Dzień siódmy

579 73 4
                                    

Rosa stanęła przed znajomym domem, wzdychając ciężko. Z zapału i entuzjazmu, jaki posiadała tydzień wcześniej, nie pozostało nic. Poprzedni dzień pozbawił ją wrodzonego optymizmu i nie miała siły nawet na uśmiech, który zwykle był nieodłącznym elementem jej twarzy.

Wreszcie zapukała w solidne, dębowe drzwi i niemal natychmiast przed sobą ujrzała Jakuba, który zmarszczył brwi, widząc jej czerwone i opuchnięte oczy, ale o nic nie pytał, za co była mu wdzięczna. W milczeniu weszli do środka, siadając na kanapie w salonie.

- Rozumiem, że nie chcecie mi powiedzieć, co tu się wczoraj wydarzyło. - Pokiwał głową. - Nie wnikam. Ale Maciek kategorycznie zabronił mi przedłużenia z tobą umowy.

- Wiem. - Pokornie spuściła wzrok, bawiąc się swoimi palcami. - Nie spodziewałam się niczego innego. Wybacz mi, że cię zawiodłam.

- To nie twoja wina. To on jest cholernie uparty i nie daje sobie pomóc - stwierdził. - Ty zrobiłaś wszystko, co w twojej mocy, widziałem, jak się starałaś.

- Widocznie to nie wystarczyło. - Posłała mu słaby uśmiech. - Mam nadzieję, że ktoś inny podoła temu zadaniu.

- Wątpię - mruknął pod nosem. - Nie mam zamiaru szukać nikogo innego. Obiecałem mu to i dotrzymam słowa.

- Ale on potrzebuje pomocy - wtrąciła nieśmiało.

- Każdy to wie, ale nic na siłę. - Rozłożył bezradnie ręce. - Wypłatę za ten tydzień prześlę ci na konto.

- Nie ma mowy, nie przyjmę od ciebie żadnych pieniędzy - oznajmiła kategorycznie. - Nie dałam rady, więc nie masz mi za co płacić. Wydaje mi się, że tylko pogorszyłam jego stan.

- Rosa, te pieniądze ci się należą - nalegał.

- Nie - rzuciła tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Jedyne, czego chcę, to rozmowy z Maćkiem w cztery oczy. Nigdy więcej mnie nie zobaczy, a my będziemy w kontakcie. Jakbyś chciał kiedyś pogadać, to ja zawsze będę pod telefonem.

- Dobra z ciebie dziewczyna. I cieszę się, że zyskałem tak wspaniałą przyjaciółkę. - Uśmiechnął się do niej ciepło. - Zostawiam was, oczywiście możesz z nim porozmawiać. - Wstał, podchodząc do drzwi. - I dziękuję za wszystko, co dla niego zrobiłaś - dodał na zakończenie, wychodząc.

Rosa odetchnęła głośno, dłuższą chwilę stojąc przed wrotami, prowadzącymi do świątyni Macieja. Tysiące myśli przelatywały przez jej głowę, nie wiedziała, co w zasadzie mu powiedzieć, aby jakkolwiek zakończyć tę nieudaną terapię. Przez ten tydzień zaczęła wątpić w swoje powołanie i metody, tak chwalone przez wszystkich profesorów, jakich spotkała. Nowatorskie, ambitne, kreatywne, oryginalne... Nasłuchała się miliona podobnych określeń, lecz gdy przyszło do kontaktu z prawdziwym pacjentem, poległa na całej linii i doskonale o tym wiedziała.

Gdy już miała pukać, drzwi otworzyły się, a ona stanęła twarzą w twarz z Maćkiem. Tym, za którego niegdyś trzymała kciuki przed telewizorem, którego sukcesy śledziła z zapartym tchem. I tym, który sprawił, że jej oczy zgasły, a uśmiech zniknął.

- Co ty tu robisz? - mruknął nieprzyjemnie, mierząc wzrokiem granatową sukienkę, jaką miała na sobie, zaskoczony, iż posiadała takie ubrania.

- Ja... - zaczęła, lecz nie zdołała dokończyć.

- Co ty? - prychnął. - Znów masz zamiar prawić mi te denne morały? A może nakarmisz mnie pączkami lub przyniesiesz pluszowego zajączka? - ironizował, nie zważając na zmieniający się wyraz twarzy Norweżki. - Głupszych rzeczy nikt mi wcześniej nie serwował. Nie nadajesz się na psychologa i radziłbym ci szybko zmienić zawód, bo w tym pracy raczej nie znajdziesz. Nikt nie...

- Posłuchaj no - przerwała mu ostro, mrużąc powieki. - Dość się nasłuchałam. I wiesz co ci powiem? Nie ma w tym mojej winy. Cholera jasna, robiłam co w mojej mocy, żeby choć minimalnie poprawić ci humor, ale książę Maciuś, obrażony na cały świat, nawet nie chciał spróbować, nie mówiąc o wyjściu na prostą. Jesteś zapatrzonym w siebie dupkiem i pieprzonym egoistą, którego nie obchodzi nic poza czubkiem własnego nosa. Współczuję twojej rodzinie, bo oni martwią się o ciebie i zrobiliby wszystko, aby ci pomóc, a ty traktujesz ich jak najgorszych wrogów. Gdybyś tylko chciał, mógłbyś wrócić do życia, znów spotykać się z przyjaciółmi, rodziną, realizować swoje marzenia i pasje. Ale nie, ty wolisz zaszyć się w tej norze i wymagać, aby wszyscy wokół ciebie chodzili na paluszkach, byle tylko nie urazić szanownego pana. A wiesz co? Ja nienawidzę takich ludzi. I mam w dupie to, co teraz zrobisz, możesz nawet złożyć na mnie skargę. Przynajmniej wreszcie ktoś miał odwagę powiedzieć ci prawdę, bo ja się już nie boję, że cię przypadkiem urażę. Przez cały ten tydzień uważałam na każde słowo, ale teraz już mi wszystko jedno - dokończyła, po czym, nie czekając na reakcję Maćka wyszła na zewnątrz, trzaskając drzwiami.

A Maciek oparł się o ścianę, zupełnie zaskoczony patrząc przed siebie, w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała Rosa. Powoli opuściła go początkowa wściekłość, a on zaczął rozumieć, że w wypowiedzi dziewczyny było sporo racji. I najbardziej bolała świadomość, że dotarło to do niego tak późno.

_____________________

Witajcie!

To już przedostatni rozdział tego opowiadania. Na podsumowania jeszcze przyjdzie czas, więc nie przedłużam. Zostawiam was z tą częścią i trudną rozmową, a właściwie krótką wymianą zdań, jaką odbyli Maciek i Rosa. Oczywiście czekam na wasze opinie w komentarzach c;

Buziaki ;*

Wata cukrowa | Maciej Kot ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz