Miiko nie miała zamiaru dopytywać – znała przyjaciela, wiedziała, że dyplomacją i łagodnym uśmiechem uda mu się wyłgać z udzielenia treściwej odpowiedzi. Czasem irytował ją tą swoją tajemniczością, potem jednak przypominała sobie, że taka była natura nie tylko Leiftana, ale i całego jego ludu. Pamięć o tym pozwalała się nie denerwować, jednak czasem ponosiła ją mimo wszystko irytacja. Ogień w klatce buzował bardziej agresywnie, świszczało powietrze cięte trzema ogonami.
-Czyli ze zniknięciami w związane jest z pewnością jakieś leśne stworzenie. Inaczej niedźwiedziuk by się tutaj nie zjawił.
-Jakie masz zamiar powziąć działania?- spytał blondyn podpierając się jedną ręką pod biodro.
-Przeczeszemy las. Pojedziesz do okolicznych wiosek i w imieniu straży Eel znajdziesz ochotników, którzy przeszukają części lasu w swoich okolicach- wydała mu polecenie wiedząc, że nie będzie się sprzeczał. Wbrew całej złośliwości, której kitsune zaznała ze strony Leifa parę razy w życiu, tak skrzętnie krytej wewnątrz, ona widziała, że jego serce składa się ze złota i platyny najwyższych prób i, co najważniejsze: Leif znał swoje obowiązki.
-Oczywiście- skinął głową zgodnie ze spodziewaniami Miiko.
-Przygotuj się do misji, proszę. Ach! Po drodze powiadom Kero i Ykhar, że na nich tutaj czekam.
Zdążył wysłać do ludzi Amayę z liścikiem powiadamiającym o przeszukiwaniu lasu – zrobił to zasadniczo z czystej sympatii dla Bimbra i chęci odkrycia prawdy kryjącej się za osobą K nim uda się to komukolwiek przed nim. Lubił rozwiązywać swoje tajemnice sam, był względem nich zaborczy, wręcz terytorialny. Każdej zagadki wraz z powiązanymi z nią wskazówkami strzegł podobnie, jak Reks strzegł swojej dziewczynki – oczywiście z dużo mniejszą ilością warczenia. Skierował się ku targowi z nadzieją na znalezienie kilku drobiazgów potrzebnych na czas podróży. Jego stary bukłak wołał o pomstę do nieba.
Joel, Kacey i Ćpun zbroili się przed wyjściem na swoją zmianę. Właściwie to zbroili się jedynie mężczyźni – Kacey nie rozstawała się ze swoim mieczem nawet wewnątrz Kolonialnych jaskiń. Stała, z narzuconym na ramię plecakiem, w którym obijały się butelka z rybim tłuszczem i zapalniczka, z którą Janis pojawiła się w Eldaryi, ułatwiając życie ludzi przynajmniej póki nie skończy się gaz. Plecak zawierał też kilka kanapek i półtoralitrową plastikową butelkę z wodą – podobne butelki były w Kolonii niemalże na wagę złota, regularnie liczone, przechowywane jak skarb. Od południa po zmierzch mieli patrolować okolice polany – jedynej, która oznaczona była na aktualnej mapie lasu stworzonej przez K.G.. Blisko niej znajdował się jeden z grzybowych okręgów oraz ukryta zręcznie wąska, wydeptana ścieżka prowadząca wprost na klif w którym wykute były schody. Chłopcy zgarnęli jeszcze po jednej małej lampie, sprytnie zrobionej przez mężczyznę z Ameryki podchodzącego pod trzydziestkę, uwielbiającego bawić się we wszelkie projekty zawierające ogień, szkło czy metal – zrobił nawet małą odlewnię metalu, nikt jednak nie wiedział po co, skoro nie mieli materiałów potrzebnych do stworzenia odlewu czegokolwiek poza improwizowanymi nakrętkami do butelek. Latarnie były zwykłymi słoikami, za dawnych czasów ukradzionymi z K.G. jeszcze przez Francoisa i Bimbra, którym rozszczelniły się już nieznacznie ze starości nakrętki, nie pozwalając trzymać w nich przetworów na zimę – przez niewielkie otwory zrobione w wieczkach przeciągnięte były kawałki skręconej bawełny, zanurzone wewnątrz słoika w przetopionym tłuszczu pozyskanym z chowańców; do nakrętki, dla zwielokrotnienia światła, rozbicia go, przyklejone były glinką obręcze ze szkła – zmyślny Amerykanin potrafił ciąć butelki przy pomocy sznurka. Lampki oplecione były drutem i miały długie rączki pozwalające nie poparzyć rąk ponad płomieniem. Podobnych lampek Kolonia nie posiadała zbyt wiele, nie nadawały się bowiem do używania pośród nocy. Jednakże nieźle sprawowały się podczas wieczornych powrotów pośród świeżo co rozścielonego na niebie mroku. Ćpun, dla zapewnienia im rozrywki, zabrał ze sobą gitarę z którą trafił do Eldaryi.
CZYTASZ
Panna-Połamanna
FanfictionKacey spojrzała na trzy przesłodkie stworzenia w klatce. Tutejsi nazywali je „chowańcami" - Koloniści nazywali je „przyszłą kiełbasą". Kucnęła przed klatką, wpatrując się chłodnym, wielobarwnym wzrokiem heterochromych oczu w urocze, błagaln...