15

318 16 0
                                    

Czy sny mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości? A może jednak to tylko wyobraźnia?

Obudziłem się rano. Widok ten sam... od przeszło czterech lat. Co prawda przeprowadziłem się kilka miesięcy temu do mojej małej kawalerki, ale jednak widoki się prawie nie zmieniły. Kremowe ściany, drewniana podłoga, kilka zawieszonych i oprawionych w ramy zdjęć przedstawiających różne sytuacje z mojego życia. Okno wychodzące na ulice Zurychu. Łóżko w którym obecnie leżę. Gdzieś w kącie biurko a zaraz obok niego pianino. Piękne, brązowe. Prezent z okazji przeprowadzki od rodziców.

Od dzieciństwa grałem na pianinie. Kiedyś, gdy byłem jeszcze dzieciakiem, grałem bo podobno to było bardzo popularne. Nie czułem zbyt wielkiego przywiązania do tego instrumentu. Ale pół roku później, pewnego dnia ktoś zdradził mi sekret.

"Jeżeli chcesz by muzyka "przemówiła" to musisz grać dla tej jednej, konkretnej kobiety, która skradnie Twoje serce". To była ta wielka tajemnica. I dopóki nie miałem "tej osoby", dopóty było to tylko uderzanie w klawisze. Puste, bez żadnego przekazu czy też uczuć. Moja gra nie "mówiła". Ale pewnego dnia... zgadza się, spotkałem ją. Dziewczynę, która na zawsze zmieniła moje życie. To dla niej zmieniłem swoją grę. Wkładałem w nią całe swoje serce. Przelewałem pot i łzy. Ale pewnego dnia przyszło nam się rozstać. Mi i jej.

Czternaście lat to chyba trochę za mało by wyznawać sobie miłość aż po grób, prawda? Gdyby nie sytuacja, która zmusiła mnie do wypowiedzenia tych dwóch, prostych a zarazem trudnych słów prawdopodobnie nigdy nie dowiedziałaby się co do niej czuję. Powiedziałem jej to co ważne, ale nie to co najważniejsze. Że to właśnie przez nią pokochałem tak to zajęcie, które zawsze uważałem za swój obowiązek. Dla mnie muzyka zawsze będzie tą pierwszą, a kobieta to jedynie kochanka. 

Przez kilka lat nie miałem z nią kontaktu. Wiedziała o moim wyjeździe lecz praktycznie nigdy nie dała mi znaku życia o sobie. Później stwierdziłem, że wojna ją pochłonęła. Aż pewnego dnia dostałem list. Właśnie od niej. Byłem szczęśliwy, że moje podejrzenia okazały się niesłuszne. Napisała mi w nim. że jej rodzina nie jest już z nią. Opisała nowe koleżanki oraz wszystko co dzieje się u niej i w Polsce. Do listu dołączyła fotografię. Miała na sobie sukienkę do kolan w kolorze kobaltowym i pozowała na tle zachodzącego słońca, a za nią płynęła Wisła. Była bardzo wychudzona Jej uśmiech od razu przyprawił mnie o szybsze bicie serca. Odwróciłem zdjęcie: widniała na nim data. 17 maj 1941 rok. Zaraz obok zauważyłem krótki wierszyk. 

"Jeśli zdradzisz spal zapomnij. 

Jeśli kochasz schowaj wspomnij".

Chciałbym ją jeszcze kiedyś spotkać o ile jeszcze żyje. Minął ponad rok odkąd dostałem ten list. Mamy czerwiec, który za kilka dni stanie się lipcem. Od tamtego dnia codziennie sobie powtarzam:

-Pewnego razu spotkasz ją kiedyś, spacerującą o Zurychu. Może z mężczyzną u boku albo biegającymi dziećmi. 

Za każdym razem wierzę w te dwa zdania coraz mniej. Ostatnio zastanawiam się czy to wszystko ma jakikolwiek sens. Co jeżeli zmarnowałem tyle lat na nią, a ona być może nie chodzi już po tym świecie? Nigdy nie związałem się z żadną dziewczyną. To ona jest tą na którą czekam niewzruszenie od tylu lat.  Nawet jeżeli jest gdzieś na końcu świata to liczę, że o mnie pamięta. Bo ja o niej nie zapomniałem. Przyjaciele mówili bym dał sobie spokój ale nigdy ostatecznie tego nie zrobiłem. Czekałem, czekam i będę czekał tyle ile będzie trzeba.

Dzień zapowiadał się dość gorący a do pracy chodzę wieczorami. Gram w pobliskiej restauracji do której chodzą sami bogaci ludzie. Znajduje się ona niedaleko rzeki i jeziora zuryskiego. Może nie zarabiam dużo ale póki starcza mi na opłacenie mieszkania i kupienie czegoś do jedzenia, nie mam na co narzekać. Ważne, że robię to co kocham czyli gram.

Zakazane...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz