Od czytania książki Rosę oderwało pukanie do drzwi. Niechętnie zamknęła opowieść, spoglądając na zegarek. Dochodziła szósta wieczorem, więc domyślała się, że to listonosz. I jeśli przyniósł rachunki, to ona naprawdę nie chciała mu otwierać. Z ciężkim westchnieniem wstała z kanapy, zerkając w lustro wiszące na korytarzu. Krótkie spodenki w kolorze przybrudzonego różu i bluzka na ramiączkach z błyszczącym napisem. Królowa życia, idealnie odzwierciedlało to nastrój Norweżki. Oczywiście, jeśli włożyć w to stwierdzenie odpowiednią ilość sarkazmu. Poprawiła jeszcze jasnoróżowe pasemka, wystające z luźno upiętego koka i pociągnęła za klamkę. Spodziewała się ujrzeć tam każdego, tylko nie te znajome, czekoladowe oczy, których intensywność pamiętała do tamtej pory.
- Co ty tu robisz? - zapytała, wkładając olbrzymi wysiłek, aby zabrzmiało to ostro, jednak nie wyszło to tak, jakby chciała.
- Chciałem... - urwał, nagle zapominając całego monologu, ułożonego jeszcze we własnym mieszkaniu. - Ja... - Podrapał się nerwowo po karku, nie mogąc znieść spojrzenia Norweżki. - Przepraszam - wydusił wreszcie.
- Przepraszasz? - Uniosła brwi, nieco prześmiewczo, jednak w środku czuła, że rozpływa się od tego spojrzenia zranionej sarenki. - Powiedziałam ci, co o tobie myślę trzy tygodnie temu. I skąd w ogóle wiesz, gdzie mieszkam? - spytała, uświadamiając sobie, iż nadal nie wie najważniejszej kwestii.
- Jakub dał mi twój adres. - Wzruszył lekko ramionami. - Chociaż nie byłem pewien czy nadal tu mieszkasz, po tym wszystkim...
- Słuchaj no - przerwała mu twardo, zakładając ręce na piersi. - To, że jeden niewychowany czubek wywalił mnie z pracy, obrzucając przy tym niezbyt przychylnymi epitetami, nie znaczy, że wyjadę z miasta, które kocham. I choćbym miała cię spotykać na każdym kroku, zostanę. Nie będziesz mi ustawiał życia, ty, ty... - Uporczywie szukała właściwego określenia, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. - Ty kurczaku! - wypaliła, sama zastanawiając się, skąd wytrzasnęła taką durnotę, od której kąciki ust mężczyzny zadrżały.
- Mogę być kurczakiem, Rosa, mogę, ale nie o to chodzi. Naprawdę przepraszam - wyznał, nerwowym ruchem poprawiając włosy.
- Podaj mi chociaż jeden powód, dla którego miałabym ci wybaczyć. - Popatrzyła na niego wyzywająco.
- Mam numer do Małysza... - Sięgnął do kieszeni spodni, wyciągając stamtąd małą, złożoną karteczkę, na której widok jasne tęczówki kobiety rozbłysły niewidzianym dotąd blaskiem. - I coś jeszcze, ale musisz iść ze mną.
- A jak chcesz mnie zgwałcić, zabić i wrzucić do jeziora, a potem zadźgać nożem mojego kota i szantażować rodzinę, grożąc niewydaniem zwłok? - wysnuła teorię spiskową, przez którą źrenice Macieja rozszerzyły się w szoku.
- Nie mam takich niecnych zamiarów, zapewniam cię - obiecał, próbując ukryć rozbawienie. - To jak? Pójdziesz ze mną?
- Nie ufam ci, Macieju Kocie - wymruczała, zakładając na nogi swoje ukochane, brokatowe trampki. - Jeden podejrzany ruch i dostaniesz porcję gazu pieprzowego. A teraz dawaj mi to. - Wyrwała mu drogocenną karteczkę, przez chwilę obserwując ją z błogim wyrazem twarzy, następnie chowając ją w najbardziej bezpieczne miejsce u każdej dziewczyny.
- Naprawdę będziesz to trzymała w staniku? - Nie wytrzymał i parsknął śmiechem, pierwszy raz od dawna.
- Skarbów trzeba dobrze pilnować. - Pokiwała z przekonaniem głową, wychodząc z domu i zamykając za sobą drzwi. - Prowadź. Tylko nie w jakieś ciemne zaułki, bo ucieknę i więcej mnie nie zobaczysz - ostrzegła, niepewnie podążając za nim.
CZYTASZ
Wata cukrowa | Maciej Kot ✔️
FanfictionO tym, że czasem potrzeba naprawdę niewiele, aby przywrócić życiu kolory. Okładka: @Dai3Sy