Zdecydował się na życzliwość. Zdobędzie zaufanie podmiotu, by dotrzeć do sedna jego tajemnicy. Zbliżając się z łagodnym uśmiechem odłożył na ziemię cylindryczny pakunek po czym zdjął z ramion swój płaszcz i, mimo powarkiwania blackdoga, narzucił go na ramiona nastolatki stojącej sztywno, jakby zmieniona w słup soli, najwidoczniej zaskoczonej podobnym gestem zbyt mocno, by zareagować.
– Wybacz, droga K, ale wyglądało jakby było ci zimno – wytłumaczył się zamiast przywitania delikatnymi dłońmi wyciągając futro jej peleryny na biel płaszcza.
– Ja... Dzięki, ale i tak zaraz sobie idę, więc to niepotrzebne – słychać było w jej odpowiedzi, że jej zwyczajna obcesowość nie jest w najlepszej formie.
– Cóż, miałem nadzieję, że chwilę ze mną zostaniesz – posłał jej ten przełamany cieniem czułości przyjacielski uśmiech, odsuwając się o krok. – Zaobserwowaliśmy ostatnio anomalię w zatoce. Liczyłem, że będziesz coś więcej o niej wiedzieć.
Zmarszczyła na chwilę czoło, po czym skrzywiła się – jedna z dłoni odruchowo uniosła się ku twarzy, gdzie rana zareagowała na przyjętą minę ukłuciem bólu.
– Anomalię? – spytała w końcu, opuszczając rękę nim dotarła do źródła dyskomfortu. – Nieważne – potrząsnęła głową. – Najpierw interesy, potem możemy pogadać – gruboskórność walczyła, by znów wrócić na powierzchnię i zastąpić tę słabość, którą sprowadziła na Kacey żałoba.
Leiftan skinął głową, zawracając po pakunek. Podniósł go z trawy, cicho zachrzęścił gruby papier zabezpieczony przed rozwinięciem się sznurkiem przypominającym jutę.
– Koce i mydło, zgodnie z życzeniem Joela – powiedział spokojnie, podając swój towar dziewczynie. Rozejrzał się w międzyczasie nieco na pokaz. – Właśnie, gdzie Joel? Zazwyczaj jesteście we dwoje – znów próbował wciągnąć ją w rozmowę, przekonać, że ich znajomość jest czymś więcej niż tylko handlem.
– Jest zajęty – rzuciła nieprzyjemnie, kucając nad pakunkiem.
Mocowała się ze sznurkiem a Reks, chcąc chronić swoją dziewczynkę przed górującym nad nią mężczyzną, zbliżył się; stanął tuż obok wlepiając podejrzliwy fiolet oczu w jego twarz. Lekko rozchylony pysk ukazywał krawędzie ostrych zębów, jakby zwierzę mówiło: „Wystarczy jeden zły ruch...".
– Pozwól, że pomogę – zaoferował się Leiftan kucając przy zawiniątku, układając palce na sznurku niebezpiecznie blisko rąk Kacey.
Reks warknął wrogo, jednak dziewczyna rzuciła mu jedno spojrzenie proszące, by się uspokoił – błysnął fiolet, jakby dwójka kłóciła się bezdźwięcznie, zaraz jednak blackdog wrócił do uważnego przyglądania się praktycznie nieznajomemu, który ostatnio chciał go zaatakować. Leif w tym czasie zręcznie rozwiązał węzełek. Kacey rozchyliła papier, by zobaczyć dwa koce w mocnych, ładnych kolorach – odzwyczaiła się już od intensywnych barw; mężczyzna rozwinął część koców, ukazując podłużne pudełko. Uniósłszy pokrywkę K zobaczyła około dziesięciu kostek mydła, na który to widok sięgnęła do paska, odwiązała sakiewkę i rzuciła ją pod stopy miejscowego.
– Dobra, zwinę to z powrotem i powiedzmy, że poświęcę chwilę na tą waszą anomalię – stwierdziła, nie obdarzając Leiftana nawet jednym spojrzeniem, gdy zamykała pudełko i owijała je na powrót kocami.
Związała ciasno sznurek najprostszym węzełkiem, powtórzyła, by stworzyć supeł. Jasnowłosy mężczyzna po raz drugi mógł zaobserwować, jak blackdog bez żadnego polecenia, jakby rzeczywiście był czymś wiele więcej niż krwiożerczą bestią, delikatnie ujmuje sznurek w zęby na co K uśmiechnęła się bezbarwnie, podrapała go za czarnymi, spiczastymi uszami, podniósłszy się wpierw do stojącej pozycji.
CZYTASZ
Panna-Połamanna
FanfictionKacey spojrzała na trzy przesłodkie stworzenia w klatce. Tutejsi nazywali je „chowańcami" - Koloniści nazywali je „przyszłą kiełbasą". Kucnęła przed klatką, wpatrując się chłodnym, wielobarwnym wzrokiem heterochromych oczu w urocze, błagaln...