Rozdział 1

827 55 47
                                    

Chyba cała klasa czekała tylko, aż zadzwoni dzwonek, dzięki któremu będziemy mogli iść do domu. Nauczycielka również nie przejawiała zainteresowania lekcją. Czytała jakieś czasopismo. Czy tylko ja postanowiłam zrobić teraz pracę domową i mieć ją z głowy przez weekend? Szybko napisałam ostatnie zadanie i się spakowałam. Wreszcie usłyszeliśmy upragniony dźwięk. Zanim jeszcze się skończył, w pomieszczeniu zostałam tylko ja i nauczycielka. Wolałam przeczekać, aż wszyscy wyjdą i się nie przepychać. Pożegnałam panią i poszłam do wyjścia ze szkoły.

Mój dom nie odznaczał się niczym szczególnym od innych. Ot, zwykły budynek mieszkalny. Wyjęłam klucze i otworzyłam drzwi. Plecak rzuciłam pod ścianę i poszłam zrobić sobie kanapki. Mama, jak zwykle, pracowała do późna, a tata miał przyjechać dopiero w nocy. Nie miałam nic do roboty, więc po zjedzeniu mojego obiadu poszłam się przejść.

Już dawno wyszłam z miasteczka i szłam ulicą. Przynajmniej nie zgubię się na pustyni, mama zawsze bardzo się martwi, że to zrobię. No, ale przecież aż tak nieogarnięta nie jestem, a przynajmniej mam taką nadzieję. Nagle zza zakrętu wyjechał fioletowy motor. Wszystko fajnie, pięknie... ale on nie miał kierowcy! Może to jakiś nowy model i robią testy? Tylko jak działa? Na GPS'a? Ustawiasz lokalizacje i bum?! Nie, to bez sensu... chyba.

Motor pędził wprost na mnie, a ja nie wiedziałam co robić. Uciekać? Zobaczyć co się stanie? Zrobiłam jedyną rzecz, której nie zrobiłaby żadna, nawet najmniej normalna, osoba. Skoczyłam na niego. Dziwnym trafem znalazłam się na bagażniku pojazdu, tyłem do kierunku jazdy. Złapałam się kurczowo jakiś wystających elementów i modliłam się, by nie spaść. Co ja sobie myślałam?! Skoczę na motor, będzie fajnie i zobaczę tęcze?! Carol, uspokój się. Wdech. Wydech. Wdech. Wyd... nie mogłam dokończyć myśli, gdyż leciałam na bliskie spotkanie z piaskiem. Hej piasku, jak leci? Tak, u mnie też dobrze.

Powoli próbowałam wstać. Usłyszałam szczęk metalu. Doczołgałam się do wraku jakiegoś samochodu. Dopiero, gdy uznałam, że jestem bezpieczna, wychyliłam głowę. Na drodze biły się dwa, wielkie roboty... najpewniej z Chin. Mówiłam, że to jakiś nowy model! Tylko nie wiedziałam, że robota, ale to taki mało istotny szczegół.

Jeden był niebieski, a drugi fioletowy. Oba zwinne, czego nie spodziewałabym się po czymkolwiek z około siedmiometrowym wzrostem. Nagle ten pierwszy, a może ta? Wracając, jego ręka zmieniła się w jakiś pistolet, który wystrzelił, posyłając fioletowego na ścianę pobliskiego, od dawna opuszczonego, budynku przy okazji ją niszcząc. Trochę blisko mnie. Za blisko, moim zdaniem. Powinnam się ewakuować, ale niebieski podszedł i jeszcze raz strzelił. Pocisk przeleciał obok mnie. Poczułam jego ciepło na swojej skórze. Następnie zmienił się w motor i odjechał. Jakoś się nie zdziwiłam, że akurat w dwukołowiec. Jeden taki był, to czemu drugi nie?

Spojrzałam w stronę domu. A raczej czegoś, co kiedyś nim było. Prawie cała ściana była wyburzona, a gdy podeszłam bliżej, zobaczyłam, że sufit też ucierpiał i pokazał to, spadając. Uniósł się przez to biały pył. Zaczęłam kaszleć. Gdy opadł zauważyłam, że gruzy się ruszają. Na myśl przyszedł mi pokonany robot. Ciekawe, czy się obraził za to chwilowe "ujeżdżanie". Jeśli tak, to mam przechlapane. Minęło jednak kilka minut i nic się nie wydarzyło. Nie miał na tyle siły, czy co? W końcu postanowiłam mu pomóc, może dostanę w nagrodę od konstruktora jakiegoś małego roboto-psa? No nie powiem, byłoby miło. Powoli zaczęłam wdrapywać się na górkę z kawałków betonu. Z samego szczytu spróbowałam podnieść jeden, lecz mi się to nie udało, był za duży. Wpadłam na pomysł zepchnięcia go bardziej w dół. Po paru próbach zrobienia tego nogami i rękami, wreszcie się udało. No, to jeden z głowy, jeszcze około trzystu sześćdziesięciu sześciu podobnej wielkości. Może Pan Wielki Robot się ruszy i mi pomoże? A nie czeka, aż człowiek odwali za niego całą robotę.

SpotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz