Piękna noc||Fremione II

726 38 10
                                    

Dalej wszyscy wiemy jak to się to potoczyło. Tak... Fred i Hermiona byli idealną pod każdym względem parą. Wzajemnie się dopełniali tworząc coś pięknego. On zawsze ją rozśmieszał i odrywał od nauki. Ona zawsze się nim opiekowała i doprowadzała do porządku. Spędzali ciepłe dni wylegując się na błoniach. Ona leżąc mu na kolanach z książką w dłoni. On muskający jej włosy. Pili litry piwa kremowego przy tysiącach rozmów w Trzech Miotłach. Wiedzieli o sobie wszystko – począwszy od ulubionego koloru do ulubionego smaku lodów. Ona zawsze kibicowała mu na meczach, a on przepytywał ją i powtarzał z nią setki pojęć z wielu książek. Spędzali ze sobą całe dnie nigdy się nie nudząc. Budzili się z uśmiechem na ustach wiedząc, że spotka się z tym drugim. Znali każdy skrawek swojego ciała, każdy pojedynczy kosmyk włosów. Byli dla siebie bratnimi duszami – połączyło ich coś tak niewiarygodnie pięknego. Amortencja dziewczyny pachniała piwem kremowym, śniegiem i prochem z fajerwerków. Jej patronusem stała się hiena. W jego amortencji czuć było kwiecisty zapach perfum, świeżo skoszoną trawę i pożółkły papier. Byli jedną z tych par, które już planowały ślub. Często rozmawiali o przyszłości – oczywiście ich wspólnej. Małym domku na plaży. Gromadce rudych dzieci z brązowymi oczami i piegami. Fotelami na ganku by mogli spędzać tam długie godziny. Osobno, ale wciąż razem. Jakaś niewidzialna nić ich połączyła. Zawsze ciężko znosili rozstania.

Wojna przyszła niespodziewanie – wszystko przyszło tak niespodziewanie. Skradzione pocałunki przed odlotem do Nory. Przerażone spojrzenia i westchnienia ulgi. Zawsze im się udawało. Przed ucieczką w poszukiwaniu horkruksów nie zdążyli się pożegnać. A co jeśli to miał być ostatni raz, gdy się zobaczyli? Ostatni pocałunek? Wbiegając wtedy do Hogwartu Hermiona płakała. Od dłuższego czasu po jej policzkach spływały łzy szczęścia, nie smutku. Widząc go prawie przewróciła ich złączonych w namiętnym pocałunku. Całowali się wtedy zapamiętale. Jakby to miał być ostatni raz. Dostali jeszcze jedną szansę.

Gdy zaczęła się walka w Hogwarcie Hermiona szukała tylko jego. Wpadli na siebie na jednym z korytarzy. On przyparł ją do ściany chroniąc od pojedynczego zaklęcia. Raz po raz przesuwał dłońmi po jej twarzy. Ustami szukał jej ust. Ona mocno przycisnęła się do niego chcąc w pełni oddać się jego pocałunkom.

– Hermiono – odsunął się minimalnie i dłońmi ujął twarz ukochanej – kocham cię, kocham cię, kocham cię każdego dnia coraz bardziej. Kocham cię miłością niezbadaną, kocham cię miłością piękną, taką jaką tylko zechcesz. Nie płacz  – scałowywał łzy płynące po jej policzkach – nie płacz kochanie, spotkamy się, zaraz... tuż po walkach, obiecuję. Kocham cię Hermiono – szepnął jeszcze wydając swój ostatni oddech.

Moment później ona czuła już tylko jego opadające ciało. Słyszała tylko swój rozdzierający pisk. Kucnęła tuż obok jego martwego ciała. Głowę położyła na jego piersi łkając bezgłośnie. Nie słyszała oddechu innego niż swój. Nie czuła pulsu innego niż bicie jej serca. Nie wiedząc co ma robić potrząsnęła nim mocno.

– Fred... Fred, proszę cię. Choć raz bądź poważny. Błagam, choć raz nie bądź durniem, który sobie ze mnie żartuje – jej głos coraz bardziej się łamał – błagam, bądź żywy, proszę, proszę – pocałowała go mocno chcąc by się obudził, jak w bajkach. Łzy skapywały na jego zastygniętą w bezruchu twarz. Nos, który miał nigdy się nie zmarszczyć, usta, które miały już nigdy nie wykrzywić się w uśmiechu. Oczy, które już nigdy nie miały na nią spojrzeć. Uderzyła w jego martwą pierś pięścią.

– Nie! Nie! Wstawaj! – krzyczała z każdym słowem bijąc go mocniej. Wpadła w szał, włosy miała rozgarnięte na wszystkie strony. Po policzkach spływały jej łzy  – proszę  – wyszeptała jeszcze i położyła głowę na jego torsie.

3 lata później

Hermiona  niespokojnie przewracała się na szpitalnym łóżku. Od dawna nie spała spokojnie, a mugolskie tabletki nie pomagały na bezsenność. Ktoś gładził dłonią jej włosy. Nagle dziewczyna uniosła powieki i podniosła się do pozycji siedzącej. Oddychała płytko i szybko.

– Już dobrze, kochanie... Jestem przy tobie – powiedział uspokajającym tonem Ron i nie przerywając gładzenia jej włosów przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.

Hermiona przetarła dłonią twarz i rozejrzała się.

– Mogę zostać sama? – spytała cicho – jestem zmęczona. 

Ron odsunął się i podrapał się dłonią po karku.

– Och, jasne. Przyjdę potem – powiedział całując ją lekko w czoło i wychodząc z sali.

Dziewczyna podczołgała się do szafki i wzięła z niej czystą kartkę papieru i pióro. Podciągnęła kolana i chwyciła pióro między palce. Dalej poszło już samo.

Drogi Fredzie,

Wiem, że nie żyjesz. Wiem, że to głupie, że do Ciebie piszę. Wiem, że teraz byś mnie rozśmieszył. Ale ja od dawna się nie śmieje, od dawna w moim życiu jest tylko smutek. Wszyscy za Tobą tęsknimy. Nora nie jest już taka sama, święta są smutniejsze. Twoi rodzice starają się trzymać, ale Twoja mama na każde wspomnienie o Tobie płacze. Bill i Charlie również nie chcą okazywać rozpaczy. Ginny stara się nas wszystkich trzymać razem – pocieszać i wspierać. Ron... Po ślubie mam nosić jego nazwisko. Musisz mi jednak uwierzyć, że chciałabym przyjąć je po Tobie. Czuję okropne wyrzuty sumienia będąc z nim, ale wiem i wszyscy naokoło mi to mówią, że wolałbyś, żebym była szczęśliwa. A George... George trzyma się najgorzej z nas wszystkich. Wiem jak się czuję jakby utracił cząstkę siebie. Ja poczułam to samo. Już wiem jak to jest, gdy serce pęka na pół. Tak bardzo bym chciała wypić teraz z Tobą kremowe piwo, zaśmiać się na Twoje żarty, które zawsze mnie bawiły... Nic już nie jest takie samo. Bywają lepsze dni, ale wszystkim nam bardzo Ciebie brakuje. Przepraszam, Fred. Przepraszam, że to nie ja zginęłam, a Bóg zabrał nam kogoś najcudowniejszego. Swoją drogą, nie wierzę już w Boga. On nie pozwoliłby na takie cierpienia i okrucieństwa. Fred, jesteś najpiękniejszą osobą jaką poznałam. Nie chodzi mi o wygląd (choć oczywiście na to też nie możesz narzekać) tylko o Twoją umiejętność rozśmieszania wszystkich, niewiarygodną odwagę, optymizm, którego nigdy Ci nie brakowało. Po prostu za to jakim dobrym jesteś człowiekiem. Przepraszam, że nie dałam rady wygłosić mowy na Twoim pogrzebie. Wszyscy płakali, a ja miałam ochotę krzyczeć. Czy wiedzieli kim jesteś? Czy wiedzieli o tym, że Twój ulubiony kolor to żółty, ale nie jaskrawy, tylko bardziej ciemny i ciepły? Czy wiedzieli, że nienawidzisz lodów waniliowych i uwielbiasz tylko te mocno czekoladowe? Czy wiedzieli, że Cię kochałam? Nie wiem. Mam nadzieję, że Ty wiedziałeś. Ja nigdy nie zdążyłam Ci tego powiedzieć. A więc... Kocham Cię Fredzie Weasley'u. Nie wiem, czy kiedykolwiek pokocham kogoś tak mocno jak Ciebie. Nauczyłeś mnie kochać. Nauczyłeś mnie śmiania się. Nauczyłeś mnie żyć dobrze. Żyć mimo wszystko. Żyć po swojemu. Dziękuję.

Kocham Cię,

Hermiona

Druga, krótsza część miniaturki. Mam nadzieję, że całość czytało się przyjemnie. Piszcie w komentarzach. Niedługo widzimy się znowu - tym razem w erze Huncwotów :)

Miniaturki|Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz