' Proś, a będzie Ci dane.'

805 42 9
                                    

Minął tydzień od ostatniego spotkania Lucjana. Jednego dnia wróciłam do apartamentu, w którym ostatnio byłam, aczkolwiek okazało sie, że mężczyzna wymeldował. Najwidocznie wyjechał i sądziłam, że rzeczywiście nigdy więcej go nie zobaczę. Jakiś czas temu ucieszyłaby mnie ta myśl, jednak w tym momencie poczułam zawód.
Była środa, dochodziła czternasta. Musiałam iść do pracy. Nie mogłam się doczekać, ponieważ uwielbiałam stanie za barem i kontakt z ludźmi.
Pani Basia już na mnie czekała. Przywitała mnie z uśmiechem, a ja go odwzajemniłam i odłożyłam torebke do szafki.
- Coś ciekawego jak mnie nie było? - spytałam na co ona kiwnęła ręką.
- Wielki profesor był. Oczywiście chciał obejrzeć ten cały turniej bilarda, gdzie tłumaczyłam mu, że nie mamy tego programu. Ale wiesz jak to on, zawsze mądrzejszy. - powiedziała i zaczęła sie śmiać.
- Uwielbiam świrów- skwitowałam.
Po jakimś czasie szefowa musiała wyjść coś załatwić na mieście. Nie raz zostawałam sama, więc nie czułam się jakoś gorzej. Dzisiaj ruch był dość marny, miałam dość sporo czasu dla siebie. W jednym momencie wszedl czarnoskóry mężczyzna, dość barczysty i bardzo przystojny. Mial bliznę na skroni, dodawało mu to tajemniczego uroku. Podszedł do baru pewnym krokiem i uśmiechnął się w taki sposób, jakby chciał coś zdobyć. Domyśliłam sie, że ja mam być tą zdobyczą.
- Sok pomarańczowy, jeśli można prosić i numer telefonu ślicznej barmanki - rzekł, na co roześmiana przewróciłam oczami. Wyjęłam sok z lodówki i nalałam do szklanki, którą następnie mu podałam.
- Prosić możesz, ale nie koniecznie sie doprosisz wszystkiego - odpowiedziałam z tak niewinnym usmiechem, na jaki tylko było mnie stać.
- Proś, a będzie ci dane - nie odpuszczał.
- To proś, ale nie tu. Dwie ulice stąd jest kościół. Tam cię wysłuchają.
Zaczął się śmiać, wyraźnie rozbawiony. Dowiedziałam sie,że ma na imie Gabriel i tak naprawdę kogoś mi przypominał. Nie mogłam jednak dopasować go do odpowiedniej osoby.  Był jednak dosyć zabawny. Pochodził z Krakowa, niedawno sie wprowadził w te okolice. Nie znał nikogo i miał nadzieję załapać z kimś kontakt, aby bardziej poznać nowe miasto. Umówiłam sie z nim na jutro, że oprowadze go po paru miejscach,czemu nie. Oczywiście nie dałam mu numeru telefonu, ale mial być w południe pod Starym Browarem. Dość interesujący typ mężczyzny, musiałam to przyznać.
Bar zamknęłam gdzieś koło dziesiątej. Wracałam pieszo. Przy okazji spotkałam mamę, która wracała od przyjaciółki. Była lekko podpita i bardzo wesoła. Podziwiała chmury i księżyc, rozważała dlaczego ziemia nazywa sie akurat ziemia. Powrót z nią był ciężki, cięższy niż dzień w pracy. A ja jedynie o czym myślałam, to o spotkaniu sie jutro z Gabrielem...

Love you, LucyferOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz