Dziś wieczorem jest bal. Z chęcią popatrzę jak te smutne, nieciekawe formy życia znane też jako moi przyjaciele poradzą sobie z faktem, że nawet kurwa ja mam dziewczynę, a oni dalej są forever alone.
- To który z was zakłada sukienkę?- zapytałem z głupim uśmiechem.
- Pierdol się, Manson! Wreszcie masz z kim i być może nie zostaniesz na zawsze dziewicą.- Odparł ponuro Pogo.
- Spokojnie, łysolku (coraz częściej go tak nazywamy). Daisy z chęcią obciągnie ci w szkolnej toalecie.- powiedział z szatańskim uśmiechem Twiggy.- Czyż nie, Berkowitz?- szturchnął półprzytomnego łokciem.
- Co...tak.- odparł rozproszony.- Czekaj?! Co do chuja! Nie! Nigdy! Spierdalaj, zwyrolu!- opamiętał się oburzony Daisy.
- Pogo, twoja ostatnia nadzieja właśnie odeszła. Pozostaje ci umawiać się ze swoją ręką aż do emerytury.- Stwierdził Zim Zum po czym poklepał Madonnę po plecach.
- Hej, może po tym niezwykle przykrym i dołującym wydarzeniu pójdziemy wszyscy do kina?- Zaproponował już przytomny Berkowitz.
- Ok, ale wiesz że jest luty i grają tylko komedie romantyczne?- przypomniałem mu.
- Shit. Masz rację.- powiedział poczym strzelił soczystego facepalma.
- No nie wiem, ale jak dwie pary i banda przegrywów pójdą razem na komedię romantyczną to może to być co najmniej depresyjne.- powiedział Zim Zum. I miał cholerną rację. Może być nieciekawie... Oczywiście dla nich. Ja pewnie zaciągnął bym potem Anę do łóżka i dla mnie skończyłoby się to dobrze.
- No łezka na pół ryja. Strasznie mi przykro, że jesteście bez dupy na wieczór.- Powiedziałem sarkastycznie.
-Dobra, odpuśćmy kino. Nie chcę żeby wasze prawe ręce wyglądały jak u jakiegoś upośledzonego kulturysty.- odparł Twiggy. On to jednak miły jest.
- Dobra, widzimy się na festiwalu cierpienia i samotności. UPS... Znaczy się na balu.
************
- Brian! Nakładaj tapetę na ryja i wychodzimy!- Krzyknęła już lekko zirytowana Ana. Było to trochę dziwne i upokarzające, bo to jak powinienem ją pośpieszać.
- Już schodzę! Mam problem z soczewką.- odparłem. Moja bladoniebieska soczewka wywinęła się na drugą stronę. Nie zauważyłem tego i ją założyłem. Bolało jak skurwysyn.
- Co się stało?- moja dziewczyna weszła do łazienki z zaniepokojąną miną.
- Założyłem wywiniętą soczewkę i nie mogę jej zdjąć- odparłem sfrustrowany.
- Daj, pomogę ci.- Delikatnie rozwarła moją powiekę i wyjęła tę skurwiałą soczewkę. Pocałowałem ją.
- Jesteś cudowna.- przytuliłem dziewczynę.
- Cudowna to jest woda z Lichenia.- Odparła ze śmiechem.
- Chodźmy już.- Spojrzała na zegarek.
- Cholera Marilyn! Zaraz się spóźnimy.- wyciągnęła mnie za rękę z łazienki.
- Już biegnę!- Powiedziałem. Zaczęła uciekać.
- Pędź, rączy jeleniu!- krzyknęła i wybiegła za róg.
***********
- Hej, Twiggson! Gdzież odbiegła twa pięknooka gazela?- zapytałem specjalnie nadając mojemu głosowi oficjalne brzmienie.
- Udała się do wodopoju.- odparł w podobny sposób.
- Kurwa. W łazience jest kretyni.- Wyjaśnił widząc brak zrozumienia na twarzach
reszty.
- Ooo, no spoko. Po prostu nie ogarniam jak wam się załącza ten tryb mickiewiczowski.
- Daisy, chcesz posłuchać czegoś godnego Mickiewicza? To słuchaj:
Jeżeli zaraz się nie zamkniesz
To nawet i bez miecza
Zrobię ci z dupy jesień średniowiecza
Dostatecznie jasno się wyraziłem?- zapytałem z udawaną pogardą w głosie.
- Spokojnie! Nie denerwuj się Manson, bo dostaniesz zmarszczek.- uspokajał mnie Zim Zum.
- Chyba na dupie.- mruknął Pogo.
- Drodzy uczniowie. Zebraliśmy się tu by uczcić dzień świętego Walentego. Mam nadzieję, że każdemu udało się znaleźć osobę towarzyszącą. Pamiętajmy o zasadach wytyczonych przez przyzwoitość i chrześcijańską moralność. Miłej zabawy.- powiedziała dyrka, po czym spierdoliła do swojego gabinetu.
-Niezłą mówkę odjebała, nie ma co.- Pogo wyszczerzył się w przerażającym uśmiechu.
- No, według "chrześcijańskiej moralności" nie powinienem chyba cię dotykać An. Moja dyrektorka mi zabroniła.- powiedziałem ze smutną miną.
- Od kiedy ty słuchasz dyrektorki, Brian? Od kiedy ty słuchasz kogokolwiek?- zapytała po czym mnie pocałowała. Objąłem ją i przycisnąłem do ściany.
- Spokojnie, ogierze! Zaraz ją tu zerżniesz na sali. Lubię porno, ale nie z kumplem w roli głównej.- zaprotestował Pogo. Miał rację. Odsunąłem się od An. Wszyscy poszli w stronę wyjścia. Ja zauważyłem pewną niepowtarzalną okazję. Powiedziałem żeby już poszli a ja zaraz dołączę. Koło mnie przechodził Tom. Podłożyłem mu nogę. Zaliczył bliższe spotkanie z parkietem sali gimnastycznej.
- Nie jest mi przykro. To jest to na co zasługujesz.- powiedziałem i oblałem go znajdującym się nieopodal sokiem.
- Jesteś grzesznikiem! Pan potępi cię za twoje czyny i słowa!- oburzył się Tom.
- Powiedz mi coś czego nie wiem. Albo coś co wywrze na mnie większe wrażenie niż perspektywa wiecznego cierpienia.- odrzekłem i poszedłem w stronę moich przyjaciół. Zwialiśmy z tej smętnej stypy i wbiliśmy do ćpunchatki. Było... miło.______________________________________
Macie rozdział. Nie jest to coś wybitnego, ponieważ moja wena poszła się jebać z chęcią do życia. Dodatkowo jestem na kolonii i zabierają nam na noc telefony a ja zazwyczaj wtedy piszę. Znowu ukryłam cytat. I_Will_Always_Be jest to dla ciebie szansa.😏 Album z którego cytat pochodzi to znowu Holywood. Miłych wakacji i tak dalej.Ps: Jeżeli zdarzy wam się to samo, zacznijcie zacieśniać relacje z sedesem.
CZYTASZ
Jesteś szatanem?
Fanfic[Zakończone]Chory, nieodpowiedni, wulgarny i skrajnie popieprzony fanfik o Marilynie Mansonie. Co się stanie kiedy Marilyn Manson trafi do szkoły katolickiej? Jak bardzo bać się go będą nauczyciele? Czy znajdą sposób żeby w końcu się go pozbyć? Poż...