Rozdział 1: Czy wszystko stracone?

54 5 1
                                    


03.11.2238r. Balaurea

Ból był jedyną rzeczą jaką czuła. Kto mógł podejrzewać napad Asmodian na terenie neutralnym? Jedynie kompletny paranoik, którego z nimi niestety nie było. Tym bardziej porwania, a nie walki.

- Boli, elyoska suko? - zapytał jej oprawca, po raz kolejny wbijając tępy nóż w jej ramie. Jedyne co o nim i jego... kolegach wiedziała, to to, że są Asmodianami.

Jej dość krótkie włosy były sklejone krwią, a całe ciało w niej skąpane.

- Nie sądzicie, że traktujemy ją ulgowo? W końcu to kleryczka, pewnie się dziwka leczy jak nas nie ma. Masz to?

Co on ma mieć? - myślała gorączkowo. Wiele się wycierpiała. I co z tego, że jest kleryczką? Nie leczyła się. Nie chciała pogarszać swojej sytuacji, to po pierwsze, po drugie chciała mieć jak najwięcej many na możliwą szansę ucieczki. Choć coraz bardziej w jakąkolwiek wątpiła. Krzyknęła, gdy poczuła ponowne nacinanie całego ciała. Znienawidziła to uczucie. To jak nóż nacina jej cienką skórę i podrażnia zmysły, jak życiodajna krew wycieka i powoli brudzi zakurzoną podłogę jej celi. Zaczęła wyć, kiedy jej świeże rany zostały polane sokiem z cytryny i posypane solą. Zdzierała sobie gardło, nie mogąc znieść bólu który sprawiał, że chciała umrzeć raz, a dobrze. Tak, że zapragnęła stać się śmiertelnikiem. Jej oprawcy zaczęli łamać jej kości stóp, a ona odchodziła od zmysłów. Usłyszała śmiech trzech Asmodian, pod których "opieką" znajdowała się od niedawna mimo, że dla niej to były całe wieki.

- Według mnie udaje.

- Tak. Trzeba ją ukarać.

Zacisnęła uda na te słowa. Już raz to usłyszała. Prawie ją zgwałcili, ale im się odwidziało.

- Zdejmij z niej tę szmatkę, mam pomysł.

Zerwali z niej resztki koszulki. Zbroi już dawno została pozbawiona. Myślała, że na dzisiaj ma już spokój. Miała złamane kilka palców u rąk, skręcony nadgarstek od ciągłego rzucania nią po celi i pęknięte przynajmniej dwa żebra. Do tego dochodziły stopy połamane tak, że kształtem już stóp nie przypominały. To wszystko było tylko małą kroplą, w oceanie nieszczęścia jaki sobą reprezentowała.

- Rozłóż skrzydła jak grzeczna dziewczynka.

Nie zareagowała.

- Jak nie prośbą to groźbą Mała - powiedział, poszukując na jej plecach specjalnego miejsca. - Mam - niedelikatnie wbił palec między jej łopatki.

Rozłożyła wbrew swojej woli skrzydła, które tworzyły kontrast do jej obecnego stanu. Potężne, lśniące bielą, złotem i zielenią wpadającą w błękit. Asmodianie skrzywili się na ich widok.

- Mogło być miło. Ale o tym możesz pomarzyć.

Po czym stało się coś, czego się nigdy nie spodziewała nawet po największym psychopacie. Jeden z nich złapał jej skrzydło, a drugi używając jej buzdyganu złamał je. Krzyknęła przeraźliwie, co zostało uciszone mocnym uderzeniem w twarz.

- Zamknij się suko - syknął jej nienawistnie do ucha mężczyzna.

Skuliła się na ziemi i zakryła głowę rękoma na których miała zapięte ciężkie kajdany. Przed kolejnym uderzeniem uratowało ją pukanie do drzwi.

- Generał was wzywa - mężczyźni gwałtownie wciągnęli powietrze. - Nie ma go jeszcze, będzie za pięć minut.

- Idziemy z tobą.

- A co z nią?

- Proszę cię, czy ty jesteś ślepy? Chyba nie sądzisz, że ona może się ruszyć o własnych siłach? Idziemy.

Czy wszystko stracone?Where stories live. Discover now