23."Pomoc"

217 15 7
                                    

    Siedzieliśmy w małym lokalu na parterze wielkiej galerii handlowej. Sama zaproponowałam to miejsce z myślą o dobrej kawie. Kończyłam właśnie jeść podwójną porcję naleśników z bitą śmietaną, czekoladą i kawałkami bananów, oraz truskawek. Czułam się przyjemnie najedzona. Kelner zabrał mój talerz, a ja złapałam za kubek z kawą którą wcześniej sobie zamówiłam. Ten napój Bogów pijałam zazwyczaj z syropem klonowym. Może u brzmi nieco ohydnie, ale smakuje świetnie i w dodatku dodaje prawidłową ilość energii. James siedzący naprzeciw mnie cały czas bacznie mnie obserwował.

-Co?-odezwałam się w końcu.-Mam coś na twarzy?

Pokręcił tylko głową.

-No to może mi z łaski swojej wyjaśnisz dlaczego od-tu spojrzałam na swój fikcyjny zegarek na nadgarstku-Trzydziestu minut cały czas wywalasz na mnie gały?

-A co? Krępuje cię to?

-Raczej irytuje.-prychnęłam.

Zaśmiał się, a ja pozwoliłam sobie na uniesienie kącika ust. Serio? Dlaczego lubiłam te nasze wymiany zdań? Wróć Rose...Żadne "nasze". Co jest ze mną nie tak?

-Czemu nic nie jesz?-zapytałam po raz kolejny, bo czułam się naprawdę głupio kiedy zajadałam się swoimi naleśnikami, a on jedynie popijał kawę.

-Nie jestem głodny.-powtórzył.

Kiwnęłam głową i rozejrzałam się. Kawiarnia była przeszklona. Dokładnie widziałam zatłoczony McDonald i KFC. Kilkanaście markowych sklepów. Wszędzie można było ujrzeć rodziny z dziećmi, lub nastolatków z telefonami i colą w ręku. Rozwrzeszczana dzieciarnia latała wokół nóg rodziców chcąc wymusić na nich kupno kolejnej drogiej zabawki. Na ławce siedziała para trzymająca się za ręce i jakiś staruszek z gazetą pod pachą. Przy punkcie z biżuterią jakieś dziewczyny zastanawiały się nad kupnem odpowiedniego dodatku. Kilka nastolatek rozłożyła się na podłodze w cieniu wielkiej palmy, chłodząc się tym samym. Pogoda była niesamowicie parna i zapowiadało się na burzę.

-Chodźmy już stąd.- odezwałam się i podniosłam ze skórzanego fotela, którego tapicerka nieprzyjemnie lepiła się do ciała.

Chciałam zapłacić, ale chłopak nie pozwolił mi na to wyjmując z kieszeni kilka banknotów i podając je kelnerowi. Nawet nie poprosił o resztę. Otworzył mi drzwi, a ja od razu pożałowałam swojej decyzji. Natarła na mnie fala gorącego powietrza i przeklęłam dzień, w którym zdecydowano się nie montować tu zbawiennej klimatyzacji. Szybko przeszliśmy na drugą stronę alejki, która była co najmniej w połowie zacieniona.

-Heej! Black!-usłyszeliśmy za sobą i odwróciliśmy niemal w tym samym momencie.

Zmierzała do nas grupka złożona z czterech osób. Dwie dziewczyny szły obok siebie krok w krok i chichotały wymieniając się uwagami i spoglądając na Jamesa. Nie wiedzieć czemu mnie to zirytowało... Nieopodal nich kroczył ciemnowłosy chłopak ubrany w ubrania tego samego odcieniu co jego włosy. Przed nimi wszystkimi najszybciej mknął uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn w rażąco czerwonej Nike i zwyczajnych jeansach. Każda z żeńskiego grona ściskała w ręku po kilka toreb z markowymi logami najlepszych odzieżowych sklepów w okolicy.

Blondyn przywitał się z Jamesem, w którym zaszła nagła zmiana, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Uśmiech na twarzy był jednak wymuszony, ale rozświetlone oczy pałały radością. Tak jakby od dawna nie widział swojego... Przyjaciela?

-Co to za ślicznotka?-zapytał nieznajomy za co oberwał kuksańca od ślicznej dziewczyny o kasztanowych, długich włosach. Roześmiał się głośno i przyciągnął do siebie oplatając ręką w talii i całując w kącik ust. Ona uśmiechnęła się słodko i wyciągnęła rękę.

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz