Rozdział 2

20 4 0
                                    

"Stalkerzy"

Przez okiennice nie przebija się nawet najmocniejsze światło, jednak pomysł Jelosia z pianką montażową był dobry. Budzik dzwoni zwykle o godzinie 10:00, ale nie dziś.

Dzisiejszy dzień rozpoczyna się dosyć późno, bo kiedy budzę się bez Kyoriego obok, na ekranie mojego telefonu, tuż nad głową Hatsune Miku widnieje godzina 11:23. W pokoju panuje prawie całkowita ciemność, świeci tylko ładowarka od telefonu. Jest tu też całkiem chłodno, pewnie przez ten wszechobecny mrok. Marian leży na miejscu gdzie zwykle śpi mój chłopak i kiedy głaskam go po głowie, zaczyna merdać ogonem. Mimo, że tego nie widzę to słyszę charakterystyczny dźwięk uderzania psiego ogona o pościel. Powoli podnoszę się i poprawiam włosy, kieruję głowę w stronę Mariana i głosem dopiero obudzonego człowieka zwracam się do psa "Co Marianek, wstajemy? Idziemy zjeść śniadanko?" po czym odkrywam blade nogi i wstaję żeby otworzyć okno. Mocne, czerwcowe słońce pali mnie w przyzwyczajone do ciemności oczy, a gdy otwieram okno szerzej, pali mnie w ramiona. Zakładam koszulkę z logiem Megadeth, która nawet nie jest moja i schodzę na dół przygotować sobie zupkę chińską na śniadanie.

Ten dzień będzie tak naprawdę jednym z najważniejszych dni mojego życia, to dziś bierzemy udział w pierwszym wyścigu. Tak na dobrą sprawę nie wiem nic, nie wiem kto bierze udział, nie wiem gdzie się zaczyna. Wiem jedno, strzelaj w koła, szybę i w miejsce w którym zamyka się maska, a gdy się otworzy, prosto w silnik. Jeśli trafię uda nam się wygrać, a ta wygrana jest nam potrzebna, nam nie jako grupie przyjaciół, rodzinie, nam jako narodowi, nam jako Polakom.

Kiedy schodzę na dół w samych bokserkach i koszulce mając przy boku psa, w kuchni siedzi tylko Marcin, na honorowym krześle z miską sztucznego barszczu i kubkiem napełnionym herbatą przed sobą, wpatruje się w grający w salonie telewizor na którym leci "Ajlawju". Podchodzę do okna, po czym sprawdzam temperaturę w cieniu, 27 stopni. Idę do salonu sprawdzić temperaturę w słońcu, 49 stopni. Siedząca w letniej sukience na kanapie Koyuki wygląda jakby chciała mnie zabić za wpuszczenie ciepła do domu. Dziś jest naprawdę gorąco. Zamykam okiennicę i wracam do okrytej cieniem kuchni.

Sztuczną zupkę chińską o dumnej nazwie "Diabolo Pomidoro" zalewam gorącą wodą w przeźroczystej misce, niczym z PRLu. Sięgam po kubek do szafki, pierwszy stojący z brzegu to ten z nadrukiem Konaty Izumi z Lucky Star, wybieram właśnie ten. Ze słoika stojącego w lodówce wlewam trochę kompotu z porzeczek i mieszam go z wodą. Zasiadam do jedzenia i wpatruję się w telewizor razem z Koyuki i Marcinem. Szczerze mówiąc naprawdę lubię ten film.

Po skończonej zupie na śniadanie, myję naczynia i udaję się na górę żeby się umyć i ubrać. Z szafki wyciągam parę czarnych zakolanówek z trzema paskami, niebieskie, jeansowe szorty i białą koszulkę do bicia żony, na nogi założę jeszcze uprzęże podtrzymujące broń.

Po prysznicu i włożeniu na siebie ciuchów widzę, że dochodzi 13:00 więc idę przez salon szukać Kyoriego w warsztacie. "Szukajcie a znajdziecie". Kyori siedzi w Stalkerze, na miejscu kierowcy i poleruje dokładnie krótki pistolet o różowym odcieniu z namalowaną na boku uśmiechniętą, żółtą buzią, taką jaka czasem widnieje na kawałkach lsd. Całuję go w czoło po czym widzę, że na kolanach jest drugi taki sam pistolet.

-Więc to komplet?

-Owszem, dziś będziesz używać tych dwóch uroczych pistolecików-Kyori oderwał wzrok od pistoletu i spojrzał mi prosto w oczy-potrafisz się czymś takim obsługiwać?

-Spróbuję, niczego nie obiecuję, ale spróbuję. Mamy przecież mnóstwo amunicji, prawda? Nieźle się obłowiliśmy na napadzie.

-Mamy tego w chuj, ale pamiętaj, dużo nie oznacza nieskończoności, nie jesteś w grze wideo.

StalkersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz