Witam wszystkich czytelników z nowym rozdziałem. :)
Jak zawsze przepraszam za wszelakie błędy oraz nie regularność w dodawaniu rozdziałów.
Przypominam, że wypowiedzi podkreślone są wypowiadane w języku polskim.
''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
- Podaj mi te ciasteczka, które zostały z wczoraj.
- Co ty kombinujesz? - Elias odszedł kawałek, aby po chwili wrócić z porcelanowym pojemnikiem na ciasteczka, który dostałam od zaprzyjaźnionych chłopów, długo przed przeprowadzką.
Pojemniczek był ręcznie wykonany z gliny o kształcie słoika z dekielkiem. Został pomalowany w taki sposób, żeby upodobnić go do prawdziwego pojemnika z konfiturami — wygląd dżemu został starannie odwzorowany. Posiadał nawet wstążeczkę z kartką, na której był napis: „Maliny". Oczywiście napis nie miał nic wspólnego ze zawartością, jednak to był celowy zabieg. Ten „słoiczek" nawiązywał do pewnej zagadki znikających przetworów z niektórych spiżarni w domostwach wioski, które było moją sprawką. Otóż jako dziewczynka przeczytałam pewną książeczkę o wróżkach. Byłam świecie przekonana, że takowe istoty żyją nieopodal pobliskiego strumienia, dlatego postanowiłam „pożyczyć" kilka przetworów, aby nakarmić magiczne stworzonka i się z nimi zaprzyjaźnić. Zostawiłam otwarty słoik blisko strumyka, po czym odsunęłam się kawałek, z nadzieją, że zobaczą jakąś wróżkę. Jak pewnie się spodziewacie, żadna nie przyleciała, wiec uznałam, że wiedzą o mojej obecności i nie chcą pokazać, bo jestem człowiekiem. Zostawiłam słoiczek na noc, aby mogły zjeść zawartość, następnego dnia z konfitur nic nie zostało. Pewna, iż to właśnie wróżki wszystko zjadły, zostawiałam co noc słoik z przetworami przez kilka tygodni. Koniec końców, zostałam przyłapana na kradzieży w domu przyjaciela przez jego mamę, oczywiście dostałam opieprz od ludzi z wioski, od ojca również, że to nie ładnie kraść i jak chciałam zjeść konfitury, powinnam mu powiedzieć i by mi je kupił. Po moich starannych wyjaśnieniach na ten temat chłopi zaciekawili się tym, gdyż doskonali wiedzieli, czym para się moja rodziny i sami wierzyli, a nawet widzieli kilka potworów. Postanowili to sprawić, tak samo, jak ja zostawili słoiczek konfitury w tym samym miejscy, po czym starannie ukryli się między drzewami (niektórzy na drzewach) i czatowali cała noc. Dopiero nad ranem coś pokazało, był to... niedźwiedź. Okazało się, że dokarmiałam włochate, ogromne zwierze, które dodatkowo było odpowiedzialne za zabijanie trzody — poznali osobnika po charakterystyczne bliźnie na przedniej łapie. Nie zmarnowali okazji na ubicie szkodnika, zestrzeliwując futrzaka. Mimo wszystko kara mnie nie ominęła za podbieranie zapasów na zimę. Zostałam zmuszona do zbierania owoców oraz pomocy przy robieniu dżemów (dla mnie była to przyjemność, ale im tego nie mówiła).
Nie wiedzieć czemu, w całej wiosce byłam znana nie jako szlachcianka, która ma gdzieś swoja pozycje i non stop przesiaduję z chłopami, lecz jako ta dziewczyna, która zawsze pakuje się w kłopoty i robi szalone lub dziwne rzeczy. Od przeprowadzki minęło nie wiele czasu, lecz ja już zaczynam tęsknić za owym wesołym miasteczkiem.
Wracając do teraźniejszości.
- Wykonuję swoją część współpracy z Lauem. - Wsypałam część ciasteczek owsianych do ściereczki, następnie zwinęłam końce, tak aby nic nie wypadło i żebym miała łatwy uchwyt. Wszystko rozgniotłam metalowym młotkiem, który robił w zastępstwie za wałek, którego nie mogłam znaleźć. Dobrze rozgniecione ciasteczka wsypałam do miski, to samo zrobiłam z resztą.
- Co to właściwie ma być? - Mężczyzna chyba nie był pewny do moich wynalazków w kuchni, w końcu to jego królestwo i tylko kilku osobom pozwalał tutaj gotować. Pewnie nie chciał, aby coś wybuchło. Z uwagą obserwował każdy mój ruch, przy okazji kontrolując dodawane składniki oraz proporcje. Może i nie wiedział, co robię, jednak jeśli chodzi o pieczenie oraz gotowanie bardzo szybko potrafił się domyślić, co dana osoba chce zrobić.
- Próbuję stworzyć nowy rodzaj tortu do firmy, wykorzystując herbatę Laua. W zasadzie to miałam tylko sprzedawać jego produkty, ale chyba się nie pogniewa, jeśli połączę nasze wytwory w jedno. Jeśli się dobrze przyjmie, obydwoje na tym zyskamy. - Położyłam patelnie na rozgrzanym piecu i włożyłam do niego kostkę masła. Na szczęście miałam wszystkie składniki przygotowane, wiec nie musiałam co chwile czegoś szukać.
- Może się udać. Ludzie lubią próbować nowych potraw. - Nie pytając mnie o zgodę, wlał roztopione masło do rozrobionych ciasteczek.
- Widzę, że wiesz, w jaki sposób chcę to zrobić. - Rozmieszał składniki i wyłożył na przygotowaną okrągłą blachę, po czym zaczął je ugniatać.
- Wnioskuję po analizie wyciągniętych składników.
- Jednak nie minąłeś się z powołaniem. - Elias uśmiechnął się na moje słowa. Za nim do mnie przybył, nie często mógł słyszeć takie słowa, zazwyczaj były to przerażone krzyki i wyzwiska do niego kierowane.
Wstawiłam garnuszek z wodą, w tym czasie kucharz zaczął przygotowywać skondensowane mleko. Wbrew pozorom robi się je bardzo prosto, należy gotować mleko z cukrem odpowiedni czas, tak więc mleko również zostało wstawione do gotowania. Ze względu na to, iż woda gotuje się dłużej, zrobiłam sobie chwilową przerwę, Elias musiał natomiast przez cały czas kontrolować mleko, aby się nie przypaliło i nie wykipiało.
Gdy woda była gotowa, wsypałam do niej dużą ilość herbaty na wywar. Odczekałam kilka minut i odcedziłam, wsypałam jeszcze żelatynę do stężenia. Teraz trzeba było czekać, aż wszystko się ostudzi, skondensowane mleko również było już gotowe. Gdy wszystko było wystarczająco chłodne, brunet ubił mleko (całe szczęście, że mi nie kazał tego robić, moje wielkie mięśnie nie wytrzymałyby tego), następnie po trochu dodawałam herbatę do ubitej masy. Wymieszaną masę przełożyliśmy na spód z ciasteczek i odstawiliśmy w chłodne miejsce do stężenia.
Niech mi teraz Sugilis nie wmawia, że się obijam i nie robię nic pożytecznego. Właśnie wykonałam (z małą pomocą) nową pozycję (prawdopodobnie) do produkcji w fabryce. Chyba powinnam częściej kombinować z przepisami oraz z różnymi formami słodyczy. W końcu lizaki i cukierki powoli zaczynają się nudzić przez takie same smaki oraz kształty.
- TO ŚWIETNY POMYSŁ! - Mój nagły krzyk, spowodował niekontrolowany podskok u kucharza, który momentalnie się odwrócił z podniesioną brwi w geście zapytania. Nie odpowiedziałam jednak tylko czym prędzej pognałam do demona.
Na szczęście nie musiałam długo szukać kobiety, znajdowała się w korytarzu, prowadzącym do kuchni. Pewnie usłyszała moje krzyki i chciała zobaczyć, na cóż „genialnego" znowu wpadłam.
- Wiem, jak urozmaicić produkcję lizaków! - Różowowłosa otworzyła usta, aby coś powiedzieć, jednak nie dałam jej dojść do głosu. - Moglibyśmy produkować lizaki o różnych kształtach, na przykład w kształcie króliczka albo kotka, oczywiście powymyślamy zupełnie inne smaki. Takie słodycze będą bardziej atrakcyjne dla klientów. Poza tym wymyśliłam, żeby piec ciasta lub desery o smaku zielonej herbaty. Jedno już zrobiłam z Eliasem na próbę. Skoro współpracuję z Lauem, pomyślałam, że to będzie świetny pomysł, na połączenie naszych produktów! Co ty na to? - Wlepiłam w nią wzrok małego szczeniaczka, czekając na odpowiedź.
- Widzisz panienko, jak chcesz, to potrafisz wymyślać dobre pomysły. - Demonica uśmiechnęła się słodko.
Ta kobieta naprawdę uwielbia mnie denerwować. Nie zaraz, Jaspis również kocha mnie wkurzać. Denerwowanie mojej osoby stanowi całodobowe hobby demona, oczywiście dokuczanie mi i żartowanie z mojej osoby też się w to zalicza.
- Ha ha ha. Bardzo zabawne.
- Jest Panienka gotowa na nadchodzący bal u Panienki Elizabeth?
W ten o to prosty sposób moja dotychczasowa wesoła energia została zniwelowana do pochmurnej i niespokojnej. Jak zawsze całkowicie zapomniałam o przyjęciu, który miał się odbyć lada dzień, a jeszcze nie zamówiłam stroju dla Grella! Gdy sobie przypomniałam, że shinigami miał mi wybrać kreacje na wieczór, zaniepokoiłam się jeszcze bardziej. Po nim można się spodziewać praktycznie wszystkiego. Liczyłam, chociaż na sukienkę, która zakrywałaby, wszystko co powinna, wolałabym w innej nie wychodzić w publiczność. Surcliff oraz męska część gości, zapewne cieszyłoby się z takiego obrotu spraw, jednakże Sugilis bardzo by się postarała, aby był to ich ostatni widok w ich dotychczasowym nędznym życiu.
- Musimy jechać do krawcowej. Przygotuj powóz, a ja pójdę się przebrać w tę cholerną sukienkę!
Różowowłosa skłoniła się z uśmiechem na ustach i wypowiedziała standardową formułkę: „Tak moja Pani". Ja natomiast, jak na ścięcie, skierowałam się do swojego pokoju ze spuszczona głową. Zakładanie niewygodnych sukienek było jednym z powodów, dla których nie lubiłam wychodzić nigdzie w tłum. Szerokie i długie spódnice uniemożliwiały wygodne chodzenie. Mężczyźni powinni bardzo się cieszyć za możliwość chodzenia w spodniach i unikania sukienek. Chociaż z drugiej strony, wizja zobaczenia przystojnego faceta w sukience jest nader kusząca. Z przebiegłym uśmieszkiem na ustach, wkroczyłam do swojej komnaty.
CZYTASZ
Child of the Moon - Kuroshitsuji [Wolno Pisane]
FanfictionLuna przez wojnę w swoim rodzinnym kraju, została zmuszona do przeprowadzenia się do Anglii. Kontynuuje rozwój swojej firmy oraz... niezwykłą, niebezpieczną prace, którą kocha nad życie i ani myśli z niej zrezygnować. Jak to bywa z obcokrajowcem, cz...