Rozdział 6

325 36 96
                                    

*pov. Will*

Powoli zaczynałem się wybudzać. Otworzyłem optyki. Leżałem na stole operacyjnym, a w pomieszczeniu nie było nikogo oprócz mnie. Podparłem się na łokciu i usiadłem powoli. Jeszcze raz się rozejrzałem, przecież bardzo łatwo mogłem po prostu nie zauważyć Carol. Jednak w tym właśnie momencie wszedł Knockout, a za nim Breakdown z dziewczyną. Ciężar spadł mi z Iskry. Jednak teraz pozostaje pytanie, jak to się stało, że ona jeszcze żyje? Każdy inny człowiek na pewno już byłby martwy, albo ja po prostu nie znam na tyle dobrze reszty węglowców i ich zachowań.

- Już się obudziłeś? Myślałem, że jeszcze przez parę godzin będziesz nieprzytomny - medyk podszedł do mnie. - Jak się czujesz?

- Wyśmienicie. To mogę już wstać? - Zapytałem szybko i zamierzałem stanąć na własnych nogach, jednak mech przytrzymał mnie, przez co nie mogłem tego zrobić.

- Nie, nie możesz. Masz teraz jeszcze przez jakieś pół godziny siedzieć, a najlepiej by było gdybyś leżał - na jego słowa wywróciłem optykami, czego nie mógł zobaczyć.

Przeniosłem wzrok na Caroline, która była dziwnie cicha. Chyba wreszcie zaczęła używać swojego procesora, bo wyglądała na zamyśloną.

- Tak właściwie, to co się stało? - Zadałem nurtujące mnie pytanie.

Knockout opowiedział mi, jak dziewczyna zdobyła sympatię jego i Breakdown'a. Jej ucieczkę i spotkanie z Megatronem. Bardzo dokładnie opisał mi to, jak mnie broniła. Zebrało mi się wtedy na płacz, który z trudem powstrzymałem. Nikt mnie nigdy nie traktował tak, jak ona.

Spojrzałem na Caroline, ona już chyba od dawna na mnie patrzyła. Uśmiechnęła się delikatnie, a mi zrobiło się ciepło na Iskrze. Nie mam pojęcia, dlaczego często tak się czuję w jej towarzystwie, ale w sumie, podoba mi się to.

Break podał mi Carol i poszedł gdzieś, mówiąc, że się spieszy. Położyłem dziewczynę na ramieniu, a ona usiadła i oparła się o moją szyję. Poczułem, jak się rumienię. Właśnie w takich sytuacjach cieszę się, że mam założoną maskę.

*pov. Breakdown*

Znajdowałem się w jakimś opuszczonym miasteczku. Było dosyć ciemno, dlatego dopiero po kilku chwilach zauważyłem Bulkhead'a. Oczywiście zaczęliśmy walczyć. W pewnym momencie uderzyłem go na tyle mocno, że poleciał na ścianę sąsiedniego budynku, robiąc w nim wgniecenie.

- Bulkhead, weź chłopie! Walczymy ze sobą na totalnym odludziu, podczas tropienia energonowego sygnału - powiedziałem, a mój przeciwnik wstał.

- Tak, Breakdown. Chyba masz dzisiaj farta - mech podbiegł do mnie i zamierzał wymierzyć cios, lecz zatrzymałem jego ręce. Tak właściwie, to Soundwave przekazał mi, że Autobot tu będzie, więc specjalnie zgłosiłem się na ochotnika do misji.

- Wiesz co? Jak z tobą skończę mogę odwiedzić twojego zwierzaczka - na moje słowa w Bulkhead'a wstąpiła jakaś nowa siła, dzięki której powalił mnie na ziemię. - Więc burzyciel ma słaby punkt!

Bot transformował dłoń w kulę. Rzucił się na mnie. Zdążyłem się odturlać, dzięki czemu ręka Bulk'a wbiła się w ziemię. Szybko wstałem, zmieniłem rękę w młot, po czym uderzyłem nim przeciwnika prosto w twarz. Zielony upadł, a ja podszedłem i przyłożyłem mu swoją broń do boku jego głowy.

- Chociaż lubię te nasze spotkania, pora na ich koniec - zamachnąłem się i już miałem go zgasić, gdy coś przyczepiło się do mojej klatki piersiowej, rażąc mnie prądem. Upadłem i jedyne co zdążyłem zapamiętać, to dźwięk helikopterów.

***

Powoli otworzyłem optyki, od razu po obudzeniu się. Koło mnie stały różnego rodzaju i wielkości wiertła. Widoczność nie była zbyt dobra. Dodatkowo strasznie śmierdziało, chyba grzybem.

SpotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz