Rozdział Ⅰ

45 8 5
                                    

Tego dnia wszystko zdawało się pędzić jak oszalałe. Szóstka wpadła do swoich domów niczym niczym ludzie do sklepów z przecenami 50% i ignorując nawoływania rodziców zaczęła pakować swoje rzeczy. Rodziny starały się im tłumaczyć, że wszystko będzie w porządku, ale nastolatkowie nadal nerwowo rzucali ubrania do toreb, walizek, plecaków itp.

*Jeżeli to nie jest jakiś żart to wypadałoby się pospieszyć* - myślała Susan nerwowo składając koszulki w kostkę. Martwiła sie, że w nowej szkole uznają ją za jakieś dziwadło z powodu koloru oczu i ubrań.

*To nie moja wina, że mam większość czarnych ciuchów!*

Usłyszała dźwięk sms'a, lecz zaaferowana swoją niedomykającą walizką rzuciła telefon na biurko. Telefon przeleciał nad meblem i spadł z trzaskiem na podłogę.

- NO JESZCZE TEGO BRAKOWAŁO - zdenerwowana Susan wstała i podbiegła do leżącego ekranem do dołu smartfona. Szybka była lekko zbita, co spowodowało, że dziewczyna prawie się rozpłakała, ale na szczęście telefon działał. Nie chciała wspominać o tym rodzicom, bo to mogłoby tylko pogłębić ich zdenerwowanie, które i tak wywoływał jej wyjazd.

W pośpiechu domknęła prawie pękającą walizkę i pobiegła do łazienki spakować kosmetyczkę...

Drużyna pożegnała swoich rodziców, oraz kolegów z tej szkoły. Wiadomo było, że ich zniknięcie obyłoby się wielką sensacją i w najlepszym przypadku wizytą policji, toteż ustalono oficjalną wersje wydarzeń. Szóstka została przyjęta do szkoły językowej za granicą, która jest z internatem.

Kilkanaście godzin później ekipa nastolatków stanęła przed budynkiem na Riverside Street 8. Był to zwykły dom, zapewne wielorodzinny, o tynku, który wcześniej mógł być niebieski, lecz teraz przyozdobiony był szarymi plamami. Dach pokryty patyną wskazywał na wiekowość budynku, a odrapane, olbrzymie, brązowe drzwi z kołatką nie zachęcały do wejścia.
- Do odważnych świat należy! - zawołał Mark i szybkim krokiem podszedł do wrót, naciskając klamkę.

Drzwi otworzyły się gwałtownie, jakby w środku znajdował się odkurzacz, który wsysał goszczących do środka. Mark opierał się lecz ostatecznie wskoczył do wnętrza, a pozostała piątka poszła w jego ślady.

Budynek wewnątrz był o wiele, wiele większy i nowocześniejszy niż wyglądał z zewnątrz. Całość przypominała olbrzymi terminal lotniczy, z tym, że przepełniony nastolatkami.

- Dzień dobry. - usłyszeli kobiecy głos i szybko odwrócili się by ujrzeć niską i odrobinę pulchną blondynkę w jaskrawie zielonej sukience z clipboardem w ręku. Wyglądała na jakieś trzydzieści lat. - Pierwsza klasa MZM?

- Chyba... tak. - odparła Alex rozglądając się po olbrzymim budynku.

- Tędy proszę. - kobieta podążyła korytarzem, a Alex i reszcie nie pozostało nic innego jak ruszyć za nią.

Przeciskając się przez tłumy nastolatków w rożnym wieku dotarli do czegoś w rodzaju peronu, który otoczony był asfaltem.

- W to miejsce dociera samolot dowożący pierwszoklasistów MZM do naszej elitarnej szkoły. Transport powinien tu być do dziesięciu minut. - powiedziała kobieta jednocześnie pisząc zawzięcie na kartce clipboardu.

- A czy nie powinnismy mieć ustalonych miejsc, jakiegoś wejścia, przedziału? - pytał zadziwiony Victor.

- Ależ spokojne, od razu po wejściu znajdziecie się przy waszych miejscach. - odparła blondynka machając długopisem.

- Ale... JAK?! - wypaliła w końcu Susan nie mogąc sobie uzmysłowić tego co się dzieje.

- Magia, kochanie. - odpowiedziała ich "przewodniczka" i odeszła w stronę kolejnych zagubionych osób w ich wieku.

- Hej! Będzie dobrze! Mamy jakieś super moce ale to przecież niż groźnego. - próbował pocieszyć resztę Mark.

"No właśnie.. moce. Dalej nie mogę sobie tego uzmysłowić. Jest to zwyczajnie szok. Mogliby powiadamiać o tym wcześniej" - myślała Rose nerwowo zasiadając rękę na rączce walizki.

Chwile później usłyszeli lekki trzask dobiegający z góry, a wzrok większości zgromadzonych powędrował na sufit. Tam otworzyła się olbrzymia klapa, przez którą do hangaru opuścił się olbrzymi samolot, wielkości dwóch boisk. Barwy były trudne do opisania, gdyż samolot zdawał się mienić. Jednak kiedy ostatecznie stanął na asfalcie ujrzeli biały kolor karoserii i niebieskie zdobienia "MZM".

Jason podążył przodem do otwierających się drzwi i zaraz gdy wszedł, zniknął. Wyparował, rozpłynął się, jak kto woli.

Przestraszona Alex spojrzała na Marka, który wydawał się być równie zdziwiony, ale wepchnął ją do środka. Wtedy poczuli uścisk w brzuchu, jakby ktoś związał im tam linę i mocno ścisnął. Pojawili się w zupełnie innym miejscu. Siedzieli na fotelach ustawionych po trzy po lewej i po prawej. Alex z Susan i Rose w jednym rzędzie, a Mark, Jason i Victor w drugim.

- Wow! To było świetne! - wrzasnął Jason.
Reszta nie była taka zachwycona.

- Od dziś wole długie podróże autem - zakomunikowała Alex.

Co prawda poczucie dyskomfortu w brzuchu minęło ale nie to ją niepokoiło. Strach budził w niej sam fakt, że magia wzbudziła w niej ból. Obawiała się, że to samo stanie się gdy ona będzie musiała "czarować" co wydawało się być nieuniknione.

Proszę o uwagę! - rozbrzmiał znany wszystkim głos z samolotowej obsługi - Witamy na pokładzie samolotu MZM 888. Dzisiejszego dnia mamy przyjemność transportować państwa do Hudson Hills, w celu rozpoczęcia państwa nauki w tej elitarnej magicznej szkole. Pragniemy życzyć efektów w nauce oraz miłej podróży. -

Po pół godzinnej wymianie zdań wszyscy zdecydowali położyć się spać, na całkiem wygodnych samolotowych fotelach, opatrzonych niebieskim logiem szkoły..

Drużyna Elementów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz