Obudziły mnie krzyki. Dochodziły z placu, na którym odbywały się treningi, ale na którym młodsi członkowie zakonu organizowali również różnego rodzaju gry. Mocno poirytowany, przeciągnąłem się w łóżku, przetarłem oczy i udałem się do łazienki, tam umyłem twarz i zmieniłem ubrania, po czym wyszedłem przed budynek by zobaczyć, co zakłóciło mój sen.
To grupka naszych "juniorów" krzyczała gniewnie, patrząc się na koronę drzewa. Eh, pewnie znowu to samo, szkoda słów. Że też grają w jakąś tam "piłkę". Mam tylko nadzieję, że kiedyś zrozumieją, że to nic innego, jak zwykła strata czasu.
Podszedłem, chwyciłem po drodze pierwszy-lepszy kamień i przyjrzałem się gałęziom. Ci w tym czasie zdążyli mnie już zauważyć i, standardowo, zaczęli piszczeć z zachwytu.
- Patrzcie, to brat Kayn! - zaszczebiotał pierwszy.
- Kayn pomożesz nam, prawda? - powiedział drugi.
- Dajcie mi chwilę. - mówiąc to, odbiegłem na jakieś pięć metrów od drzewa (czyście po to, by się im tylko jeszcze bardziej przypodobać, haha) i po wycelowaniu po prostu rzuciłem. Piłka spadła prosto w ręce jednego z nich. To przecież nie ważne, że mogłem ją najzwyklejszym zdjąć cieniem.
- Wow, to było świetne!
A wiwatom nie było końca.
- Kayn, Kayn! Nie chciałbyś zagrać z nami?
- Nie tym razem. - odpowiedziałem, siląc się na przyjazny uśmiech.
- Proooooszę! Jesteś taki super!
Słysząc to, zaśmiałem się i roztrzepałem jego płową czuprynę.
- Mam parę rzeczy na głowie. - odparłem, kierując się z powrotem w stronę budynku. - Może innym razem.
Do śniadania był czas, więc chciałem jeszcze trochę pospać. Gdy byłem już przed drzwiami, w tle usłyszałem jeszcze raz dziecięcy głosik, krzyczący "dzięki!".
Głupie bachory.
...
Jakiś czas potem, w jadalni nabrałem sobie ryżu z warzywami, czy cokolwiek to tam było i usiadłem przy stole, przy którym prawie wszystkie miejsca były już zajęte.
- Cześć, smacznego. - powiedziałem znudzony. Zawsze mówiłem to tylko po to, by nie mieli do mnie pretensji, ...no i by sprawiać wrażenie względnie uprzejmego typa.
- Dobrze, że już jesteś. - powiedział Neji.
- O co chodzi?
- ...Wieczorem organizujemy spotkanie, w moim pokoju. - wyjaśnił mi Nakuri. Mój "kumpel".
- Kto przychodzi? - spytałem, siląc się na zainteresowanie w głosie.
- Mhm, dużo tego. Ty, ja, Neji, Naoya, Kiku, Shota, Haru... Tsuki i reszta dziewczyn.
- Atrakcje?
- No, wiesz... to i owo, mamy trochę tego, tamtego i...
- Już, już, rozumiem. Żałuję, że spytałem. - zgasiłem go, zanim zdążył dokończyć tę załośnie brzmiącą wypowiedź.
- To jak? - popędził mnie Neji.
- ...Nie wiem, może przyjdę.
- Przyjdź... będzie super, nie pożałujesz, bracie.
- Kayn, proszę. Zrobisz to dla mnie...?
Tsuki, która dotychczas siedziała cicho obok mnie, w końcu się odezwała, gładząc mnie przy tym po bicepsie. Spróbowałem nie zareagować.
CZYTASZ
Dziecka już nie ma, został zabójca | Kayn - League Of Legends
FanfictionOpowieść z perspektywy Kayna, który jeszcze jako dziecko został zwerbowany w Noxus do dziecięcego wojska i wysłany do Ionii na pewną śmierć, tylko po to, by pokazać Ioańczykom, do czego tamci potrafią być zdolni. Mieszkańcy nie poddawali się bez wal...