Rozdział II

121 41 12
                                    

Bawiłam się srebrną bransoletką przypominającą obręcz na jego nadgarstku. Nagle objął mnie i wskazał ruchem głowy w stronę nieba.

- Księżyc jest dziś piękny, prawda? - Spytał zapatrzony przed siebie.

- Racja, ale moim zdaniem wygląda tak jak wczoraj - Wzruszyłam ramionami i się zaśmiałam.

Sygnał smsa. Nathan usłyszał dźwięk ze swojej kieszeni. Momentalnie zbladł.

-Megan... - Powiedział szeptem odwracając swój pełen lęku wzrok z nieba. Spojrzał na mnie, a ja na niego. Byłam bardzo zaniepokojona jego zachowaniem, od rana jest coś nie tak.

- Ja... j-ja... - Zaczął się jąkać i wyglądał jakby miał się rozpłakać.

Chciałam go jakoś pocieszyć, uspokoić go i powiedzieć że może czuć się swobodnie, ale on znalazł się nagle niebezpiecznie blisko.

Gdy mnie pocałował zaczęłam myśleć o wszystkim jednocześnie.

Tak nie może być. Jesteśmy przyjaciółmi. Myślałam że to jasne.

Nie wiedząc jak mam mu to powiedzieć i pod napływem nerwów zdzieliłam go w twarz.

Chłopak był teraz blady jak ściana. W jego oczach zamiast smutku, albo gniewu widać było strach. Chciałam go spytać co się stało... albo co ważniejsze, co to miało być. Chciałam, ale nie zdążyłam.

Z kieszeni Nathana rozległ się dzwonek telefonu. Nie powstrzymywał już łez. Nie były to łzy smutku, przez to, że go odtrąciłam. Były to łzy strachu.

Pochylił się do przodu i zniknął.

Zapomniałam jak się oddycha. Bezsilnie łapałam powietrze. Odeszłam jak najdalej od końca dachu. Padłam na ziemię i ze strachem wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą ja i Nathan rozmawialiśmy o przyszłości.

Nadal nie mogąc złapać powietrza zaczęłam krzyczeć. Krzyk zmieszany ze szlochem wstrząsnął całym moim ciałem. Leżałam bezbronna na dachu, trzęsąc się od szlochu, a we mnie mieszało się pełno myśli, między innymi to koszmarne uczucie że jestem temu winna.

***


Gdy otworzyłam pozlepiane od łez oczy, zamiast dachu i rozpościerających się gwiazd, zobaczyłam migające kolory powoli składające się w całość.


Czerwony, niebieski, czerwony, biały, niebieski, biały - krążyły po mojej głowie jako oślepiające iskry. Dookoła było koszmarnie głośno. Pełno ludzi. Pełno aut. Nade mną również stali ludzie. Za mną również stały auta.


Ciemnoskóry mężczyzna stojący najbliżej mnie zaczął wykrzykiwać coś do reszty, chwilę później przed sobą miałam niewielki tłum ludzi zadających mi niezrozumiałe pytania. Kręciło mi się w głowie i najchętniej znowu bym zamknęła oczy by otworzyć je w moim domu, dookoła poduszki, koce, a koło mnie siedzący Nathan.


Znowu poczułam się jak na górze. Nie mogłam oddychać, bez skutku próbowałam złapać powietrze. Ludzie dookoła mnie zaczęli panikować. Nie miałam siły na nich patrzeć, każde ich niepotrzebne, niezrozumiałe słowo mnie drażniło.


Teraz zamknę oczy. Gdy je otworzę będzie po wszystkim. Właśnie tak się stanie.

***


Efekt był nieco inny niż się spodziewałam, ale zawsze coś.

Po wybudzeniu, moje oczy dostały szoku. Biel, pełno bieli. Ta cała biel raziła w oczy. Mimo wszystko wolę biel i ciszę od mieszających się blasków na tle nocnego nieba. Byłam już zdecydowanie spokojniejsza, odetchnęłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu.

Byłam w szpitalu, przez okno wpadały pierwsze promienie słońca. Chwilę po tym jak się oswoiłam z wiadomością gdzie jestem, do sali wszedł najprawdopodobniej lekarz, na oko miał jakieś czterdzieści lat. Tuż za nim wszedł dużo niższy mężczyzna, po mundurze poznałam że pewnie jest policjantem.

- Pani Grade? Widzę, że już się pani wybudziła - powiedział lekarz. - Zemdlała pani na miejscu wypadku, mam nadzieję że już się lepiej pani czuje.

Kiwnęłam niepewnie głową która znowu zaczynała mnie boleć.

- Czuje się pani na siłach by odpowiedzieć policji na parę pytań? - kontynuował lekarz.

Znowu pokiwałam głową.

Lekarz zostawił mnie z policjantem. Wytłumaczył mi z tej sytuacji tyle, co sama wiedziałam. Wypytywał mnie o nasze relacje i inne pierdoły. Nie miałam nawet siły by kłamać albo próbować coś ukrywać.

Mężczyzna pewnie zauważył że się jeszcze nie najlepiej czuję. Podziękował i powiedział że w razie czego będą dzwonić.

Zostałam w szpitalu do wieczora, ten sam lekarz co rano przeprowadzał na mnie badania po czym uznał że spokojnie mogę wyjść do domu.

Cały dzień nie mogłam się skupić ani myśleć. Ale w takiej sytuacji to chyba dość normalne. Teraz jednak musiałam się zastanowić gdzie spędzę ten tydzień. Bilet powrotny miałam dopiero za tydzień. Bałam się iść do domu Nathana i prosić jego matkę o nocleg, i tak miała teraz wystarczająco problemów. Cały świat się dla niej zawalił, a ja nadal mam uczucie że to po części moja wina.

Robiło się już ciemno, więc położyłam się na ławce przy wejściu do parku.


Pomoc ze strony mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz