1

302 11 4
                                    

Kolejny monotonny dzień z mojego życia. Ciągle to samo. Wstaję, ogarniam się, śniadanie, praca. Wstaję, ogarniam się, śniadanie, praca. Dziwię się, jak jeszcze nie zwariowałam. Jednak muszę być silna dla swojego ojca — jest poważnie chory, a leki, które są mu potrzebne, są drogie, powiedziałabym wręcz, że kosztują one fortunę. Wydaję prawie swoją całą wypłatę na nie, lecz najważniejsze jest zdrowie mojego ojca — Jamesa. Niewiele myśląc, oderwałam swoją okrągłą głowę od puchatej poduszki, siadając na swoim miękkim łóżku. Ziewnęłam, przeciągając się i wstając ze swojego łóżka chcąc nie spóźnić się do swojej pracy. Nie zarabiałam w niej milionów, ale chociaż jako tako mogłam się utrzymać przy życiu, chociaż i tak czasami nie wystarczało na wszystko. Bardzo często musiałam odmawiać sobie niektórych rzeczy, aby starczyło na leki, jedzenie, czy na opłatę wszystkich rachunków. Starałam się nie narzekać. Życie jest piękne i trzeba je doceniać. Krótko mówiąc; trzeba cieszyć się z tego, co się ma.

Kiedy podniosłam się ze swojego legowiska, udałam się w stronę okien, a dokładniej rolet. Odsunęłam je, a już po chwili do mojego pokoju zawitało światło dzienne. Uchyliłam lekko okno, po czym do moich uszu dotarł piękny śpiew słowików. Przez chwilę rozkoszowałam się owym śpiewem i świeżym powietrzem wychylając lekko do przodu swoją głowę. Moje czoło ogrzewały promienie słoneczne, a ja przymknęłam lekko swoje oczy. Czułam, że dzisiaj będzie upalny dzień, dlatego zadecydowałam ubrać się letnie, jednakże najpierw chciałam pójść do toalety i zrobić to, co robię codziennie, a mianowicie wziąć orzeźwiający prysznic oraz umyć zęby. Niewiele myśląc, przerwałam chwilę podziwiania śpiewu słowików otwierając drzwi do swojego pokoju. Wyszedłszy ze swojego małego królestwa, skierowałam się w stronę drzwi, które prowadziły do łazienki. Gdy już tam dotarłam, rozebrałam się ze swoich ubrań i ustałam przed lustrem, które znajdowało się w mojej łazience nad umywalką. Zaczęłam przyglądać się swojej budowie ciała i swojej twarzy. Lubiłam swoje ciało. Byłam szczupłą kobietą. Zaokrąglenia były tam, gdzie potrzeba. Do swojej twarzy również nic nie miałam. Mały, zgrabny, lekko zadarty do góry nosek, brązowe, prawie czarne oczy, pełne, malinowe usta oraz śniada cera. Akceptowałam siebie całą i nie miałam żadnych kompleksów. Uważam, że każdy jest piękny i wyjątkowy na swój sposób i że każdy powinien siebie akceptować. Moim zdaniem na świecie nie powinno istnieć takie coś jak kompleksy. Niestety nie da się tak, bo gdyby nie istnieli inni ludzie, nie istniałoby też coś takiego jak kompleksy, a świat bez ludzi wydawałby się taki nijaki, smutny, nieciekawy.

Niewiele myśląc, udałam się w stronę kabiny prysznicowej już po chwili do niej wchodząc i odkręcając wodę. Odkręciwszy wodę, poczułam, jak rozluźnia się moje całe ciało. Woda zaczęła mozolnie spływać po moim całym ciele, ale również i po moich kasztanowo-długich włosach. Odchyliłam lekko swoją głowę do tyłu, zamykając swoje oczy. Naprawdę doceniałam takie chwile jak te — poczułam się całkowicie wolna. Po kilku minutach stania i rozkoszowania się spływającą wodą po moich częściach ciała zaczęłam myć swoje włosy. Delikatnie wcierałam szampon w moją skórę na głowie, ale również i w moje brązowe włosy. Po rześkim prysznicu wyszłam z kabiny i owinęłam swoje ciało białym, puchatym ręcznikiem, natomiast drugim ręcznikiem zaczęłam wycierać swoje mokre włosy. Mając suche włosy, zaczęłam suszyć swoje ciało, a będąc suchą, skierowałam się w stronę lustra i umywalki, po czym nałożyłam trochę pasty na szczoteczkę i zaczęłam myć swoje białe uzębienie. Po umyciu zębów, wyszłam z pomieszczenia, w którym jeszcze przed chwilą byłam i skierowałam się znowu do swojej komnaty, mając nadal owinięte swoje ciało puchatym ręcznikiem. Otworzyłam swoją białą szafę, po czym zaczęłam zastanawiać się nad wyborem ciuchów. Jak każda kobieta nie mogłam zdecydować się, w co się ubrać i już po chwili połowa mojej garderoby wylądowała na moim łóżku, a niektóre ubrania znalazły swoje miejsce również i na podłodze.

W końcu zadecydowałam ubrać biały top oraz spodenki mające gdzieniegdzie modne dziury. Włosy postanowiłam związać w wysokiego koka, a top wpuścić w spodenki. Przyszedł czas na makijaż — podkład, korektor, lekko podmalowane rzęsy, pomadka do ust i byłam gotowa. Uśmiechnęłam się na moje odbicie w lusterku, po czym włożyłam do swojej torebki same najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam ze swojego pokoju, kierując się na dół — do kuchni.

Tam przywitałam się ze swoim tatą, który siedział przy małym, aczkolwiek praktycznym stoliku kuchennym i czytał gazetę. Dałam mu buziaka w policzek tak jak co ranek z uśmiechem na twarzy.

— Dzień dobry, tato. Jak się spało? — Skierowałam swoje pytanie w jego stronę, czekając na to, co odpowie. W międzyczasie wzięłam do swojej małej dłoni czerwone jabłko, które leżało na półmisku i ugryzłam je, rozkoszując się jego słodkim smakiem. — Dzień dobry, córuś. Jak zawsze, czyli dobrze. — Powiedziawszy to, wzruszył ramionami kierując swój wzrok na mnie. — Wyspałaś się? — W odpowiedzi jedynie pokiwałam głową. — Wziąłeś wszystkie leki? — Podeszłam do niego i uniosłam lekko swoje brwi, spoglądając na niego. — Tak. Nie martw się już, tylko idź, jeżeli nie chcesz się spóźnić na autobus. — Ostrzegł mnie, a ja spojrzałam na zegarek. Miał rację. Była 6:53, a autobus mam o 7:15, a dojście z domu na przystanek niestety trochę mi zajmuje. Zapewne zastanawiacie się, dlaczego nie pojadę swoim samochodem do pracy? Otóż zrobiłam prawo jazdy, jednakże nie mam samochodu. Jak już wspominałam wcześniej — najważniejszy jest mój ojciec i jego zdrowie. Samochód niestety musi poczekać. Być może kiedyś się go doczekam, gdzieś w niedalekiej przyszłości. — Och, masz rację. — Podeszłam do niego i dałam mu buziaka w policzek na pożegnanie, po czym wyrzuciłam resztki jabłka do kosza. — Pamiętaj, weź leki na południe i nie przemęczaj się, dobrze? — Powiedziałam ostrzegawczo, a on jedynie pokiwał głową z lekkim uśmiechem błąkającym się na jego już zestarzałej twarzy. — Dobrze córuś, nie przejmuj się. Przecież wiesz, że dam sobie doskonale radę. — Łatwo ci tato mówić, martwię się o ciebie, bo cię kocham. Nie chcę, żeby coś ci się stało, albo co gorsza— pogorszyło. Więc pamiętaj o lekach i do zobaczenia potem, dobrze? — Spokojnie córeczko, do zobaczenia potem i powodzenia w pracy!  — Powiedział wesoło i uścisnął mnie na pożegnanie, po czym wyszłam ze swojego małego, drewnianego domku kierując się niestety na piechotę na przystanek autobusowy. Jednakże zawsze powtarzam sobie, że zawsze mogło być gorzej. Więc z uśmiechem na twarzy szłam przed siebie, umilając sobie drogę słuchaniem śpiewu ptaków. Życie jest piękne, pamiętajcie kochani!

* * *

Witam Was w pierwszym rozdziale. Wiecie co? Uważam, że nie wyszedł najgorzej, jak na moje początki pisania na Wattpadzie. A wy? Co o nim sądzicie? Jak myślicie, na co jest chory tata Annabelle?

Kolejny rozdział przewiduję na sobotę (19.08.2017)

Babysitter | h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz