Rozdział 4

8.4K 442 18
                                    

Nie potrafiłam uwierzyć w to jak moje dotychczasowe życie właśnie się zakończyło. Zwykłe nieporozumienie było wystarczającym powodem do tego, by wyrzucić mnie z miejsca, w którym się wychowałam. Jak mogli mu tak łatwo uwierzyć? Nawet nie dali mi szansy na wytłumaczenie, nie słuchali mnie w ogóle. Kazali mi zabrać najpotrzebniejsze rzeczy i dosłownie zamknęli mi bramę przed nosem.

Dlatego właśnie teraz idę małą leśną ścieżką z dużym plecakiem na ramionach. Wzięłam jedynie zapasy żywności, które miałam, pieniądze, szczotkę do włosów i ubrania. Nie mam pojęcia dokąd zmierzam. Nigdy nie wyjeżdżałam z wioski, więc nie wiedziałam jak daleko może być położona następna.

Zatrzymałam się na chwilę, by spojrzeć w niebo. Zauważyłam, że słońce coraz bardziej znika za horyzontem, więc powinnam sobie znaleźć jakąś kryjówkę. Rozejrzałam się dookoła i tak jak się spodziewałam - nie znalazłam niczego co mogłoby się nadawać na moje tymczasowe schronienie. Westchnęłam sfrustrowana i ruszyłam przed siebie z nadzieją, że może coś znajdę przed zapadnięciem kompletnego mroku.

Nie wiem jak długo maszeruję, ale na dworze panuje już tak zwana szarówka, a ja w dalszym ciągu nic nie widzę. Mam ochotę rozpłakać się z bezradności, chociaż wiem, że to nic mi nie da, więc stąpam twardo po ziemi. Moją uwagę przykuwa nagle jakiś szelest zza krzaków niedaleko mnie. Przyglądam się temu miejscu jednak nic nie dostrzegam, wzruszam ramionami i idę dalej. Nie mogę się nakręcać takimi błahostkami. Jestem przecież w lesie, gdzie żyje masa różnorodnych zwierząt, a równie dobrze to wiatr mógł poruszyć liśćmi.

Jednak dla pewności wyciągam mały nożyk, który noszę zawsze ze sobą, przymocowanego skórzanym paskiem do uda. Przystaję gwałtownie kiedy odgłos się powtarza. Tym razem jest słychać również kroki co mocno mnie niepokoi. Odwracam się powolnie do tyłu, ale znów niczego niepokojącego nie widzę. Biorę głęboki wdech i wydech, by jakoś się rozluźnić. Nie mogę zacząć panikować, bo to nie skończy się dobrze.

Już miałam się odwrócić do przodu i kontynuować poszukiwania, gdy poczułam mocny uścisk na barkach. Po chwili zostałam gwałtownie przekręcona tak, że wpadłam na coś twardego. Serce ugrzęzło mi w gardle, gdy do moich nozdrzy dotarł zapach męskich perfum. W środku lasu o tej porze nie powinno być żadnego człowieka, bo kto jest na tyle głupi, by się tu zapuszczać z własnej woli? Podnoszę niepewnie głowę do góry, ale już żałuję tego ruchu.

- Co robisz tutaj kwiatuszku? W dodatku sama i o tak późnej porze? - mruknął zachrypłym głosem i przejechał czubkiem nosa po skórze za uchem. Moje ciało przeszła fala dreszczy na ten gest, ale nie wiem czy jedną przyczyną był strach. Resztkami trzeźwego umysłu, spróbowałam go od siebie odepchnąć na co usłyszałam ciche warknięcie. Spojrzałam ze zmarszczonymi brwiami na czarnowłosego, a ten rzucił mi karcące spojrzenie. - Nie odpowiesz mi?

- Wal się. - powiedziałam twardo, chociaż w środku cała się trzęsłam. Znów go spotykam, kolejny raz widzę mężczyznę z mojego snu. W dodatku nie podoba mi się sceneria i okoliczności w jakich się znajdujemy. Nie mam nawet po co próbować krzyczeć o pomoc, bo tutaj nie ma nikogo, prócz nas.

- Tak nie będziemy sobie rozmawiać moja droga. - powiedział zdenerwowanym głosem i mocniej mnie przycisnął do swojego umięśnionego torsu. Złapał mnie ręką za podbródek i skierował moje spojrzenie na swoje. Rysy jego twarzy złagodniały, a tęczówki znów przybrały czerwony odcień. Uśmiechnął się do mnie lekko i dłonią przejechał po moim policzku. Nagle przyszedł mi genialny pomysł na to jak się wydostać.

- Przepraszam. - powiedziałam skruszona, a chłopak spojrzał na mnie jakbym postradała zmysły. Nie dziwię mu się, przecież przed chwilą próbowałam się wyrwać. - Poniosło mnie przez te nerwy. Jestem taka zrozpaczona. Jak oni mogli mnie uznać za jakąś czarownicę? - powiedziałam płaczliwym głosem i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Nie wiem czy mi się przesłyszało, ale mężczyzna wydobył z siebie coś na kształt mruczenia? Zignorowałam tę myśl i skupiłam się na aktualnym zadaniu. Kiedy dłonie chłopaka spoczęły wygodnie u dołu moich pleców, wstrzymałam powietrze i gwałtownym ruchem wbiłam noż po samą nasadę. Odskoczyłam gwałtownie kiedy z gardła chłopaka wydobył się krzyk zdziwienia i bólu. Stałam chwilę zszokowana w miejscu nie wiedząc co zrobić. Spojrzał na mnie rozwścieczony i na rączkę przedmiotu, który tkwił w jego brzuchu. Nagle wyjął go gwałtownym ruchem i skrzywił się lekko.

Odwróciłam się i biegiem ruszyłam przed siebie, nie dbałam już o to, że mój plecak został obok mężczyzny. Teraz liczyło się jedynie to by uciec temu psycholowi. Przebierałam nogami najszybciej jak mogłam i spojrzałam za siebie, gdy usłyszałam donośne wycie zza pleców. Łzy napłynęły mi do oczu. Ta scena przypomina tą z mojego snu, jednak to nie jest senna rzeczywistość, dzieję się to naprawdę.

Mocne uderzenie powaliło mnie na ziemię, a ja jęknęłam z bólu, bo przyłożyłam głową o kamień. Przed oczami pojawiły mi się mroczki, a ja czułam jak moje ciało powoli słabnie.

~'~

Amy nabroiłaś sobie

Wyklęta//Zayn Malik ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz