Chapter 19

1.6K 142 20
                                    

Myślę o Tobie. Mogę zobaczyć odcień i odbicie mojego przygnębienia.

Mogę zobaczyć profil ducha, którego mam w środku.

Nie mogę przestać palić i nie potrafię spać, wciąż myślę o Tobie w tej samotności.

Nie potrafię stawić czoła temu, by zacząć w końcu Cię zapomnieć.

Przeraża mnie myśl, co kryje się za Tobą.

Co kryje się za łzą, co kryje się za kruchością. Co kryje się za ostatnim pożegnaniem.

Co się dzieje, gdy kończy się miłość? Co kryje się za Tobą...

Mogę stąd zobaczyć wspomnienia, w których mnie prześladujesz.

Mogę zobaczyć profil mego cienia na ścianie. Nie mogę spać pośród tej samotności, wciąż o Tobie myślę. Nie śmiem nawet o Tobie zapomnieć  ponieważ przeraża mnie poznanie co znajduje się za Tobą. Co kryje się za...

Festyn, już dawno się rozpoczął a ja wciąż tkwiłam w tych czterech ścianach. Spojrzałam na spakowaną walizkę, która wydawała się być znacznie pełniejsza, niż wtedy gdy tu przyjechałam. Podniosłam się leniwie z łóżka, zakładając na siebie swój letni blado różowy sweterek. Chodź dopiero rozpoczął się kwiecień, pogoda jak na tę porę roku, była typowo wakacyjna. Włożyłam na nogi, tego samego koloru koturny, i skierowałam się w stronę drzwi. Odwróciłam się w stronę łóżka, na którym leżało kartonowe pudełko. Popatrzyłam na nie, a po mojej twarzy spłynęło kilka słonych łez. Nie zastanawiając się dłużej, wróciłam do miejsca, w którym go zostawiłam i chwyciłam je w dłonie. Czy właśnie tak to miało się zakończyć? Czy to kim się bez niego stałam, nie miało znaczenia?

Wysiadając z taksówki, która zawiozła mnie pod wskazany adres, mogłam usłyszeć głośną muzykę i śmiech otaczających mnie po chwili ludzi. Wszystko wyglądało idealnie. Louis doskonale się spisał, gdyby nie to, że uczestniczyłam chodź w części przygotowań. Nie uwierzyłabym  na własne oczy tego co teraz widzę. W tłumie bawiących się ludzi, szukałam wzrokiem znajomych twarzy. Zaciskając mocno dłonie na pudełku, poczułam jak palce delikatnie mi drętwieją. Znów poczułam to samo gorąco co ostatnio i myślałam, że tak jak wtedy osunę się na ziemię. Usiadłam jak najszybciej na najbliższym wolnym krześle głęboko oddychając. Po chwili ujrzałam nad sobą z lekkim przerażeniem na twarzy Louis’a i mamę Harry’ego.

- Amelio nic Ci nie jest?- spytała się kobieta, dotykając mojego rozgrzanego czoła.

- Nie.. chyba nie. –wyszeptałam. – Tylko zakręciło mi się w głowie. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- To zdarza, Ci się kolejny raz Amelio, nie podoba mi się to. –rzekł Louis, rozglądając się wokół, tak jakby kogoś wyczekiwał.

- To z przemęczenia. – odparłam, posyłając im lekki uśmiech, który wcale ich nie uspokoił.

- Może, coś zjesz kochanie? Przyniosę ci pyszne tacos.

- Dziękuję Anne, ale obawiam się, że nic nie przejdzie mi przez gardło. – rzuciłam cokolwiek co przyszło mi do głowy.- Czuję się  dużo lepiej. – odpowiedziałam spokojnie, popijając kubek zimnej wody, który podał mi  Louis.

- Mam taką nadzieję, skarbie. Chodź z nami.- wskazała palcem, w miejsce gdzie stał Robin.

-Tam wystawione są obrazy Harry’ego. Z pewnością CI się spodobają. – odparła uradowana Anne.

- Dobrze, w takim razie chodźmy. – dodałam, zabierając ze sobą kartonowe pudełko, które było dla mnie najważniejsze, niż cokolwiek innego.

Z wielką uwagą i zachwytem oglądałam obrazy narysowane przez Harry’ego. Były to głównie portrety, ale także i wcześniej widziane już park, jezioro i ławka.  W głębi ducha, cieszyłam się, że dał się namówić na ich wystawę, dla szerszej publiczności. Miał talent, tylko nie wiedziałam czemu z nim się chował.

 - Przepraszam. – Przepraszam, wszystkich. – usłyszałam jego ochrypły głos ze sceny.

- Chciałbym coś powiedzieć.  Muzyka ucichła, a wszyscy zgormadzeni skupili wzrok na chłopaku, który tego wieczoru był najjaśniejszą gwiazdą, na niebie. Wyglądał jak wcielony anioł, brakowało mu jedynie skrzydeł, jednak i bez tego prezentował się najlepiej z obecnych tu mężczyzn. Ja również oderwałam się od rysunków, które chłonęłam całą sobą, i skierowałam  swój wzrok w stronę bruneta.

 - Emm. Cześć wszystkim. Jestem Harry. Nie jestem najlepszy w przemówieniach, ale chciałbym czymś się z wami podzielić. Ten obraz, wskazał, za siebie - ma dla mnie szczególną wartość. Znajduję się na nim osoba, dla mnie najważniejsza. Chodź nie ma jej już z nami, w moim sercu wciąż żyję i nigdy nie zniknie. Tęsknie strasznie za Tobą, i brak mi Twe­go od­dechu. Chodź wiem, że nig­dy Cię nie zo­baczę… ale to właśnie Ty nau­czyłeś mnie cie­szyć się krótki­mi chwi­lami szczęścia. Dziękuje. – powiedział, patrząc w niebo zdejmując z niego jasny materiał.

Wiedziałam co zobaczę pod osłoną materiału. Chodź umysł się wypierał serce doskonale wiedziało. Namalował mnie. Nie taką jaką byłam jeszcze kilka lat temu. Tylko taką jaka jestem obecnie. Czułam ponownie, że tracę grunt pod nogami. Przeprosiłam Louis’a, Anne i Robin'a, udając się w stronę oddalonego o kilka metrów domku. Usiadałam na niedużej ławeczce, znajdującej się w pobliżu, odstawiając na bok pudełko, które cały czas było ze mną. Po chwili, spostrzegłam  idącego wzdłuż ścieżką Harry’ego pogrążonego w swoich myślach.

 -Harry!. –krzyknęłam. Chłopak nie zareagował  w żaden sposób.

-Harry!!!-  spróbowałam ponownie, z nieco lepszym skutkiem.

- Możemy porozmawiać? – spytałam, zrywając się z ławki, podchodząc do niego, zagradzając mu dalszą podróż.

- Nie mam nastroju, na rozmowę. – odpowiedział próbując mnie wyminąć.

- A kiedykolwiek ją miałeś? - prychnęłam, próbując go zatrzymać.

- Jeszcze tu jesteś? Myślałam, że zdążyłaś wyjechać. – odparł sucho, unikając mojego wzroku.

- Zanim to zrobię, muszę Ci coś dać.  – odpowiedziałam, czując jak moje serce rozpada się po raz kolejny na tysiące kawałków.

 - Amelio!!!

- Amelio Brizz !!! – usłyszałam tak dobrze znany mi głos. Odwróciłam się nie wiedząc jak się zachować.

 To była moja matka...

Without him || h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz