Rozdział 4

383 39 50
                                    

W sumie, to na statku nie poszło tak źle. Krzyki były, oczywiście, bo przecież na spokojnie nie da się nic zrobić. Przynajmniej tak uważa Lord Megatron, a ja się na pewno nie będę z nim spierał. Tak głupi to jeszcze nie jestem. Jak tak teraz jadę, to myślę, że mogło być gorzej. Zwiększona liczba patrolów jest mi nawet na rękę.

Stanąłem przed domem Caroline i po chwili, gdy upewniłem się, że nikt niczego nie zauważy, wyłączyłem hologram. Po paru minutach dziewczyna wyszła z budynku, zamykając drzwi. Szła w moją stronę, patrząc się pod nogi. Jeszcze mnie nie zauważyła. Po chwili podniosła głowę i spojrzała się w moją stronę. Uśmiechnęła się i przyśpieszyła.

- Cześć Will – przywitała się.

- No hej! Jedziesz? – Zapytałem i odpaliłem.

- Dzisiaj nie mogę, mam szkołę. Przynajmniej gdzieś do piętnastej.

- Aha – powiedziałem zawiedziony. Patrol spędzę jednak samotnie. - Może cię podwieźć?

- Jasne – zaśmiała się, po czym dokładnie opisała mi drogę. Wsiadła na mnie i złapała kierownicę, a ja ruszyłem, wykręcając. - Jak ci poszło z Arcee?

- A dobrze. Wezwałem wsparcie i było spoko – odpowiedziałem jej, tylko trochę naginając prawdę. Poczułem wtedy dziwne uczucie w iskrze. To przecież nic złego, powiedziałem sobie i próbowałem nie zwracać uwagi na dziwne zachowanie mojej iskry. Otrząsnąłem się dopiero, kiedy Carol znów się odezwała.

Już po paru minutach byliśmy niedaleko tej... szkoły. Dowiedziałem się, że chodzi do niej przez pięć dni w tygodniu. Cóż, szkoda. Zanudzę się chyba na śmierć. Pożegnaliśmy się i odjechałem, włączając, ponownie, hologram. Zapowiada się dłuuugi dzień.

***

Do tej głupiej piętnastej objechałem wszystkie uliczki Jasper chyba z siedemnaście razy. Mógłbym pewnie jeździć już po tym mieście z zamkniętymi optykami, gdyby nie inni kierowcy. Nie, żebym w ogóle przejmował się przepisami drogowymi, oprócz świateł, ale jakoś niezbyt podoba mi się perspektywa wjechania komuś w bagażnik. Nawet węglowcowi.

Stanąłem przed budynkiem tej całej szkoły i czekałem. Po paru minutach, a może nawet dłużej, usłyszałem jakieś wycie. Normalnie prawie zszedłem na zawał iskry i ogłuchłem! Przez główne drzwi zaczęli się... hmm... wylewać, tak, to dobre określenie, ludzie. Myślałem, że się nawzajem pozabijają. Dopiero kiedy tłum się nieco przerzedził, zauważyłem Caroline. Rozmawiała z jakąś inną dziewczyną. To chyba ta jej przyjaciółka.

*pov. Caroline*

Szybkim krokiem weszłam do szkoły i skierowałam się pod salę, w której mieliśmy mieć lekcje. Ledwo do niej doszłam, a ktoś wskoczył na mnie od tyłu i zakrył mi oczy dłońmi.

- Zgadnij kto

- Nicole! – Krzyknęłam z mieszaniną zła i rozśmieszenia. – Złaź ze mnie!

- No już, już – powiedziała, a kiedy się odwróciłam, podniosłą ręce do góry, na znak, że nic złego nie chce zrobić. Ledwo zdążyłam położyć plecak pod ścianą, a dziewczyna zalała mnie pytaniami. – To co to za motor? Skąd go masz? Czemu twoi rodzice nic nie wiedzą?

- Pożyczyłam od kolegi – wzruszyłam ramionami, jakby to było nic, a nastolatka prychnęła.

- Którego, huh? Słuchaj, znam cię całe życie i mówimy sobie wszystko. Wiem, że nie jesteś towarzyska, na dodatek na pewno byś mi o nim powiedziała. – Założyła ręce na piersi i oparła się o ścianę, a ja westchnęłam.

SpotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz