Przez otwarte okno wkradł się psotny wiatr. Podmuchem zgasił ostatnią, wypalającą się świecę, wspomnienie po wczorajszej nocy. Strącił białą szmatkę powieszoną na obręczy drewnianego krzesła. Musnął twarz śpięcego chłopca, który od chłodu cichutko jęknął, nic więcej.
Chłopiec miał sen, dziwny sen. W pierwszej chwili wydawał się jak jawa, ale przecież to już się kiedyś wydarzyło. Pamiętał to, pamiętał również, że to był ostatni raz... Ostatni raz gdy wspólnie tak się bawili, szczęśliwi, beztroscy. Gdzie to wszystko zniknęło? Czemu pozostało tylko wspomnieniem, które objawia się w snach? On prawie już o tym zapomniał, to było tak dawno. Wspomnienie, które przez tyle lat zdążyło wyblaknąć, ożyło a wraz z nim ból, przerażający ból rwący serce. Nie tak to planowali, to miało trwać wiecznie, a uleciało jak ten wiatr.
Zacisnął rękę na kocu powstrzymując łzy, które samowolnie skapywały z jego oczu. To szczęście zniknęło, już go nie. Pamięta dlaczego, teraz gdy to ożyło, przypomniał sobie wszystko.
.
.
.
Gdy wrócili do wsi, rozstali się z Nasławem, który poszedł swoją drogą, a oni sami udali się do zamku. Już ściemniało, to źle, dzisiejszego dnia wyjątkowo dobrze się bawili i stracili rachubę czasu. Fakt, była zima i noc nadchodziła szybciej, ale był jeden warunek, którego mieli się trzymać, nie ważne czy to zima, czy lato. Mieli być już w domu zanim słońce całkowicie zajdzie. Złamali zasadę, nie spodziewali się nawet jakie konsekwencje niesie ona ze sobą.Wbiegli roześmiani na dziedziniec. Mijali służbę, która ewidentnie ich unikała i cicho szeptała coś między sobą na ich widok. Już to wydało się podejrzane. Nie powitali ich, ani nic z tych rzeczy? Postanowili nie przejmować się tym, ale już trochę ciszej oraz wolniej weszli do środka. Tam czekała już na zdenerwowana Nacja. Rudowłosa dziewczyna oparta o ścianę, od razu do nich dopadła.
- Czy wyście powariowali?! Wszyscy się o was zamartwiali! Gdzieście byliście tak długo? Mieliście wracać przed zmrokiem, a już od dawna księżyc świeci! - krzyczała otrzepując ich ubrania ze śniegu.
- Wybaczcie nam, ale zrozumcie tu tak nudno – Chłopiec cały czas trzymał małą dziewczynkę za rękę, próbując ją w ten sposób uspokoić. Czuł, że jako prawdziwy mężczyzna musi wziąć wszystko na siebie, i ją obronić. - Obiecujemy, że to więcej się nie powtórzy.
- Macie racje, nie powtórzy. Nigdy. - Wyprostowała się i skarciła oboje wzrokiem - Panicz pozwoli ze mną. Wasi rodzice, chcą z wami pomówić. A wy – spojrzała na Anabel zalewającą się łzami – A z wami pogadam później. W podskokach do komnaty dla służby!
- Nie róbcie jej nic! - Feliks wyrwał się kobiecie wpadając plecami na ścianę i z trudem utrzymując równowagę. - To moja wina! Moja wina! Ukażcie mnie, a Anabel zostawcie w spokoju! To moja przeokropna wina!
- Wasi rodzice już o tym zdecydują. A teraz za mną!
Zabronili mu wychodzić z dom bez służby, a to równało się z brakiem kontaktu z Nasławem. Niedługo dane mu było rozpaczać, gdyż kilka dni później ciężko zachorował. Nadworni medycy rozkładali ręce, mówiąc, iż to ostatnie są jego chwile, lepiej się pożegnać, niż potem żałować. Wszyscy się poddali, oprócz barona, który postanowił spróbować jeszcze raz, został bowiem ostatni sposób, niebezpieczny sposób. Przeszukał cały kraj w poszukiwaniu ratunku dla jedynego dziedzica. I znalazł, mężczyznę, który podawał się za mędrca, ale każdy wiedział iż to czarownik, co z ziołami obcuje, eliksiry waży i ludziom z oczu czyta. Tylko zaufani ludzie na dworze wiedzieli o tym, a, że baron nikomu nie ufał nikt nie widział o przybyciu nieznajomego. Liczył się z konsekwencjami gdy wyjdzie na jaw jego plan, ale w chwili obecnej nie miało to znaczenia. Połowę skarbca wydał na jego usługi, podwyższając podatki od swoich poddanych. Ale udało się, mędrzec wyleczył dziedzica. I wszystko by było dobrze, gdyby nie to, iż czarownik zażądał od barona by ten go ukrył w swoim zamku. Zaszantażował, że jeśli tego nie uczyni, odwróci efekt działa naparu, który podał dziedzicowi, i tym razem nic go nie uratuje, a śmierć jego będzie długa i okropnie bolesna. Zgodził się a jakby inaczej. Gdy na spokojnie sobie to przemyślał, zauważył jaką idealną umowę podpisał. Mieć takiego czarownika pod swoim dachem, który pomoże gdy będzie trzeba z kimś pohandlować, jakiś sojusz podpisać, to dopiero szczęście. I on go miał! Zyskał niesamowitego sojusznika a jego jedyny syn jest cały i zdrów, może nie tak całkiem zdrów. Od tej choroby, jego zdrowie diametralnie się pogorszyło. Miewał straszne bóle głowy, omdlenia, gorączki, i nic na to już pomóc nie mogło. Mędrzec rzekł tylko tyle, iż choroba ciężka była, wyleczył ją, ale pozostałość po niej pozostała i tego, żadne czary zmienić nie mogą. Dodał również, iż uważać na siebie powinien, nie przemęczać, a przede wszystkim nie stresować się, inaczej wszystko się nasili, wszystko powróci, i ratunku żadnego już nie będzie. Feliks o niczym nie wiedział i tak miało pozostać, podobno tak będzie dla niego lepiej. Tylko, że przez to, nabrał innego zdania na ten temat, negatywnego zdania.
.
.
.
Tak teraz pamięta. Odseparowali go od przyjaciela na kilka lat. Ale nie dał się długo więzić w klatce. Uciekł, i odrazu poczuł, że żyje. I znów ma się to powtórzyć? Znów ma stracić tyle lat? Jego szczęście, oni mu je zabrali. Nie pozwoli na to.
CZYTASZ
Róża Uczuć [LietPol]
Fanfiction"Może w innym świecie, w innym czasie, to wszystko wyglądało by inaczej, może moglibyśmy być szczęśliwi, może moglibyśmy kochać, ale tu musimy zaakceptować nasz skazany na ból los." - Witajcie podróżnicy! Pewno zmęczeni i spragnieni. Zatem usiądźcie...