Rozdział 15 - Z tobą

1.3K 106 9
                                    

Jack

Siedziałem w swoim gabinecie przytłoczony ilością papierkowej roboty. Pokój ten należał kiedyś do mojego ojca. Właściwie nadal należał, ale nigdy z niego nie korzystał, więc trochę go sobie przywłaszczyłem. Było to nieduże pomieszczenie, wyglądające jak miniaturowa biblioteka, z biurkiem po środku i krzesłami po obu jego stronach. Przez otwarte okno wpadało zimne powietrze, które poruszało brązowymi zasłonami.

Przetarłem oczy i spojrzałem na zewnątrz z westchnieniem. Od przyjazdu Kristoff'a i Anny minęły prawie dwa tygodnie. Do tej pory Arendelle nie zrobiło żadnego kroku w naszym kierunku. Zupełnie jakby oczekiwali, że my zaatakujemy pierwsi. Niedoczekanie.

Wróciłem myślami do dnia, w którym złotowłosy chłopak i księżniczka Anna do nas zawitali. Tak naprawdę nie miałem o tym pojęcia, więc byłem równie zaskoczony jak mój ojciec. Fakt, zauważyłem Kristoff'a trochę wcześniej, ale nie zwróciłem na niego szczególnej uwagi, gdyż sądziłem, że na pewno jest kimś z zamku. Nadal nie potrafiłem uwierzyć w to, co wtedy powiedział...

Nagle ktoś zapukał do drzwi, więc wziąłem pióro do ręki, żeby chociaż wyglądało na to, iż pracuję.

- Proszę - powiedziałem odchrząknąwszy.

Drzwi cicho zaskrzypiały i stanął w nich Gilbert. Uniósł rękę w geście powitania, na co odpowiedziałem słabym uśmiechem. Rzadko zdarzało się, że mnie odwiedzał, ale cieszyłem się że to robił. Był dla mnie jak drugi ojciec. 

- Wejdź - zaproponowałem, odkładając pióro z powrotem na blat biurka. Skinął głową, zamknął za sobą drzwi i zajął miejsce naprzeciwko mnie. Odchrządknął poprawiając okulary.

- Jak się trzymasz? - spytał niepewnie.

- Pomijając to, że mój brat okazał się zdrajcą i uciekł? - siliłem się na beztroski ton, ale moja wypowiedź wręcz ociekała sarkazmem. - Wybacz... - westchnąłem i przymknąłem powieki. - To po prostu...

- Trudne. Wiem. - odpowiedział pełnym zrozumienia głosem. Spojrzałem na niego. Wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego niż zwykle. Nie mogłem się temu dziwić. Wtedy, na sali, ojciec o mało co nie dostał zawału. Od tamtego momentu Gilbert​ się nim zajmuje, a ja w tajemnicy go zastępuję. Nie pozwoliłem mu wrócić do pracy. Widziałem ten ból w jego oczach. Zwyczajny błysk, który się w nich znajdował po prostu zniknął. Stopniał niczym śnieg.

- Z ojcem lepiej? - zacisnąłem usta, wyczekując odpowiedzi.

- Właściwie to jestem tu, bo chciałby z tobą porozmawiać. - westchnął.

- To do niego nie podobne - uśmiechnąłem się lekko, po czym wstałem. - Coś jeszcze?

Mężczyzna pokręcił głową.

- To idę -  rzuciłem na pożegnanie, a Gilbert odpowiedział mi cichym "powodzenia".

- Jeszcze jedno. - zwrócił się do mnie, gdy znajdowałem się tuż przy drzwiach. - Nie mów mu, że u ciebie byłem.

- Jasne. - rzekłem przewracając oczami, na co zareagował westchnieniem ulgi. Jeszcze przez chwilę na niego patrzyłem, bo wyglądał jakby chciał coś dodać, ale najwyraźniej się rozmyślił, bo wstał, poklepał mnie po ramieniu i opuścił pomieszczenie. Uśmiechnąłem się do siebie.

Spowite Lodem || JelsaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz