Dziewczyna stanęła przed okazałym domem na obrzeżach Zakopanego, wzdychając cicho. To była jej pierwsza praca w wyuczonym zawodzie i miała zamiar zrobić wszystko, aby nie zawalić. Wiedziała, że ma przed sobą trudny przypadek, ale, rzucona na głęboką wodę, chciała podołać zadaniu. Odgarnęła jeszcze z czoła niesforne kosmyki i energicznie zapukała do drzwi, przybierając swój popisowy uśmiech. Musiała dobrze wypaść.
Po chwili na progu stanął wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, który na widok swojego gościa uśmiechnął się ciepło. Miał dziwne przeczucie, że trafił na odpowiednią osobę.
- Nareszcie. - Pokiwał głową, darując sobie zbędne przywitania, bowiem znali się już jakiś czas. - Zapraszam. - Zrobił jej miejsce w drzwiach, na co ona ochoczo weszła do środka.
- To gdzie mój pacjent? - zapytała wesoło, zawieszając swoją torebkę w przedpokoju.
- U siebie. - Jakub wzruszył ramionami. - On nie wychodzi ze swojej sypialni - zastrzegł od razu. - Wątpię, że go do tego zmusisz. Tak jak ci mówiłem, po kontuzji, wykluczającej go ze sportu, zamknął się w sobie. Toleruje tylko mnie, ale ja nie umiem przywrócić go do życia. Próbowaliśmy już wszystkiego, nasi rodzice bardzo się martwią. - Westchnął ciężko, spoglądając na zamknięte drzwi na końcu korytarza. - To tam. Jego świątynia. Myślę, że powinniście się poznać. Zrobimy mały okres próbny. Muszę coś załatwić, nie będzie mnie ze dwie godziny. Zostawiam was samych. Tylko bądźcie grzeczni! - Żartobliwie pogroził palcem.
- Tak jest, kapitanie! - Zasalutowała, śmiejąc się pod nosem. - Sprawdzimy, co to za ciężki i natrętny osobnik - rzuciła optymistycznie, żwawym krokiem ruszając w wyznaczonym kierunku, po czym bez wahania nacisnęła na klamkę, wpadając do środka. - O Boże, co za piwnica. - Skrzywiła się, dopadając do zasłoniętych okien.
- Zostaw! - Stanowczy, męski głos sprawił, że zamarła, szukając jego właściciela pośród wszechobecnej ciemności.
- Muszę, bo nic nie widzę - rzekła tonem nieznoszącym sprzeciwu, jednym ruchem podnosząc roletę. - O Boże, koleś, te ciuchy to chyba pożyczasz od dziadka. - Wzdrygnęła się, patrząc na jego stary, rozciągnięty sweter.
- A ty, kimkolwiek jesteś, wyglądasz jak z taniej bajki dla dzieci. - Wywrócił oczami, poprawiając szary, wełniany koc. - Kuba, co to za dziwadło? - Zerknął na swojego brata.
- Mówiłem ci, że zatrudniłem kogoś, kto powinien ci pomóc - zauważył, karcąc Maćka wzrokiem. - Ja spadam. A ty, młody, zachowuj się - dodał jeszcze, po czym wyszedł, mając nadzieję, że wytrzymają chociaż te dwie godziny.
- Słuchaj, ty... - zaczął, jednak szybko urwał, bo nie znał imienia owej kobiety.
- Rosa - dopowiedziała. - Wiesz, to norweskie imię. Urodziłam się w Norwegii, moi rodzice są Polakami, ale uparli się, żeby nazwać mnie po norwesku. A że we wczesnym dzieciństwie miałam różyczkę, a Rosa to różowy po norwesku, to...
- Skończ, zanim zaczniesz mi opowiadać o swoich chorobach wenerycznych - przerwał jej nieuprzejmie. - Kilka zasad. Po pierwsze, wchodzisz tu tylko wtedy, kiedy masz coś ważnego do przekazania. Po drugie, nie odsłaniasz rolet. Po trzecie, kończysz to bezsensowne pieprzenie, bo boli mnie od tego głowa i wychodzisz stąd w tym momencie. Rozumiemy się?
- Nie akceptuję twoich zasad - odpowiedziała beztrosko. - Moje są inne i do nich będziemy się stosować. A więc po pierwsze, wpuszczamy tu więcej światła. - Odsłoniła resztę okien i otworzyła jedno z nich, rozkoszując się świeżym, letnim powietrzem. - Po drugie, przyzwyczaj się do mojej obecności tutaj. A po trzecie... - Zastanowiła się przez moment. - Jeszcze nad tym pomyślę - orzekła, bez skrępowania siadając obok niego na łóżku. - Maciej Kot - zaczęła. - Mistrz świata i mistrz olimpijski w drużynie, odpowiednio z dwa tysiące siedemnastego i osiemnastego roku. Zwycięzca letniego sezonu dwa tysiące szesnaście. Triumfator dwóch konkursów w sezonie dwa tysiące szesnaście siedemnaście...
- Notatka z Wikipedii? - Uniósł brwi. - Myślisz, że po przeczytaniu tych suchych faktów wszystko o mnie wiesz?
- To tylko taka podstawa, której nie musiałam nigdzie czytać, bo oglądałam wszystkie twoje konkursy - oznajmiła z nieukrywaną satysfakcją.
- Hotka - prychnął z pogardą. - Dam ci autograf, a ty sobie pójdziesz, może być?
- Mam inną propozycję. - Uśmiechnęła się zagadkowo. - Ty załatwisz mi spotkanie, albo chociaż rozmowę z Adamem Małyszem, a ja w zamian zabiorę cię na watę cukrową.
______________________
Witajcie!
Chyba zwariowałam. Wpadłam na ten pomysł parę dni temu i po prostu mam ochotę napisać coś lekkiego, krótkiego i idealnego na lato. Mam zamiar skończyć to opowiadanie do końca wakacji, nie będzie długie, więc mam nadzieję, że się to uda. Jak widzicie, głównymi bohaterami są Maciej Kot i tajemnicza Norweżka o wdzięcznym imieniu Rosa. Jej zadanie jest proste - ma przywrócić mu radość życia i zmienić odcienie szarości na wszystkie kolory tęczy. Po kontuzji, jakiej doznał podczas ostatnich zawodów w sezonie 2017/18, która wykluczyła go ze sportu, zamknął się w sobie i odizolował od otoczenia. Świeżo upieczona pani psycholog, bez większego doświadczenia w tym zawodzie, pragnie sprawić, aby uśmiech znów zagościł na jego twarzy. Czy jej się to uda? O tym przekonacie się wkrótce c;
Mam nadzieję, że polubicie główną bohaterkę, bo jest ona niezwykle barwną i ciekawą postacią, co niebawem sami zaobserwujecie. Czekam na wasze opinie!
Buziaki ;*
PS Pobawiłam się w jasnowidza i przewidziałam dla Polski złoto na przyszłorocznych Igrzyskach. Obym była dobrym prorokiem...
CZYTASZ
Wata cukrowa | Maciej Kot ✔️
FanfictionO tym, że czasem potrzeba naprawdę niewiele, aby przywrócić życiu kolory. Okładka: @Dai3Sy