Rozdział 5

6 2 0
                                    

Burza

Deszcz wciąż nie przychodzi, nie widziałam go od 7 czerwca czyli od ponad miesiąca. Być może padał nocą kiedy spaliśmy, a rano nie było śladów po wodzie. Ale wtedy wszystko by może odżyło, więc moje zdanie się nie zmienia, mamy suszę. Bardzo tęsknię nie za samą wodą z nieba, lecz za tym charakterystycznym zapachem. Kiedyś czytałam, że to bakterie umierają i ich rozkład wydaje ten charakterystyczny, uzależniający zapach kojarzący mi się z dzieciństwem, latem i wakacjami.

Dawno tak bardzo nie chciałam aby okolicę nawiedziła burza. Jako dziecko burza mnie bardzo przerażała, ale teraz jej tak bardzo pragnę. Dość mam kurzu i tego parzącego słońca. Uschły kwiaty, uschła trawa, drzewa też usychają. Nie jedliśmy świeżych owoców od ostatniego wyścigu, czyli od jakichś dwóch tygodni, tęsknię za tym smakiem.

Na dworze jest tak gorąco i sucho, że wojsko pojawia się w naszej okolicy tylko po ten pieprzony bimber raz w tygodniu, więc swobodnie możemy wychodzić. Wychodzimy więc, ale tylko nocą i tylko na krótką przechadzkę z psem, ewentualnie do szopy pomóc chłopakom i/lub przynieść bimber. Teraz produkcja alkoholu idzie dużo szybciej, przysięgam ten bimber jest tak dobry, że jeśli przeżyjemy wojnę i wyścigi to otworzymy firmę zajmującą się produkcją tego specyfiku. Będziemy wtedy opowiadać historię jak to nasza firma miała początki w szopie za znalezionym domem i żeby przeżyć przekupowaliśmy żołnierzy właśnie tym bimbrem.

Leżąc samotnie w ciemnym pokoju odkryta z muzyką z Fallouta w słuchawkach. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że wszyscy siedzą na dole od dawna, więc musi dochodzić jakoś godzina trzynasta. Okno otwieramy tylko w nocy lub późnym wieczorem i jest tak otwarte do momentu jak w pokoju zrobi się naprawdę chłodno, wtedy któreś z nas wstaje i zamyka najpierw okiennicę, potem samo okno.

Wstaję, otwieram to pieprzone okno i już wiem, że coś jest nie tak. Powietrze już dawno jest duszące, ale dziś to przesada. Powietrze dosłownie stoi w miejscu, ale na horyzoncie wciąż brak chmur.

Schodzę na dół, schody pod moimi stopami są chłodne, a z salonu słyszę dźwięk filmu. Kiedy po ostatnim stopniu spoglądam na kanapę widzę wszystkich oprócz Tomka. Na pytanie gdzie nasz blondasek się podziewa, usłyszałam, że okropnie boli go głowa i leży na górze, w sypialni. Skoro Tomka boli głowa, a powietrze stoi, wszystko wskazuje na jedno. Nadchodzi inny front i mam szczerą nadzieję, że będzie to front chłodny, z deszczem. Wojsko nie będzie tak się kręcić i natura odżyje.

Gdy z zaparzoną zupką chińską siadam na podłodze, widzę, że na ławie stoi jeszcze czyste bongo. Patrzę w telewizor na którym aktualnie mimo sprzeciwu prawie wszystkich leci Equestria Girls włączone przez Koyuki. Foltyn przepycha się z Kyorim na kanapie walcząc o pilota.

Powietrze tak samo jak na dworze jest ciężkie, choć u nas chłodniejsze. Marian wyleguje się na kuchennej podłodze wyłożonej szarobrązowym kamieniem imitującym drewno. Niech już przyjdzie deszcz, niczego teraz nie pragnę bardziej niż deszczu.

Po skończonym posiłku myję naczynia i dołączam do wesołego grona siedzącego na kanapie. Moje miejsce przypada na kolana Kyoriego. Marcin zaczyna pakować towar do lufki, ale zanim odpala, Adam wstaje i prosi abyśmy poczekali.

Chwilę później schodzi z Tomkiem odzianym w gustowne bokserki w serduszka, koszulkę z Overkilla i okład na czole. Cudowne ozdrowienie, a ludzie byli wielce przeciwni marihuanie w medycynie, a tu proszę wystarczy mu wspomnieć a on już wraca do normalnego funkcjonowania.

Przez pół dnia siedzieliśmy popalając ten cud natury i oglądając Equestria Girls, w kółko. W międzyczasie Jeloś przyniósł jeden ze słoików zawierający ogórki korniszone, jakoby zbawienie w ogarniającym nas gastro. Zauważyłam, że wtedy wszystko smakuje jak żarcie z najlepszej restauracji w mieście, nawet jeśli jest to ogórek korniszony.

Pod wieczór powietrze się zmienia, więc w obawie przed burzą wypuszczamy Mariana na ogród, gdzie spędza jakieś pół godziny, chociaż w takim stanie nie potrafię określić czasu.

Kiedy pies wraca zauważam ogromną, czarną chmurę na zachód od naszego domu. Nadchodzi, nadchodzi to na co czekam. Wychodzę na lekko zadaszony taras i paląc papierosa czekam.

Reszta moich przyjaciół także wychodzi i w końcu nadchodzi upragniona chwila. Ściana chłodnego, przyjemnego deszczu. Spoglądam na poczerniałe od chmur niebo oraz moknącą okolicę i jak gdyby nic, zrywam się i biegnę na deszcz. Bez butów, w piżamie, biegnę bo chcę poczuć, że żyję. Może i patrzą na mnie jak na debila, ale wiem, że w głębi serca, kochają mnie na swój sposób. Pies biegnie za mną, kręcę się w kółko i upadam na mokrą od deszczu trawę, pies kładzie się obok mnie po czym go przytulam. W powietrzu czuję ten zapach, którego mi tak brakowało. Zapach nadziei.

Do domu zaciągnęła mnie siłą Koyuki, po czym wepchnęła do łazienki i kazała wziąć gorący prysznic. Powiedziała, że nie mogę się przeziębić, bo przed nami ostatni wyścig, który musimy wygrać.

Po gorącym prysznicu, zeszłam na dół gdzie Kyori zaparzył mi truskawkową herbatę. Wypiłam gorący napój i poszłam na górę położyć się do łóżka. Teraz będzie tylko lepiej.

StalkersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz