadnie.

— Bliźniaczko, twój nos trzyma się całkiem dobrze.

Priya odetchnęła z ulgą, na co Chan przewróciła oczami.

— Poza tym jak to przekopywać piwnicę? Przecież tam praktycznie nic nie ma!

— Nic nie ma? Och, najwyraźniej dawno tam nie byłaś. Już od dłuższego czasu robi ona za składowisko wszelkiej maści makulatury. Nawet znalazłam tam, przez przypadek, nasze rysunki, które nabazgrałyśmy w dzieciństwie. Wyobrażasz to sobie? Ja myślałam, że już dawno się ich pozbyli...

— A powinni, bo żadna z nas nie wykazywała talentu plastycznego. I jak dobrze myślę nadal nie wykazuje.

Priya zmrużyła oczy, obrzucając siostrę gniewnym spojrzeniem.

— Mów za siebie. Ja przynajmniej jak miałam narysować dom to rysowałam dom, a nie budę dla psa, i to jeszcze jakąś zdeformowaną!

Chantalie próbowała słuchać bliźniaczki, jednak jej myśli nieprzerwanie krążyły wokół dziwnie pustego salonu. Ukradkiem zerkała do tego pokoju, ale widok osamotnionego starego radio z drobnym wgnieceniem stojącego na najniższej półce segmentu nie napawał jej optymizmem.

Priya przerwała swój monolog i poklepała Chan po ramieniu.

— Szukasz taty, prawda?

Priya bez trudu odgadła, o co chodzi bliźniaczce. Według niej była ona zbyt przewidywalna, czemu Chantalie nieraz starała się zaprzeczyć. Niestety każda próba zrobienia czegoś na opak, byle tylko zagrać siostrze na nosie kończyła się tragicznie. Dlatego też zaprzestała tego typu praktyk. Dla własnego zdrowia i to pod każdym kątem.

Impas [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz