U N O

512 39 5
                                    

 * Aniele
Zabierz mnie do lepszego miejsca* 
*


Radiowozy policyjne dotarły  po dziesięciu minutach. Przed nimi przyjechała karetka. Lekarz pochylała się nad ciałem nastolatki, szczegółowe obserwując zadrapania i siniaki. Taśmą policyjną funkcjonariusze wytyczyli miejsce zbrodni, aż do miejsca, w którym znajdował się ostatni kawałek szyby. Z samochodu wysiadł komisarz pobliskiego komisariatu - Gonzalo Baeza. Wkroczył pewnym krokiem, kątem oka patrząc na zebraną wokół młodzież. Przeszedł przez taśmę i podszedł do lekarza.

- Co my tu mamy? - zapytał, wpatrując się w odłamki szyby.

Po chwili spojrzał na zakrwawioną twarz brunetki. Cisnął mocniej zęby. Do jego oczu napłynęły łzy. Wiedział, co to za ból stracić kogoś bliskiego. Wytarł zbierającą się w kącikach powiek ciecz rękawem koszuli, tak, żeby nikt nie zobaczył.

- Samobójstwo. Skoczyła z pierwszego piętra. - powiedział doktor, poprawiając tym samym okulary.

Gonzalo spojrzał na otwarte okno z wirującą zasłoną. Przy nim stali już technicy zbierający materiały dowodowe, fotografując je. Przełknął głośno ślinę.

- Przyczyna zgonu? - zapytał, odwracając wzrok od willi, a tym samym spoglądając na zmasakrowane zwłoki. 

Okularnik gestem kazał mu się schylić. Baeza wykonał polecenie. Palcem pokazał fragment pomiędzy kośćmi policzkowymi, a czołem.

- Śmiertelne uderzenie w skroń, widzisz? - przejechał jeszcze raz po fragmencie - Można stracić przytomność lub umrzeć. Po silnym uderzeniu nastąpił udar krwotoczny mózgu. - zauważył, że policjant nie bardzo rozumie sens jego słów - Po uderzeniu, pękło naczynie zaopatrujące mózg w krew, co spowodowało nagły wylew krwi do mózgu.

Funkcjonariusz kiwnął twierdząco głową. Wyjął z kieszeni swój notes i zapiał to, co przed chwilą powiedział mu sanitariusz. 

- Czas zgonu? - wskazał palcem na ciało.

Ratownik wstał i założył torbę medyczną na ramie.

- Dostaliśmy wezwanie o szesnastej czterdzieści dwie, wiec myślę, że około tej godziny - westchnął - Była młoda i ładna. - komisarz spojrzał na mężczyznę - Zmarnowała sobie życie. - odszedł i zniknął za taśmą policyjną.

"Marnujemy sobie życie z jakiegoś powodu, który nami wstrząsnął, a nie, dlatego, że mamy taki kaprys" - pomyślał, ale nie zakrzyknął tego za panem "wiem wszystko, wiec rozumiem". Ostatni raz spojrzał na twarz zielonookiej, nim policjanci zasunęli czarny worek. Z jej oczu wydobywała się krew; płakała nią. Tęczówki były bez wyrazu, nadawała się co najwyżej na lalkę. Stary rupieć. Gonzalo jednak miał przeczucie, że coś jeszcze musiało tu się stać. Wstał na równe nogi i pokierował się w stronę lamentującej młodzieży. Dwie dziewczyny bardzo głośno łkały, wijąc się z bólu. Inne panie równie mocno przeżywały zdarzenie, co te dwie. Panowie natomiast mieli przezroczystą ciecz w oczach, która co jakiś czas spływała po policzku. Jednemu z nich łzy wychodziły tonami. W równie żałobnej aurze podszedł do nich. 

- Dzień dobry, - każdy podniósł wzrok na jego twarz, ocierając morze łez - jestem komisarz Gonzalo Baeza. Prowadzę śledztwo w sprawie samobójstwa waszej koleżanki. - ukłonił się - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby dowiedzieć się prawdy. - popatrzył na ich zmartwione, a zarazem zszokowane wyrazy twarzy. "Też bym tak zareagował" - pomyślał. - Czy wiecie, dlaczego wasza przyjaciółka mogła - nie mógł tego wydusić z siebie - popełnić samobójstwo?

Cała paczka spojrzała na siebie i wzorkiem - takie miał wrażenie policjant - gromili siebie nawzajem. Nie chcieli czegoś ujawnić. Bali się. Coś tu śmierdziało. Po krótkiej chwili jedna z dziewczyn - blondynka o szafirowych oczach - przerwała chwile ciszy.

- Lu- Luna zawsze była uśmiechniętą i radosną dziewczyną, ale ja nawet nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiła! - na koniec wybuchła szlochem, a dziewczyna obok niej - brunetka w okularach - objęła ją ramieniem i po jej policzku też popłynęły gorzkie łzy. Słysząc to skowycie, do ich grona wkroczyła najwyższa broń posiadłości Benson'ów - pani Sharon.

- Niech pan od nich odejdzie! Nie widzi pan, że nie są na razie w stanie odpowiadać na pytania. Jeżeli pan ruszy stąd swojego zadka to zawiadomię dobrze postawionego znajomego w policji, że nas pan nachodził i nękał. Czy to jasne, co powiedziałam? - zapytała. 

W oczach kobiety zauważył żądze mordu i nienawiść. Nie pozostawało nic innego, jak wycofanie się z pola bitwy. Przegranej bitwy. 

- Zrozumiałem - kiwnął głową do kobiety, odwracając się do dzieciaków - Gdybyście jednak coś sobie przypomnieli to dzwońcie pod numer telefonu - rozdał im swoją wizytówkę, kiwnął ponownie w stronę właścicielki i odszedł.

Ostrożnie szedł w kierunku pokoju denatki, z którego za chwile mieli wyjść technicy policyjni. Co chwile zerkał do tyłu. Czuł na sobie czyjś wzrok, ale kiedy odwracał twarz, nie spotkał niczyjego wzroku. Wszedł po schodach i rozejrzał się po wnętrzu 'pałacu'. Wszystko było dociągnięte do ostatniego machnięcia pędzlem. Dominowały kolory pastelowe z dekoracyjnymi ulepszeniami. "Pewnie kosztowało to miliony". Kiedy zbliżał się do drzwi, prowadzących do owego pokoju, ktoś wyszedł z niego. Był to Pacho - znajomy technik, pracujący w tym samym wydziale, co komisarz.

- Hej! - powiedział, wyciągając dłoń do przyjaciela. On zrobił to samo. - Co macie?

Młody mężczyzna lekko uniósł kącik ust do góry. Wiedział, że sytuacja nie wygląda kolorowa, ale zawsze starał się myśleć pozytywnie.

- Oprócz designerskich ubrań i kosmetyków, nic. Książki, zeszyty, biżuteria... - Gonzo spojrzał na niego zawiedziony - Ale dla ciebie kazałem jeszcze raz przeszukać pokój i znaleźliśmy to! - podał mu flakonik po lekach. 

Szczegółowo obracał fiolkę i szukał jakiś poszlak. Odkręcił zakrętkę i powąchał. Odsunął od ciebie śmierdzącą ciecz.

- Co to jest? - zapytał, zatykając sobie nos.

Technik parsknął śmiechem i zabrał od niego lek, chowając go do foliowej torebki.

- Antydepresanty. Wiesz, wspomagają sen i uspokajają. Przy dużej ilości jednorazowego zażycia można umrzeć. - odpowiedział - Musiała naprawdę mieć niespokojny sen. - klepnął go po ramieniu i wyszedł.

Zadumany stał tak jeszcze parę minut. Wypuścił powietrze i zatrzymał dłoń na klamce. "To, co tam zobaczyć nie może być przerażające. To tylko twoja wyobraźnia." Nacisnął i szybkim ruchem otworzył na oścież drzwi. W środku pachniało specjalną substancją, którą używali technicy do zbierania śladów papilarnych. Wszystko wokół było poukładane starannie. Pacho miał racje. Niczego nie było oprócz ubrań, kosmetyków i przedmiotów związanych ze szkołą. Ujął wzrok na  tablice korkową nad biurkiem, która zawierała tylko plan zajęć. "Przecież każda nastolatka ma tam jakieś zakreślone ważne daty, zdjęcia z przyjaciółmi. Coś tu nie gra." Zajrzał w każdy kąt pokoju. Szukał pod łóżkiem, za biurkiem, miedzy ubraniami, pod pościelą, pomiędzy książkami, wśród szpargałów komody. I nic. Markotny opuścił pomieszczenie. Schodząc po schodach usłyszał dziwny dźwięk.

- Pstt! - głos dochodził spod zagłębienia schodów. - Pstt! - ponowny odgłos.

Zaciekawiony detektyw spojrzał czy nikt go nie widzi. Gdy utwierdził się w przekonaniu wszedł miedzy zagłębienie. Poczuł ścisk ramienia i zatykanie ust. Przed nim wyrosło dwóch rosłych mężczyzn. Jeden był blondynem miał związane włosy w kucyk, a drugi roztrzepane brązowe. Ten pierwszy miał na sobie fioletowy kombinezon, a drugi klasyczny garnitur z czarnym krawatem.

- Mamy panu coś do powiedzenia! - wyszepnęli jednocześnie.

.  .  .

Na wstępie każdego rozdziału będę dodawała przetłumaczone fragmenty piosenek Anny Blue.

* Anna Blue ft. Damien Dawn - Angel (refren)

** crime scene - miejsce zbrodni

Pozdrawiam!


[ᴛᴏᴍ ɪ] sᴇɴ̃ᴀʟ | sᴏʏ ʟᴜɴᴀ [ᴛʀʏʟᴏɢɪᴀ ʟʟᴀᴍᴀʀ ᴀ sᴜ ɴᴏᴍʙʀᴇ] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz