Rozdział 3

444 50 77
                                    

Gdy zajechaliśmy pod mój dom, pożegnałam Bee i podziękowałam mu. On coś odpowiedział ale nie zrozumiałam. Spojrzałam na godzinę w telefonie. Było parę minut po szesnastej. Rodzice mnie zabiją, spóźniłam się na obiad! Przypomniało mi to, że nic nie jadłam, przez co zrobiłam się głodna. Mogłam w ogóle nie brać jedzenia, skoro go nie zjadłam i dalej jest w plecaku.

Wzięłam głęboki wdech i weszłam do domu. Poszłam cicho w stronę schodów, gdy przyszedł tata z mamą.

- O... hej! No, to ten... wróciłam?

- Gdzie byłaś tak długo?! – Zapytał się mnie tata, a w tym samym momencie mama zauważyła, że spóźniłam się na obiad. Wiedziałam! Nie poczekali! Mój brzuch został poszkodowany!

- Jak już mówiłam, byłam się przejść. Cały czas szłam po drodze! – Odpowiedziałam szybko, bo widziałam, że już chcieli coś powiedzieć o tym, jak łatwo można się zgubić na pustyni – Postanowiłam, że poprawię swoją kondycję i trochę za daleko poszłam.

- Carol, nie powinnaś...

- John, dajmy może jej już spokój? Przynajmniej nie wpadła na jakiś głupi pomysł, co ja bym na pewno zrobiła, gdybym była w jej wieku – mamo, gdybyś wiedziała... na taki to nawet ty byś nie wpadła.

- No dobrze... ale to ma być ostatni raz, gdy nie mówisz, że wrócisz późno! – Chwila, przecież jest jeszcze wcześnie! Słońce świeci, ptaszki śpiewają i w ogóle.

- Oczywiście tato – powiedziałam z uśmiechem i przytuliłam się do zdziwionych moją reakcją rodziców – Dziękuję! 

***

Po zjedzeniu odgrzanego obiadu, poszłam do swojego pokoju i wzięłam laptopa. Niestety nie mogłam długo się nim pocieszyć, bo znów zadzwoniła Nicole.

- Czego? – Mruknęłam do telefonu, od razu odbierając. No ej, mnie się nie odrywa od komputera!

- Co ty taka nie w sosie, Carol? – Zaśmiała się, już przyzwyczajona, że czasami tak odbieram – znowu oglądałaś broń?

- Miałam zamiar i zrobiłabym to, gdybyś mi nie przeszkodziła – powiedziałam obrażonym tonem.

- Jak dobrze, że masz mnie! Zwariowałabyś beze mnie już do reszty!

- Działa to w obie strony, jeśli jeszcze tego nie raczyłaś zauważyć – razem się zaśmiałyśmy.

- E, tam... - jestem pewna, że machnęła lekceważąco ręką – Z tobą, czy bez i tak nie jestem szalona.

- Ah tak? A kto ostatnio prawie spalił dom, huh? – Zapytałam z ironią w głosie.

- Prawie robi różnicę! Na dodatek to nie oznaka tego, że ma się coś z głową! Bez ciebie jedynie mogłabym parę razy zginąć.

- No tak, teraz różni się to jedynie tym, że ja umrę razem z tobą. Naprawdę, baardzo pocieszające – zauważyłam z sarkazmem. 

***

Następnego dnia wstałam również koło dziesiątej. Podeszłam do okna i odsłoniłam żaluzje, by zdecydować czy wyjść na dwór. Przez blask zmrużyłam oczy i dopiero po chwili mogłam zobaczyć krajobraz za oknem. Wytrzeszczyłam oczy, gdy zobaczyłam fioletowy motor ze znakiem przynależności do Decepticonów. Czyli sprawa rozstrzygnięta. Zbiegłam szybko na dół i zjadłam śniadanie.

- Mamo, mogę wyjść? Od razu uprzedzam, że nie mam pojęcia kiedy przyjdę! – Powiedziałam robiąc oczy szczeniaka, który chce przysmak.

- Oczywiście. Tylko weź ze sobą jakieś jedzenie i picie – odpowiedziała mi, puszczając przy okazji oczko.

SpotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz